12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Budzę się zlany potem. Jest mi nieprzyjemnie gorąco i czuję ogromną potrzebę skorzystania z toalety.

Po wstaniu z łóżka zaczyna kręcić mi się w głowie, a przed oczami na kilka sekund staje całkowita ciemność. Mam wrażenie, że ogromne wiertło skierowane jest w sam środek mojej czaszki; ból jest ogromny. Staram się przypomnieć sobie, dlaczego. Brałem wczoraj udział w walce bokserskiej? Wpadłem pod koła samochodu?

            Znajduję w swojej torbie żel pod prysznic, biorę ręcznik i maszeruję do łazienki, pocierając ręką czoło. Siedzę w wannie zaledwie dwie minuty, szybko się myjąc, a potem zakładam na siebie świeże ubrania.

Wciąż nie czuję się dobrze i mam wrażenie, że coś drażni moje wnętrzności. Znajduję jakieś proszki przeciwbólowe w apteczce i popijam je wodą z kranu.

Przeglądam się w lustrze i dostrzegam, jak marnie wyglądam. Mam zaspane oczy i zmęczony wyraz twarzy. Do tego pościel odcisnęła mi się na prawym policzku.

            Wychodzę z łazienki, wieszam mokry ręcznik na oparciu białego fotela i idę do kuchni. Staram się znaleźć Noel. Przechodzę cały dom, od jej sypialni aż do sauny, i w końcu znajduję ją na tarasie pod dachem wyłożonym drewienkami i przyozdobionym małymi lampeczkami.

            – Królewna w końcu wstała – odzywa się Noel smętnym głosem. Siedzi na dużym fotelu z podkulonymi nogami i ze szklanej miski podskubuje pokrojone w kostkę owoce. Ma na sobie białą, krótką sukienkę, a ja myślę, że wygląda najpiękniej na świecie.

            – Przepraszam – mówię ze skruchą. – Naprawdę nie wiem, jak to się stało, że wróciłem taki pijany. Jest mi wstyd.

            – Powinno ci być wstyd za coś innego – fuka zdenerwowana. Przesyłam jej pytające spojrzenie. – Chciałeś się zabić?

            Czuję się jak dziecko przyłapane na kradzieży jeszcze ciepłego ciasteczka, chociaż mama wyraźnie mówiła, żeby na razie ich nie jeść.

            – Ja po prostu... Ja nie wiedziałem, co innego mógłbym zrobić – plącze mi się język. Noel wstaje gwałtownie i podchodzi do mnie, na tyle blisko, żebym mógł dostrzec maleńki pieprzyk na jej szyi.

            – Śmierć nie jest rozwiązaniem – poucza mnie. Spuszczam głowę i nią kiwam. Jest mi wstyd jeszcze bardziej. – Pomyślałeś w ogóle o mnie? O swoich rodzicach, o Lacey? – pyta załamanym głosem.

            – Pomyślałem – przytakuję cicho. – Dlatego wciąż tu jestem.

            – Och, Zayn – szlocha Noel. Nie chcę, żeby była przeze mnie smutna. Nigdy nie widziałem jej smutnej, i nie chcę tego widzieć. – Ty idioto – dodaje i ściska mnie mocno – role się odwróciły, bo zazwyczaj to ja zgniatam ją w uścisku, a ona piszczy radośnie.

Obejmuję Noel. Dobrze jest czuć bliskość innego człowieka. Jej włosy pachną dymem z wczorajszego ogniska, co miesza się z wonią cukierkowego balsamu do ciała. Trwamy w uścisku przez dobrą minutę. Białe firany, którymi bawi się wiatr, muskają delikatnie moje ramię, a w powietrzu czuć zapach cytrusów. Gdy się od siebie odsuwamy, to króliczek mówi:

            – Nie chcę cię nigdy stracić. Rozumiesz? – Jej głos jest zdeterminowany i wyraźny. Coś jakby przeskakuje w moim brzuchu. Jeszcze nigdy nikt nie dał mi do zrozumienia, że jestem mu potrzebny.

            – Dlaczego tak mówisz?

            – Bo... – teraz to ona jest zmieszana. – Bo jako jedyny chłopak, oprócz tych z grona moich przyjaciół, akceptujesz to, że kocham oglądać gwiazdy. Nie wyśmiałeś mnie, kiedy chciałam wstać o czwartej i oglądać wschód słońca. I jesteś dobry, i inteligentny, chociaż matematyka to twoja pięta Achillesowa – chichocze cicho, a oczy ma zaszklone. – I uważam, że twoja miłość do książek jest wspaniała. I jesteś prawdziwy. Umiesz mówić i słuchać. I chcesz nauczyć się ode mnie myślenia pozytywnie. Wiesz, że moi byli zawsze mówili mi, że jestem stuknięta?

            Nie potrafię wyobrazić sobie, że ktoś mówi takie rzeczy do Noel. W moich oczach ona jest aniołem. Jak można wyśmiewać króliczka za jej nastawienie do życia, za te urocze przyzwyczajenia, za naiwny wręcz optymizm?

            – I jesteśmy przyjaciółmi, Zayn – kończy Birkin. – A ja chcę twojego szczęścia. Nigdy nawet nie myśl o umieraniu. Pamiętaj, że zawsze znajdzie się rozwiązanie jakiegoś problemu, okej? Obiecaj mi to – błaga. Przez chwilę się waham, a potem mówię:

            – Ale Noel, króliczku, ja tu nie pasuję – kręcę głową. Jej mina jest zdziwiona.

            – Dlaczego? – pyta szybko.  

            – Spójrz tylko na swoich przyjaciół. Są... Są tacy beztroscy. Nie mają problemów. Umieją się ze wszystkiego cieszyć. Ja tak nie potrafię. Nie pasuję do takiego otoczenia. Bo problemy są częścią mnie. I smutek też jest częścią mnie.

            – Problemy i smutek są częścią życia każdego człowieka – zaczyna mówić Noel po jakimś czasie ciszy. Mrużę oczy, bo słońce mnie razi i wpatruję się w nią skupiony. – Każdy ma gorsze dni. Naomi, a tak właściwie Michael, chciał się zabić, kiedy jego rodzice dowiedzieli się, że jest transwestytą. Odrzucili go od siebie. Lily jeszcze kilka lat temu codziennie cięła swoje nadgarstki, bo podobają się jej dziewczyny i czuła się z tego powodu jak najgorszy śmieć, który nie ma prawa do życia. Nicki miała nowotwór w podstawówce. Jake przez długi czas nie mógł znaleźć pracy tylko przez swój wygląd, przez te tatuaże, i odebrali mu dom. Edward codziennie od kilku lat martwi się, że pewnego dnia Chanel zasłabnie lub będzie miała nawrót choroby. Valentino był codziennie szykanowany w szkole, bo wszyscy mówili, że jest „pedałem". Shaunee straciła oboje rodziców w wypadku i przez długi czas nie mogła dojść do siebie, brakło jej też funduszy na wymarzone studia. Brat Desiree został zabity w strzelaninie. Nie tylko ty czasem czujesz, że nie chcesz żyć, Zayn. Ty po prostu nie potrafisz sobie z tym wszystkim poradzić. Oni się nauczyli. Nauczyli się walczyć i stawiać na swoim, i ty również musisz. Nie możesz nigdy się poddawać. Na tym właśnie polega życie; coś stara się ciebie zgnieść jak robaka, a ty musisz udowodnić, że jesteś najsilniejszym robakiem na świecie.

            – A ty? – pytam cicho, ponieważ w tej chwili z jakiegoś powodu mój głos nie śmie być donośniejszy.

            – Ja? – powtarza po mnie, jakby starała się wymigać od odpowiedzi. Nagle czuję, że uderzyłem w jej czuły punkt.

            – Jakie są twoje zmartwienia?

            Noel milczy i błądzi wzrokiem, byleby tylko nie spojrzeć mi w twarz. Zmieniam miejsce i siadam obok niej w dużym fotelu. Dłonią unoszę jej brodę, sprawiając, że teraz mi się przygląda.

            – Powiedz mi – proszę ją.

            – Nie mam zmartwień – zaczyna, wzruszając ramionami. – No, może jest jeden, drobny problem, ale to naprawdę nic takiego. Nie warto zawracać sobie nim głowy.

            – Opowiesz mi o nim trochę? – pada kolejna prośba z mojej strony.

            – Nie ma co odpowiadać – wzrusza ramionami. Mój wzrok jest jednak na tyle przekonujący, że od razu się załamuje. – No dobrze. Nazywa się Chad Powell. Mój były chłopak. Na początku był miły. Lubił ze mną podróżować i mówił, że kocha babeczki, które piekłam. Nigdy nie kochałam go na tyle mocno, żeby nie móc spać w nocy albo wariować tylko z jego powodu. Mimo wszystko podobał mi się, pociągał mnie, można powiedzieć, że byłam nim zauroczona, ale to nie była miłość. Po sześciu miesiącach powiedział mi, że ma mnie dość. Po prostu ze mną zerwał, i już.

            – I to jest twoje zmartwienie? – dziwię się. – Ja bym się nie przejmował. Wygląda na to, że Chad jest dupkiem.

            – No bo jest – Noel potwierdza. – Tyle, że ostatnio się do mnie odezwał. Ponoć ktoś włamał się do jego mieszkania i go obrabował, a on jest pewny, że to ja, więc mnie nęka.

            – Nęka cię? – krzywię się i prostuję.

            – Nie, to może złe słowo. Raczej grozi mi wezwaniem na policję.

            – Sukinsyn – szepczę pod nosem.

            – Ale to nieważne. Mam go w nosie. Niech sobie dzwoni na policję jak chce, ja nic nie zrobiłam. Niech przyjadą i przeszukają cały mój dom! Nie znajdą nawet jego skarpetki. Zemsta na kimś to jedynie strata czasu, a ja bardzo nie lubię go tracić. Pójdę teraz do wanny, dobrze? – mówi Noel i wstaje. – Cała śmierdzę dymem.

            Kiwam głową i patrzę, jak odchodzi. Sprawdzam tylko, czy na pewno zniknęła w łazience, a potem chwytam za swój telefon i wpisuję hasło do jej Wi–Fi, które sama mi podała, kiedy przyjechałem – cottoncandy12. Natychmiast wchodzę na Instagram i wyszukuję Chada Powella wśród obserwujących Noel. Klikam w pierwsze lepsze zdjęcie i wpatruję się w jego twarz – ma kwadratową szczękę i włosy koloru ciemnego blondu. Sekundę później wychodzę z aplikacji, ponieważ śladem Noel nie mam zamiaru tracić swojego czasu na takich dupków.

            Podczas gdy króliczek się kąpie, idę na spacer brzegiem oceanu. Trzymam w dłoniach swoje buty i pozwalam, aby fale moczyły mi nogi i zabierały piasek spod moich stóp. Świeże powietrze dobrze mi robi, bo czuję się o wiele lepiej niż godzinę temu. Głowa już tak nie boli, a umysł mam o wiele trzeźwiejszy.

            Wpatrując się w bezkresne niebo z idealnie białymi obłoczkami, myślę o Madison. Nie chcę jej tracić. Jest piękna, mądra i bardzo dobra w łóżku. Chociaż jestem leniem, mógłbym poświęcić się dla niej i zmienić swój styl bycia, jeśli tylko ona zechce mi wybaczyć. Ja także jestem dupkiem. Czy można porównać mnie z Chadem Powellem?

            – Chciałbyś popływać? – słyszę słodki głos Noel zza pleców. Odwracam się i widzę ją, okrytą jedynie różowym ręcznikiem. Ma suche włosy, co oznacza, że zmieniła zdanie i zamiast pójść do wanny zdecydowała się na kąpiel w oceanie. Zaczynam czuć suchość w gardle. Czy ona jest naga?

            – Woda jest dziś dość zimna – zaprzeczam drżącym głosem. – Miałabyś coś przeciwko, gdybym zrobił sobie kanapkę?

            – Jasne, idź – uśmiecha się do mnie życzliwie, zrzuca z siebie ręcznik i związuje włosy w niechlujny kok. Ma na sobie czarno–turkusowe bikini. Czuję się źle z myślą, że nie mogę oderwać wzroku od jej kształtnych, jędrnych piersi. Odzywa się we mnie instynkt i przez dobrą chwilę nie mogę się poruszyć. Och, Zayn, myślę sobie i mam wrażenie, że śnię. Kilka kolejnych sekund zabiera mi oglądanie pleców Noel – tego, jak jej szczupła talia przechodzi w nieco szersze biodra i tego, jak seksowna linia jej kręgosłupa prowadzi do pośladków. Potem odchodzę szybko i policzkuję się, będąc już w domu. Otrzepuję stopy z piasku i idę do kuchni po swoją nieszczęsną kanapkę. Jestem takim niezręcznym frajerem, że to aż boli.

Aby pozbyć się uczucia zażenowania, postanawiam do kogoś zadzwonić. Jeśli dobrze pójdzie, osoba po drugiej stronie słuchawki uraczy mnie jakąś anegdotą, która okaże się na tyle ciekawa, że zaprzątnie mi głowę, a ja zapomnę o tym, jakim czasem potrafię być idiotą. "Miałabyś coś przeciwko, gdybym zrobił sobie kanapkę?" – w życiu nie słyszałem większej bzdury.

Bez zastanowienia wybieram numer Lacey, która odbiera po trzech sygnałach i od razu radośnie pyta, co u mnie słychać.

            – W porządku – odpowiadam z przyzwyczajenia. – A co u ciebie? Jak z Charms?

– Wczoraj o mało co nie zjadła mojego szczura, ale nie martw się, wszystko mam pod kontrolą – śmieje się do słuchawki. – Co tam porabiacie z Noel?

            – Um, nic szczególnego. Jutro urządza przyjęcie urodzinowe.

            – Taak, słyszałam o nim – mówi. – Zostałam nawet zaproszona.

            – Przyjedziesz? – ożywiam się. Dawno nie widziałem Lacey i chciałbym się przekonać, czy można poczuć, jak dziecko kopie w jej brzuchu.

            – Niestety nie. Nie daliby mi urlopu w pracy, poza tym Justin by zwariował, gdybym poleciała do Los Angeles sama. Tak czy inaczej, nie było mowy o żadnym wyjeździe.

            – Justin ma rację – kiwam głową. Mimowolnie zaczynam szukać jakichkolwiek składników, które wykorzystam do zrobienia kanapki. – Nie powinnaś się przemęczać w takim stanie.

            – Ale ja jestem tylko w ciąży! – protestuje. Kroję chleb i smaruję go masłem. – W dodatku to dopiero piąty miesiąc. Nawet aż tak tragicznie nie przytyłam.

            – Nie marudź – strofuję ją.

            – No dobrze, tato – odpowiada ironicznie.

            – Jak trzyma się Justin? – biorę gryz kanapki.

            – Och, świetnie. Już przygotowuje się do roli ojca. Wiesz, czyta książki o ciąży i wychowywaniu dzieci. Pilnie się uczy i bardzo mi pomaga. We wszystkim mnie wyręcza. Jest najlepszy. Sugeruje, że powinnam już wziąć zwolnienie. Zostały mi jeszcze cztery miesiące do porodu! To szmat czasu. Jednak Justin jest zdania, że nie powinnam się przemęczać.

            – Może ma rację – kiwam głową i siadam przy drewnianym stole. Wpatruję się w kuchenną szafkę, tą z błękitnymi drzwiczkami i różową chmurą oraz tego samego koloru kropelkami deszczu namalowaną centralnie po środku. Uwielbiam te wszystkie drobne akcenty w domu Noel, które sprawiają, że nabiera on barw, zyskuje duszę, przypomina o swojej właścicielce.

            – Ach, wy, faceci, doprowadzacie mnie do szału. Panikujecie tylko. Jestem w ciąży, a nie śmiertelnie chora! Normalnie funkcjonuję i mogę chodzić do pracy. Wy wszyscy jesteście tacy uparci. Może po prostu poproszę szefa o zmianę na pół etatu, żeby Justin aż tak bardzo się nie martwił – myśli Lacey na głos.

            – Świetny pomysł – przytakuję. – Jakie masz plany na dziś? – pytam.

            – Nie ma szans, by Justin pozwolił wyjść mi z przyjaciółkami do klubu – wzdycha. – Za godzinę kończę pracę i grzecznie wrócę do domu. Tak w ogóle, rozmawiałam z tatą. Jest mu przykro.

            – Nie musisz mi mówić... – wzdycham.

            – Gównianą rzecz zrobiłeś. Mogłeś mu już oddać to auto, jak tak ci się nie podobało, albo chociaż uprzedzić go, a nie stawiać przed faktem dokonanym.

           – Wiem, masz rację...

           – Żalił mi się, że był przekonany, że to auto ci się naprawdę podoba. 

            – No ale...

            – Przepraszam, wracam na swoją zmianę – przerywa mi moja rozmówczyni. – Trzymaj się, okej? Baw się dobrze z Noel i nie rób głupstw.

– Jasne – wzdycham. – Trzymaj się, Lacey.

Odkładam telefon i kończę jedzenie, kontemplując nad tym, jak zasmuciła mnie rozmowa z siostrą. Czuję się jak nieudacznik, ktoś, na kim nigdy nie można polegać. Zawsze tylko zawodzę wszystkich dokoła siebie, nie umiem spełnić najmniejszych oczekiwań.

           Króliczek wraca chwilę później, ociekając wodą i rozbudzając mnie z zadumy. Rozpuszcza związane, teraz nieco wilgotne włosy i mówi mi, bym za dwadzieścia minut był w pełni gotowości do pracy. Nie wiem, o co jej chodzi i dany mi czas spędzam na gapieniu się w kolorową szafkę i narzekaniu na siebie w myślach. Gdy dobiega on końca, Noel wychodzi z łazienki ubrana w krótką sukienkę, całą w złotych cekinach i mówi mi, że mamy do przygotowania wielkie przyjęcie.

            – Dzisiaj będziesz moim asystentem, a jeśli dobrze się spiszesz, może obdaruję cię należytą wypłatą – Noel puszcza mi oczko i zaprasza ruchem ręki na strych, do którego prowadzą położone w pobliżu kuchni schody. Strych jest pomieszczeniem wielkości całego domu z dachem tak niskim, że muszę schylać głowę. Dookoła widzę pełno kartonowych pudeł, paczek z balonami, pojemników z konfetti i innymi dekoracjami. Z drugiej strony zauważam kilka desek surfingowych.

            – Jakie to przyjęcie? – zadaję znaczące pytanie.

            – Wieczór panieński – odpowiada Noel. – Weź karton z podpisem „P342", dobrze? – prosi. Znajduję więc odpowiedni karton i unoszę go w górę. Jest ciężki, jednak sobie z nim poradzę.

            Noel bierze zestaw do dmuchania balonów i zabiera ze sobą te koloru lawendy. Schodzimy następnie ze strychu i kierujemy się na parking. Noel każe mi włożyć pudło do bagażnika, a ja dziwię się, że taki maleńki samochód może zmieścić coś tej wielkości.

            Króliczek biegnie szybko, by zamknąć dom, a kiedy wraca, wskazuje mi miejsce pasażera i sama siada za kierownicą. Jestem zainteresowany, jak będzie wyglądać moja praca. Przez chwilę się nie odzywam – obserwuję tylko, jak Noel odpala silnik, wrzuca inny bieg, jedzie do tyłu i uruchamia odtwarzacz muzyki, połączony z jej telefonem. Włącza piosenkę Aerosmith.

            – Ile możesz dostać kasy za takie przyjęcie? – pytam.

            – To zależy – odpowiada. – Czasem tysiąc, czasem dziesięć.

            – Dziesięć tysięcy dolarów? – wypuszczam powietrze ze świstem. Jestem pod wrażeniem.

           – No wiesz, zależy od wielkości imprezy. A ja zajmuję się dosłownie wszystkim. Od zarezerwowania miejsca, do kupienia wszystkich dekoracji, załatwienia budowy sceny, zamówienia cateringu i atrakcji. Czasem trzeba też kupić alkohol. Kiedyś musiałam wynająć jacht i za samą tę czynność otrzymałam pięć stów, ale to od jakiegoś bogatego świra, którego ojciec pracuje w Google na wysokim stanowisku. Dostaję też napiwki, jeśli przyjęcie jest naprawdę czadowe.

            Kiwam głową ze zrozumieniem. Jestem coraz bardziej zainteresowany pracą Noel.

            Z Malibu kierujemy się do Beverly Hills w Los Angeles, gdzie wjeżdżamy na parking jakiegoś luksusowego hotelu. Wyglądam za szybę, oglądając piękne, zadbane rośliny w wysokich doniczkach, szklane drzwi obrotowe i czarne, połyskujące ściany.

           Minutę później Noel parkuje na miejscu dla gości i wysiadamy. Biorę ze sobą karton i kierujemy się do środka, gdzie przeważa czerń i złoto. Podchodzimy do recepcji.

            – Cześć, Lorens – wita się Noel z facetem, siedzącym za biurkiem.

            – O, Birkin! – uśmiecha się na jej widok. – Kopę lat! Co dzisiaj szykujesz? – pyta.

            – Panieński.

            – Ach, racja – kiwa głową. – Mamy już zarezerwowaną salę. Za chwilę dam ci kluczyk. Podobno za dwie godziny przyjadą tancerze.

            – Za dwie godziny? – jęczy Noel. – A mówiłam im, żeby przyjechali dopiero o dwudziestej!

            – Spokojnie, kwiatuszku, to da się załatwić – Lorens puszcza jej oczko. Obserwuję wszystko w ciszy.

            – Nieważne. Za chwilę do nich zadzwonię. Dzięki za kartę, słońce – mówi króliczek, bierze ją od niego i odchodzi w kierunku windy. Idę za nią, rozglądając się po drodze. Wielkie okna pokazują ogromny basen i rząd palm. Widzę kilka naprawdę ładnych dziewczyn i uśmiecham się.

            Jedziemy z jakimś biznesmenem w windzie i wychodzimy na szóstym piętrze. Idziemy do pewnego pomieszczenia, które potem okazuje się być apartamentem; wielkim, nowoczesnym apartamentem.

            – Mówią, że ten hotel ma idealne feng–shui – mruczy Noel pod nosem i uśmiecha się. – Postaw pudło na stół. Ja zadzwonię teraz do striptizerów, a ty wypakuj rzeczy, dobrze?

            Wypakowuję więc rzeczy – jeszcze więcej lawendowych balonów, cztery butelki drogiego szampana, liczne opaski z rogami diabełka, składanka z piosenkami oraz kilka innych drobnych dekoracji. Kiedy Noel wraca, pomaga mi uruchomić stojącą kulę dyskotekową. Potem zajmuję się instalowaniem światełek przy karniszu, a do pokoju wjeżdża catering.

            – Hej, Bradley – Noel przybija piątkę z kolesiem z nadwagą.

            – Cześć, Whiskey – odpowiada z uśmiechem na pół twarzy. – Przywiozłem żarełko. Są krewetki, więc będzie ostro.

            – Ostrzej niż w Las Vegas miesiąc temu! – przytakuje Noel, a Bradley się śmieje. Przenoszę wzrok z powrotem na lampki. Jedna nie świeci, więc odkręcam ją i w zestawie znajduję nową.

            Bradley przynosi kolejne trzymające ciepło pudełka z jedzeniem i zostawia je na stole. Niektóre rzeczy, jak lody, chowa do zamrażalnika, a potem upewnia się, że barek jest pełny. Chwilę później żegna się z nami i życzy miłej pracy. Powoli kończę montować te cholerne, małe lampki.

            – Nazwał cię „whiskey" – zagajam. – Dlaczego?

            – Och, to długa historia. Kiedyś dostarczał alkohol na imprezę, którą organizowałam, jednak zamiast dwóch zgrzewek piwa przywiózł dwieście butelek whiskey ciężarówką. Spierał się potem, że to moja wina! – chichocze. – Mam już różne ksywki. Przyzwyczaiłam się. Jake nazywał mnie kiedyś „palma". Jestem pewna, że ten człowiek ma coś nierówno pod sufitem.

            – A ja cię nazywam króliczkiem – mówię.

            – Wiem! Zdążyłam zauważyć. To urocze – uśmiecha się do mnie słodko i robi to w taki sposób, że nie mogę się oprzeć i również odpowiadam jej uśmiechem. Schodzę ze składanej drabiny i rozglądam się. Apartament coraz bardziej przypomina miejsce, w którym można się świetnie bawić, i mówię to ja, Zayn Malik, wielbiciel leniuchowania i osoba, która nie przepada za jakimikolwiek formami rozrywki, jeśli polegają na ruszaniu się z domu i kontaktowaniu się z innymi osobami.

            – Co teraz musimy zrobić? – pytam.

            – Zajmij się głośnikami, dobrze? Chcę być pewna, że wszystko będzie świetnie działać, kiedy zacznie się impreza.

            – Okej – kiwam głową i podchodzę do sprzętu. Są to duże kolumny głośnikowe marki yamaha, czarne i połyskujące. Włączam amplituner, podłączony do odtwarzacza płyt CD i przełączam na tryb audio. Muzyka zaczyna lecieć, a ja bawię się trochę basami i trybami, wybierając te najkorzystniejsze. Rozpoznaję starą piosenkę Madonny.

            – Tak może być? – pytam Noel i zwiększam głośność.

            – Idealnie! – odkrzykuje mi i zwinnie zaplątuje balon. Ruszam jej na pomoc, chwytając pompkę.

            Ciężko mi to przyznać, ale przygotowywanie przyjęć jest naprawdę fajne. Pracowaliśmy z Noel kilka godzin, rozwieszając dekoracje, zapalając świeczki i pilnując, by wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Musiałem się upewnić, że Noel zarezerwowała dla swoich klientek pakiet drogich masaży w hotelowym spa na następne popołudnie, oraz że każda z pań będzie miała do dyspozycji swój pokój z łazienką. Zaczynam rozumieć pracę Noel; to wygodniejsze, zapłacić za wszystkie przywileje na raz, niż zajmować się każdym szczegółem samodzielnie. Króliczek jest dla imprezowiczów jak anioł stróż.

Klientki Noel przyjechały w limuzynie o dwudziestej, a jak tylko znalazły się w apartamencie, zostały przywitane przez striptizerów. Dwie godziny robiłem im za DJ'a, a jedna nawet ze mną flirtowała! Z numerem dziewczyny, napisanym na serwetce, wyszedłem, a zaraz po mnie Noel, życząc paniom miłej zabawy. W dłoni trzymała kopertę z pieniędzmi.

            Zmierzamy teraz do domu Noel. Mam naprawdę dobry humor i nie chcę, żeby coś go zniszczyło.

            – To dla ciebie – odzywa się króliczek zaraz po tym, jak ustawiła auto na miejscu. Podaje mi kopertę.

            – Przecież to wszystkie pieniądze, jakie dostałaś – kręcę głową. – Nie chcę tego.

            – Byłeś dzisiaj świetnym pomocnikiem – puszcza mi perskie oko. – Chcę, żebyś miał te pieniądze. Z tego, co wiem, potrzebujesz ich bardziej, niż ja. Przyjaciele robią dla siebie takie rzeczy. Nie przyjmuję odmowy.

            Biorę więc pieniądze i wracamy do domu.

            Kiedy wchodzimy do środka, dochodzi jedenasta wieczorem. Udaje mi się namówić Noel na obejrzenie filmu, chociaż nieco narzeka, ponieważ wolałaby pójść popływać. Przekonuję ją jednak słowami:

            – Po co wychodzić z domu, kiedy masz Netflix, Wi–Fi i Milky Waye?

            Noel śmieje się z moich słów przez dobrych kilka minut, a następnie idzie do łazienki by się umyć i wraca w piżamie z wizerunkiem Myszki Minnie. Opatula się kocem i pozwala mi wybrać film, ponieważ uważa, że sama nie wie, na co ma ochotę. Najpierw chcę wybrać dramat, jednak króliczek stanowczo mi zabrania.

            – Jeśli już mam siedzieć przez dwie godziny przed telewizorem, chcę się trochę pośmiać – mówi, więc wybieram komedię z Jimem Carreyem i Jennifer Aniston w roli głównej.

            Kiedy film dobiega końca, przeciągam się i niby przypadkiem szturcham Noel w żebro. Robię to ponownie, ponieważ ta nie reaguje, a potem jeszcze raz, i nic. Spoglądam na jej twarz i zauważam, że śpi.

            No pięknie. Tak ją znudziłem, że poszła spać.

            Postanawiam odnieść ją do jej sypialni i samemu przespać się w salonie. To w sumie nie fair, że zajmuję jej duże łóżko, podczas gdy ona jest zmuszona spać na kanapie. Biorę ją na ręce – jest zaskakująco lekka, a może nie zaskakująco, bo przecież to taka drobna osóbka – i z łatwością zanoszę ją do innego pokoju, gdzie kładę ją delikatnie i okrywam kołdrą. Wygląda przesłodko kiedy śpi.

            Wracam na kanapę i postanawiam zrobić sobie herbatę i obejrzeć jeden odcinek The Walking Dead. Jest mi tak dobrze, gdy siedzę sobie w miejscu, mogę wypić coś ciepłego i pogapić się na zombie. Decyduję, że oglądanie telewizji jest moją ulubioną formą rozrywki.

            Jak tylko na ekranie pojawiają się napisy końcowe, wyłączam telewizor i idę wziąć bardzo szybką kąpiel. Potem zakładam spodenki, w których śpię oraz T–shirt z logiem The Rolling Stones, gaszę wszystkie światła i wracam na kanapę, gdzie postanawiam pójść spać pod samym kocem, ponieważ zrobiło się tu gorąco. Przez pierwsze kilka minut nie mogę zasnąć i wpatruję się przez okno w plażę, osłoniętą mrokiem, centralnie naprzeciwko mnie. Chwilę później przymykam oczy i błądzę gdzieś pomiędzy snem a jawą.

            Zdaje mi się, że śnię o otwieraniu drzwi od tarasu. Wyobrażam sobie, że ktoś stara się wemknąć gdzieś zupełnie niezauważalnie. Przypomina mi się Ikea – może to ona mi się śni?

            Jak tylko moich uszu dobiega dźwięk rozbijanego szkła, uświadamiam sobie, że to wcale nie sen. To dzieje się naprawdę.

            Udaje mi się jedynie poderwać z kanapy – włamywacz już zdołał uciec. Nie wiem, jaki miał zamiar, wiem jednak, że coś popchnęło mnie, abym zaczął go gonić, więc szybko wybiegam przez pozostawione przez niego otwarte drzwi, zeskakuję z tarasu i gnam za intruzem, aż ten dociera przez drewnianą ścieżkę na parking i odjeżdża swoim czarnym BMW. Nawet nie pomyślałem o spisywaniu jego numerów rejestracyjnych, wszystko stało się tak szybko, że nie miałem czasu na robienie racjonalnych rzeczy.

            Wracam biegiem do domu Noel, a serce bije mi tak szybko, jak jeszcze nigdy. Zaczynam się o nią martwić i spotyka mnie ogromna ulga, kiedy wchodzę do jej sypialni i zastaję ją całą i zdrową. Właśnie teraz przeciera oczy i wstaje, opierając się o zagłówek białego łóżka.

            – Co się dzieje? – pyta Noel, zapalając lampkę, a ja wyduszam:

            – Ktoś się włamał.

            Króliczek natychmiast się ożywia i patrzy na moją twarz, sprawdzając, czy nie robię sobie żartów. Wygląda na to, że jestem dla niej wystarczająco poważny, bo wstaje z łóżka i wychodzi do salonu, mijając kuchnię.

            Zauważam szkło w pobliżu wciąż otwartych drzwi od tarasu.

            – Goniłem go – mówię – ale skurczybyk nie dał się złapać. Był za szybki. Chyba znów muszę popracować nad kondycją...

            Noel nie odzywa się jednak, tylko przykuca i szuka czegoś w odłamkach szkła. Zapalam światło i nachylam się nad nią, pytając, co robi.

            – Szukam – odpowiada, jakbym nie zauważył.

            – Czego? – wciąż dopytuję.

            – Pierścionka.

            – Hm? – ściągam brwi ku sobie.

            – Tylko jedna osoba wiedziała, gdzie jest ten pierścionek – mamrocze gorączkowo. Krzywię się, widząc, jak jej małe dłonie przegrzebują kawałki rozbitego wazonu, który miał wąską szyjkę i szeroki dół, i był idealny, aby włożyć do niego nie więcej niż jeden cięty kwiat.

            – Co to za pierścionek? – znów zadaję pytanie.

            – Pierścionek – mówi Noel i prawie płacze. – Pierścionek, a tak naprawdę dwa, które kupiłam dla siebie i Chada we Francji... Wiesz, każdy z nich miał wygrawerowaną połówkę serca. Były ze złota! On zatrzymał swój pierścionek, a ja miałam swój. Wrzuciłam go do wazonu, żeby już nigdy na ten pierścionek nie patrzeć, to było wtedy, kiedy się rozstaliśmy z Chadem, a on to widział, i tego pierścionka teraz nie ma! Ukradł go!

            Dziwię się. Dlaczego ktoś taki jak Chad Powell miałby włamywać się do domu swojej byłej dziewczyny tylko po to, żeby ukraść jej pierścionek? Już bardziej racjonalnym byłoby, gdyby podrzucił jej którąś ze swych cennych rzeczy, drugi pierścionek, chociażby, i wrobił ją w kradzież. Choć czuję niesamowitą ulgę, ponieważ najwyraźniej tego nie zrobił, nie mogę przestać z ironią myśleć o tym, jakim Chad jest idiotą.

            – Co teraz? – pomagam Noel wstać z podłogi i biorę jej dłonie w swoje ręce, aby sprawdzić, czy się nie pokaleczyła. Później patrzę na jej twarz i z ulgą dowiaduję się, że nie płacze, jest jedynie podenerwowana.

            – Spokojnie – króliczek oddycha głęboko – będzie dobrze. Na pewno będzie dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro