Rozdział V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jessie raptownie obudziła się.  Spojrzała na okno. Przez rolety nie sączyło się jasne światło dnia. Jessie uznała więc że jest jeszcze środek nocy. Szukała przyczyny z jakiej się obudziła. Nagle poczuła piekący ból w oczach. Chciała wstać i podejść do lustra, ale była tak zmęczona że położyła się i zasnęła. Rano ból zniknął. Dziewczyna zaspana zwlekła się z łóżka. Wybrała ubrania i poszła do łazienki założyć szlafrok. Po śniadaniu poszła na górę uczesać się i ubrać. Nagle stanęła jak wryta ze szczotką w ręku. Jeszcze raz spojrzała do lustra. Nie wierzyła własnym oczom... Właśnie! Nie wiedziała co stało się z jej oczami. Tęczówka w jej oku rozszerzyła się tak iż nie było widać białka. Źrenica zwęziła się i wydłużyła. Jak u kota. Właśnie! Jej oczy wyglądały kropa w kropkę jak kocie oczy. Jessica o mało co nie wpadła w panikę. Pobiegła do pokoju, zgasiła światło i wskoczyła do łóżka. Gdy otworzyła oczy ze zdziwieniem zauważyła że nie otacza ją ciemność, lecz widzi wszystko całkiem wyraźnie. "No super. Nie dość że kocie oczy, to jeszcze koci wzrok." Niechętnie wyszła z łóżka i poszła się ubrać. Gdy już to zrobiła, zaczęła się zastanawiać jak ukryć kocie oczy. Wyjrzała za okno i spostrzegła że słońce bardzo mocno świeci. To podsunęło jej pewien pomysł. Wyjęła z szafy sześć par okularów przeciwsłonecznych. Spojrzała na swój strój: luźna koszulka na ramiączkach w ciemnoszarym kolorze, jeansowe krótkie spodenki poprzecierane w kilku miejscach, czarne sandałki na małym koturnie i naszyjnik z wisiorkiem w kształcie kociej łapki. Okulary były różne: różowe, złote, czarne, z diamencikami, w cienkich oprawkach, a nawet takie ze zwisającymi kryształkami przez które zostały przewleczone nitki. Po namyśle wybrała czarne o cienkich na dole i grubych na górze oprawkach, oraz z małymi kryształkami. Założyła je i uznała że w ogóle nie widać tych... oczu?

  ***

W szkole podeszła do Violet.

- Cześc, Viol.

- Elo.

- Przepraszam za to w lesie.

 - Spoko.

- Ale mi naprawdę jest przykro.

- Akurat.

- Zawsze jesteś taka uparta.

- Najwyraźniej.

- Nie mam do ciebie siły.

- I dobrze.

- Ha ha ha.

- Śmiejesz się w beznadziejnych momentach.

- To był sarkazm.

 - Wiem, idiotko.

- Czyli teraz idiotko?! Tak?!

- Nie wściekaj się.

- Nara.

- Dziwna jesteś.- Rzuciła na koniec Violet i wściekła poszła do klasy.

- Czasami miałabym ochotę rozszarpać Violet.- Powiedziała Jessie gdy dziewczyna się oddaliła i uśmiechnęła się ponuro. Doszła do swojej szafki, zmieniła buty i zostawiła niepotrzebne książki na półce. Po drodze zastanawiała się nad swoją kłótnią z Violet. Nagle zderzyła się z kimś. Spojrzała w górę i... znowu te niebieskie oczy. Jessie czekała na wizję, ale nic się nie stało. Nagle usłyszała czyjś głos:

- Ile razy na mnie NIE wpadniesz?- Dziewczyna szukała w nim złośliwości, ale ku swojemu zdziwieniu jej nie znalazła. Branden spojrzał na nią, a potem zdziwiony spytał:

- W szkole nie potrzebne są ci okulary przeciwsłoneczne?- Chwycił delikatnie oprawki jej okularów.

- Nie! To znaczy... wczoraj wieczorem długo siedziałam przed kompem i trochę bolą mnie oczy.

- Szkoda. -Powiedział rozczarowany. Zawrócił, ale nagle odwrócił się i... Jessie poczuła jego oddech tuż przy swojej twarzy. Świat wywinął fikołka...

- Co ty robisz?! - Wrzasnęła Jessie. Branden zmieszany odskoczył od niej i powiedział:

- Przepraszam, wybacz. Poniosło mnie.

- Palant z ciebie.

- Wiem. - Odpowiedział i nachylił się. Tym razem dziewczynie nie udało się odskoczyć i usta chłopaka na moment zetknęły się z jej ustami, ale teraz świat nie wirował. Jessicę ogarnął gniew. Odepchnęła chłopaka i walnęła go mocno dłonią w policzek. Wiedziała że powinna się opanować, ale nie chciała. Czuła jak jej kocie oczy ciskają gromy. Nagle poczuła ból w palcach, spojrzała na swoje dłonie i... PAZURY! Dziewczyna miała wykapane kocie pazury. Skoczyła na Brandena i machnęła mu dłonią z pazurami tuż przed nosem. Poczuła że już odegrała się chamskim chłopaku. Nagle pazury zniknęły. Jessie pomyślała że może kocie oczy też zniknęły. Pobiegła do łazienki nie odwracając się w stronę Brandena. Niestety, oczy były takie jakie były przed bójką, więc dziewczyna pobiegła do klasy. W szaleńczym biegu myślała: "Dobrze że nikogo nie było na korytarzu. Ludzie w naszej szkole latami gadali by o tym jak dziewczyna z pazurami drapieżcy pokonuje barczystego i wytrenowanego chłopaka."



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro