Niepokojące myśli

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kopiąc coraz podnosiłem wzrok z ziemi, aby spojrzeć w stronę, w którą odszedł mój brat. Naprawdę dziwnie się ostatnio zachowywał, miałem nadzieję, że wszystko z nim w porządku, bo to naprawdę zaczynało być bardzo niepokojące. Sądziłem, że jeszcze mnie okrzyczy, a on tak po prostu przeprosił. Może ktoś go podmienił? Albo jakiś zły duch go opętał przez co zachowuje się w nie Sulimowy sposób?

Przynajmniej rozmyślając o czymś innym czas szybciej mi mijał i nim się obejrzałem wykopałem kamień, na którym znajdował się mały kwiatek.

Obejrzałem się wokół, aby zobaczyć, gdzie podział się Sulim, aby go zawołać. Dopiero po chwili zauważyłem go oddalonego ode mnie o spory kawałek. Domyśliłem się, że raczej z tej odległości by nie usłyszał mojego wołania, więc podniosłem rękę do góry, w której nie trzymałam kamienia i nią pomachałem. Na szczęście Sulim zauważył mój znak i zaczął iść w moją stronę.

- Wykopałeś ten kamień? - spytał Sulim będąc już blisko mnie.

Pokiwałem głową i pokazałem mu moje znalezisko.

- No to się przemieniaj, abyśmy mieli już to z głowy - mruknął.

Popatrzyłem na niego wkurzonym wzrokiem, bo oczywiście poraz kolejny to ja musiałem się przemieniać, aby wyrwać mi pióro, co było bolesne. Nic jednak nie powiedziałem, odłożyłem tylko kamień na ziemię.

Pomyślałem o Sulimie i czekałem aż poczuję ból w klatce piersiowej, a potem jakbym był rozrywany na strzępy. Jednak odczułem tylko delikatne kłucie w torsie, a w następnej chwili już byłem przemieniony w sowę. Zdziwiłem się nieźle, że nie czułem tego jakbym był rozrywany na kawałki. Może im więcej razy się przemienia tym ból coraz bardziej ustępuje? Jeśli tak, to bardzo dobrze. W ten sposób każda przemiana stanie się o wiele przyjemniejsza.

Mój braciszek wyrwał mi pióro, a ja zmieniłem się z powrotem w człowieka. Włożyłem kamień z symbolem ziemi z powrotem do dziury, którą wykopałem. Sulim podał mi pióro, a ja dałem go na wierzch po czym wszystko zakopałem.

Otrzepałem ręce z ziemi i uśmiechnąłem się w jego stronę.

- No więc został nam tylko ostatni kamień i wreszcie koniec - podsumowałem z ulgą, że w końcu za niedługo, a przynajmniej mam taką nadzieję, wszystko wróci do normy - Sulim, nie byłoby szybciej gdybyśmy już na początku przemienili się i w ten sposób podróżowali? Tak by nam to wszystko o wiele mniej czasu zajęło.

- Może i byłoby szybciej, ale po pierwsze ty sam zabrałeś Jaśminę, a po drugie w formie zwierząt musimy regularnie, co jakąś godzinę lub dwie coś jeść, dlatego to może być dosyć kłopotliwe.

- Gdybym musiał znosić tylko twoje towarzystwo to bym oszalał i jakbyśmy wrócili do Silos to pewnie bym biegał po miasteczku z siekierą, dlatego dobrze, że zabrałem Jaśminę - zachichotałem.

- Bardzo zabawne, Sawin - westchnął przewracając oczami - Ja nie wiem jak to się dzieje, że przez twoje żarty to jeszcze nie oszalałem. Najwidoczniej mój umysł wytworzył jakąś barierę, dzięki czemu nic mi nie jest.

- Ha, ha, ha. To było naprawdę bardzo śmieszne, Sulim - zaśmiałem się sucho próbując w ten sposób ukryć moje oburzenie jego słowami i nie racząc go już jakimikolwiek spojrzeniem podszedłem do koni, które się pasły nieopodal.

Wsiadłem na grzbiet Jaśminy i czekałem aż ten idiota dołączy do mnie. Nie miałem pojęcia, dlaczego on nigdy nie może być dla mnie miły. Przynajmniej upewniłem się w ten sposób, że Sulim na pewno nie jest opętany ani nikt go nie podmienił. No cóż, w każdej sytuacji trzeba szukać jakichś plusów. Jeden problem z głowy, pocieszyłem się, przez co mimowolnie uniosłem delikatnie kąciki warg ku górze.

Został nam ostatni kamień, który znajdował się w gdzieś na wschód od Silos. Dlatego w tamtą stronę skierowaliśmy nasze konie.

- A może byśmy się pościgali? - zaproponowałem wiedząc, że Sulim nigdy w życiu nie przepuści takiej okazji.

- Chcesz się ścigać? Na pewno dobrze się czujesz? - spytał zdziwiony i spojrzał na mnie jakbym pochodził co najmniej z innego świata.

- Czemu by nie? Im szybciej tam dotrzemy tym szybciej załatwimy tą sprawę z kamieniem i wrócimy w końcu do Silos - odparłem uśmiechając się w jego stronę wyzywająco.

- Dobra, jeśli tak bardzo chcesz się ścigać to chętnie przyjmuję wyzwanie.

Przychnąłem przewracając oczami, przecież doskonale było widać, że to on bardziej chętny jest na ten wyścig niż ja.

- Okej, więc od tego drzewa startujemy - wskazałem palcem na najbliżej oddaloną od nas roślinę - Tylko bez oszukiwania!

- Oczywiście, braciszku - uśmiechnął się do mnie niewinnie.

***

- Wygrałem! - krzyknąłem dojeżdżając do naszą przysłowiowej linii mety. W czasie trwającego wyścigu ustaliliśmy, że będziemy się ścigać do głazu, na którym znajdował się jakiś niewyraźny napis.

- Dałem ci wygrać - prychnął i zsiadł z Lazura, aby przyjrzeć się napisowi wyrytemu na głazie.

- Jasne - przewróciłem oczami i również zsiadłem z konia, aby przyjrzeć się z bliska, co ciekawego ktoś tam napisał.

,,Strzeżcie się, albowiem to co z reguły jest niewidoczne zazwyczaj bywa najgroźniejsze"

Wpatrywałem się w napis i nie miałem pojęcia, co o tym niby myśleć. Poczułem delikatny dreszczyk grozy, który przeszedł mi po plecach. Nie miałem pojęcia jak ktoś był w stanie zrobić napis na tym głazie i po co, aby kogoś ostrzec czy tylko po to, aby narobić komuś stracha?

- Tego raczej nie zrobił żaden człowiek - stwierdził Sulim tak jakby doskonale wiedział o czym właśnie myślałem. Następnie przejechał palcami po napisie sprawdzając strukturę każdej litery - To wygląda tak jakby ten głaz od zawsze miał taki napis.

Spojrzałem na niego zdziwiony i lekko przestraszony, czy to oznaczało, że ten głaz próbuje nas przed czymś przestrzec. Ale jak to możliwe? Przecież on nie żyje i nie jest w stanie tego zrobić.

- Widziałeś już kiedyś ten głaz? - spytałem mając nadzieję, że powie coś w stylu, że bywał tutaj nie raz i ktoś sobie stroi z nas żarty, bo nic takiego tutaj strasznego nie ma.

- Nigdy nie byłem, dziadek zawsze powtarzał, abyśmy trzymali się od tego miejsca z daleka.

Popatrzyłem na niego lekko zdziwiony. Praktycznie nigdy nie słuchałem, co dziadek mówił, bo i tak prawie zawsze spędzałem wszystkie godziny w lesie. Pozwalał mi tam chodzić, więc reszta mnie już nie interesowała i automatycznie to ignorowałem.

Rozejrzałem się dookoła, ale niczego niepokojącego nie ujrzałem. Niewielkie białe chmurki, które sunęły po błękitnym niebie, nieliczne drzewa i soczyście zielona trawa. W skrócie nic niepokojącego nie znajdowało się w zasięgu wzroku.

- Powinniśmy zająć się poszukiwaniem ostatniego kamienia - zasugerowałem nadal będąc przerażony tym miejscem. Chciałem się stąd wynieść jak najszybciej.

Z tego co wiem gdzieś tutaj musiał znajdować się ten cholerny kamień z symbolem powietrza. Trzeba tylko go odnaleźć i sprawdzić czy aby na pewno jest na swoim miejscu.

- Masz rację - odparł i zaczął odgarniać nogą przydługą trawę.

Rozglądając się po trawie nagle uświadomiłem sobie, że wokół nas zaczyna powstawać mgła. Spojrzałem przerażony w kierunku gdzie powinien znajdować się mój brat, ale nie było go tam. W następnej chwili usłyszałem niedaleko przerażający wrzask kogoś. Od razu rozpoznałem, że to głos Sulima, ale jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem, aby wydał z siebie taki dźwięk.

- Sulim! - wrzasnąłem najgłośniej jak tylko potrafiłem, ale odpowiedziała mi jedynie głucha, nieprzenikniona cisza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro