Słowa prawdy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czekałem aż Sulim przestanie napawać się swoim zwycięstwem i w końcu że mnie zejdzie. Było mi już niewygodnie tak leżeć mając przyszpilone nadgarstki, więc popatrzyłem na niego poirytowany.

– Zejdziesz ze mnie w końcu? – spytałem próbując wyrwać z jego uścisku nadgarstki, aby następnie zepchnąć z siebie tego debila

– Myślę nad twoją karą, więc leż cicho i mi nie przeszkadzaj – odparł i potrząsnął głową, aby mokre kłaki, które opadały mu na oczy go nie denerwowały. Westchnąłem jedynie gdy zimne krople spotkały się z moją ciepłą skórą na twarzy.

– Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Zejdziesz ze mnie, a ja pokażę ci w co się przemieniam, okej?  – uśmiechnąłem się niewinnie, aby uwierzył mi, że pod tym nie kryje się żaden podstęp.

Sulim wpatrywał się w moje oczy jakby oczekując, że wyczyta z nich czy kłamię i przykładowo gdy tylko mnie uwolni to zacznę znowu uciekać. Po dłuższej chwili zastanowienia kiwnął głową twierdząco, a w zaraz po tym zszedł ze mnie i usiadł obok na trawie.

– Zszedłem z ciebie, a teraz się przemieniaj – mruknął tylko niecierpliwie wpatrując się we mnie gotowy, aby zareagować na mój najmniejszy ruch, który mówiłby, że mam zamiar zaraz zwiać.

– Po co ten pośpiech? – spytałem wstając i powolnym krokiem zacząłem iść w stronę Silos.

– Sawin! – krzyknął za mną Sulim, a już po chwili poczułem jego mocny chwyt na moim nadgarstku – Dobrze ci radzę nie igraj ze mną – mruknął złowrogo znajdując się tuż obok mnie.

Obróciłem głowę w stronę Sulima, gdy nasze spojrzenia się spotkały zauważyłem w jego oczach złość, którą ledwo kontrolował. Coś mi mówiło, żebym lepiej go dzisiaj więcej nie wkurzał, ponieważ istniała możliwość, że mógłbym nie przetrwać jego ataku złości.

– Uspokój się, chciałem najpierw coś zjeść. Przespałem tyle godzin, więc jestem cholernie głodny, a ty mi tutaj jeszcze grozisz, zero współczucia. Ja prawie umarłem podczas tego testu – żaliłem się. Postanowiłem zagrać na jego uczuciach, aby mi trochę odpuścił.

– Na teście nie da się umrzeć, więc nie marudź tyle i nie użalaj się nad sobą – prychnął i puścił mój nadgarstek.

– Ale... ale mówiłeś przed testem, że można – odparłem patrząc na niego smutnym wzrokiem – Jesteś do niczego! Musiałeś okłamać mnie akurat tuż przed testem?! Sądziłem, że według ciebie i innych ludzi ten gówniany test jest najważniejszą chwilą w życiu! – wrzasnąłem na niego próbując za wszelką cenę, aby Sulim nie usłyszał jak bardzo łamie mi się głos od emocji. Zacząłem biegnąć w stronę Silos, ale w tej samej chwili przystanąłem gdy usłyszałem jego słowa.

– To nie moja wina, że jesteś taki naiwny i łatwowierny! – krzyknął za mną, na co automatycznie odwróciłem się i podszedłem ponownie do niego.

– Co z tego, że jestem naiwny i łatwowierny? Przynajmniej nie okłamuję ludzi gdy chodzi o coś ważnego w przeciwieństwie do ciebie! – nie panując nad sobą uderzyłem go z całej siły pięścią w twarz. Poczułem przypływ satysfakcji z tego co zrobiłem, więc zwinąłem palce drugiej dłoni w pięść i nią również uderzyłem w twarz Sulima.

Gdy chciałem kolejny raz go uderzyć zorientowałem się, że Sulim nawet nie próbuje mnie powstrzymać. Automatycznie opuściłem ręce wzdłuż ciała i popatrzyłem na jego twarz. Z nosa ciekła mu krew, ale Sulim chyba nie zwrócił za bardzo na to uwagi tylko wpatrywał się we mnie, a w jego oczach można było wyczytać poczucie winy.

– Przepraszam – szepnąłem i popatrzyłem w dół, ale dostrzegłem jedynie moje kostki, na których widniała resztka krwi.

Przerażony tym widokiem zacząłem powoli się wycofywać. W głowie miałem tylko jedną myśl, aby stąd uciec. Zazwyczaj panowałem nad swoimi emocjami, więc ten nagły wybuch zaskoczył go zapewne w tak samym stopniu jak mnie.

Starałem się myśleć o Sulimie, o tym kim dla mnie jest i tych miłych chwilach spędzonych razem, aby przemienić się i odlecieć jak najdalej stąd. Ból rozkwitł w mojej klatce piersiowej i sam nie wiedziałem do końca czy to z powodu przemiany, czy może dlatego, że bolało mnie to co mu przed chwilą zrobiłem. Nie mogłem jednak dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ poczułem się jakbym był rozrywany, przez co wymknął mi się z ust jęk pełen cierpienia. Jeszcze nie zdążyłem się przyzwyczaić do tego uczucia, ale z każdą przemianą było coraz lepiej.

Na ciele urosły mi pióra i para skrzydeł, a zaraz potem wzbiłem się w powietrze, aby uciec od Sulima. Wiedziałem, że jeśli tylko by chciał z łatwością mógłby mnie dogonić, ale najwidoczniej nie miał zamiaru się ruszać. Może chciał tylko zobaczyć jak się przemieniam i teraz miał to gdzieś, co przed chwilą się między nami wydarzyło. W sumie to tak byłoby lepiej, Sulim wróciłby do Silos, do dziadka i powiedziałby mu, żeby się o mnie nie martwił, a ja wróciłbym za jakiś czas. Spojrzałem w dół, gdzie stał mój brat wpatrując się we mnie. Trzymał dłoń przy nosie prawdopodobnie czekając aż krwotok samoistne ustąpi. Nie mogłem dłużej na niego patrzeć, więc odleciałem w stronę lasu mając nadzieję, że odnajdę tam utracony spokój i będę mógł wszystko na spokojnie przemyśleć.

Przysiadłem na gałęzi od razu przemieniając się z powrotem w człowieka. Miałem ochotę się rozpłakać, ale na razie byłem zbyt wkurzony na niego i na siebie także, więc jedynie zerwałem liścia i próbowałem się na nim wyżyć rozrywając go na strzępy, aby się trochę uspokoić.

Po chwili tuż obok mnie przysiadł jastrząb, czyli mój kochany braciszek, który od razu się przemienił z powrotem człowieka. Krew przestała mu lecieć z nosa i jedynie była widoczna ta, która zdążyła już skrzepnąć.

– Przepraszam za to, że cię okłamałem – rzekł od razu, a ja wyczułem w jego głosie szczerość – Nie okłamię cię już nigdy więcej w tak ważnej sprawie – mówił do mnie łagodnie.

– I tak ci nie wierzę – prychnąłem, ale coś mi mówiło, że Sulim w tej chwili akurat nie kłamie – Obiecujesz? – spytałem wyciągając w jego stronę mały palec.

– Tak, obiecuję – uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął swój mały palec, aby chwycić ten należący do mnie – A jak złamię obietnicę to wykąpie się w końskim łajnie.

Zaśmiałem się zapominając o tym jak przed chwilą byłem na niego wkurzony.

– Muszę to zobaczyć, więc nie mógłbyś już teraz się wykąpać? – spytałem rozbawiony.

– Nie ma mowy, już i tak wyrządziłeś mi prysznic z rana, bachorze – również rozbawiony zmierzwił moje czarne kłaki.

– Zasłużyłeś – odparłem dźgając go palcem w bok – Podobała ci się moja przemiana? – spytałem zmieniając temat.

– Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś. Nie sądziłem, że przemieniasz się w sowę, nie za bardzo do ciebie pasuje.

– Też myślę, że do mnie za bardzo nie pasuje, ale w sumie fajnie, że mogę latać. Polubiłem patrzeć na świat z wysokości i już wiem, co ty czujesz podczas lotu – uśmiechnąłem się w jego stronę ciesząc się, że już się pogodziliśmy.

Zaburczało mi w brzuchu przez co Sulim popatrzył na mnie rozbawiony.

– Chyba rzeczywiście jesteś głodny, a dodatkowo jeszcze się przemieniłeś, co powoduje spadek energii. Pewnie dziadek wrócił już z polowania, więc co powiesz na mały wyścig do Silos? – spytał, a w jego oczach ukazały się iskierki, które zawsze było widać gdy zwęszył jakąś szansę na wygraną.

– Co to za wyścig skoro i tak wygrasz? – spytałem nie mając zamiaru się zgodzić. No chyba, że by mnie jakoś przekonał na co za bardzo nie liczyłem.

– To może... – zrobił przerwę próbując wymyślić co musiałoby się stać, aby szanse były wyrównane – ...wystartujesz chwilę wcześniej, co ty na to?

Wzruszyłem ramionami i nie czekając na nic pomyślałem o Sulimie, aby z powrotem się przemienić w sowę. Jeśli chcę wygrać muszę zacząć trochę grać według własnych reguł. Spojrzałem jeszcze na Sulima, aby napawać się jego zdziwioną miną. Drugi raz w tym dniu zaskoczyłem go swoim działaniem.

Leciałem najszybciej jak mogłem w stronę Silos. Nawet nie mając nadziei, że tym małym podstępem wygram, bo wiedziałem, że i tak nie dam rady.

Jednak o wiele bardziej cieszyło mnie to, że nieważne, ile razy z Sulimem kłóciliśmy się czy byliśmy wkurzeni na siebie nawzajem zawsze po jakimś czasie się godziliśmy. Nie chciałem go stracić, zależało mi na nim, ale najwidoczniej ja też nie byłem mu obojętny skoro postanowił podjąć trud, aby się ze mną pogodzić. Na samą myśl mimowolnie całe moje sowie ciało opanowała radość.

Wiedziałem, że Sulim już się zorientował, co takiego się stało i w postaci jastrzębia już mnie ściga, ale teraz nieważne było kto wygra, ponieważ ten wyścig nie był najistotniejszy. Mieliśmy coś znacznie ważniejszego, a mój brat chyba w końcu to dostrzegł, ponieważ zrównał się ze mną i mimo tego, że do Silos był jeszcze kawałek nie miał zamiaru mnie prześcignąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro