7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Po prawie piętnastu godzinach jazdy i trzech przystankach czuję się senny. Jeszcze nigdy nie miałem tak szalonego, pracowitego dnia i jestem teraz dosłownie padnięty. Opieram głowę o ścianę i układam się wygodnie na siedzeniach  –  mogę sobie na to pozwolić, ponieważ w naszym przedziale wciąż jestem tylko ja i Noel. Ta z naprzeciwka siedzi opatulona ręcznikiem, który chciała zabrać ze sobą na Hawaje i spogląda za okno, obserwując gwiazdy.

– Żałujesz, że nie pojechaliśmy na Hawaje? – zadaję jej pytanie i wpatruję się w oświetloną blaskiem księżyca twarz. Jej włosy są teraz niebiesko-białe, a skóra wygląda jak mleko zmieszane z kroplą atramentu. Oczy Noel błyszczą i widzę, jak jej usta lekko się unoszą, ukazując uśmiech.

– Ja niczego nie żałuję – odpowiada. – Co by było, gdybym żałowała? Nie wiem. Koniec świata.

Przypatruję się jej przez dłuższą chwilę. Wydaje mi się tak interesująca, jak książka, długa i czasem nieco skomplikowana, ale o pięknym wnętrzu. Noel Birkin jest książką może nawet najlepszą na świecie – i mówię tu „może" tylko dlatego, że nie znam wszystkich książek istniejących na Ziemi, a co za tym idzie, wszystkich ludzi, którzy po niej chodzą. Chociaż po chwili dochodzę do wniosku, że jakbym wszystkich znał, Noel i tak byłaby tą najlepszą. Po prostu tak.

Czuję nagłą chęć podziękowania jej za to, że istnieje. Potem jednak myślę o Madison i wydaję się przez to smutniejszy – tak musi być, ponieważ króliczek widzi to w mojej twarzy i zadaje mi pytanie:

– Coś się stało?

–Jestem trochę rozdarty – mówię jej szczerze i przeczesuję palcami swoje długie włosy, co przypomina mi, że muszę iść do fryzjera.

– Rozdarty...? – pyta, siadając na fotelu po turecku i nachylając się ku mnie.

– Ta cała sprawa z Madison nieco mnie dobija. Zależy mi na niej, ale... Już sam nie wiem... – mruczę pod nosem.

– Powinieneś czuć to w sercu. – Noel wykonuje wzruszenie ramionami. – Czujesz w sercu swoje uczucie? Czujesz je w ogóle?

– Czuję – przytakuję.

– Więc walcz o nią. Jeśli chcesz, to nawet się dla niej zmień – mówi głosem nieco spokojniejszym i jakby sennym. – Chociaż dla mnie to niesamowicie głupie.

– Co jest głupie? – podchwytuję i poprawiam pozycję, ponieważ w poprzedniej zaczyna mi być niewygodnie.

– Zmienianie się dla kogoś. Tylko na czyjeś potrzeby. Na cudze zawołanie.

– Ja wcale nie zmieniam się, bo Madison tak mi kazała – zaprzeczam. – Zmieniam się, bo... Bo nie byłbym w jej typie, będąc sobą. – Noel prycha.

– Czy to nie to samo?

Wyglądam przez okno i patrzę na gwiazdy. Króliczek ma rację. Nieco zażenowany kierunkiem, w jaki poszła nasza rozmowa, ucinam krótko:

– Jestem śpiący, lepiej się położę. Dobranoc.

– Słodkich snów – odpowiada mi Noel.

Budzę się chyba po południu. Bolą mnie plecy od spania w niewygodnej pozie, do tego jestem potwornie głodny. Obserwuję, jak Noel z naprzeciwka przeciąga się i ziewa.

– Aloha – wita się ze mną, a ja kiwam głową w jej stronę.

– Zanosi się na okropny dzień – wzdycham, a ona rzuca we mnie poduszką, którą dostaliśmy od personelu pociągu.

– Ani mi się waż! – podnosi głos. – Nie wprowadzaj tu pesymistycznej atmosfery! Ten dzień jest piękny! Doceń to!

– Okej, okej – uspokajam ją. – Życzę ci miłego dnia – dodaję z przekąsem. – Chciałabyś coś zjeść? Zamówić ci płatki?

– Nie, dziękuję – kręci głową. – Płatki jadłam wczoraj.

– Czy to w czymś przeszkadza? – dziwię się.

– Lubię zróżnicowaną dietę. Życie jest za krótkie, by codziennie jeść takie same posiłki. Zastanawiam się nad tymi uroczymi kanapeczkami z warzywami. Pamiętam, że wyglądały apetycznie.

Wychodzę więc i kieruję się do małego bufetu, w którym zamawiam kanapki dla Noel, dla siebie wybierając swoje ulubione tosty z dżemem. Kupuję również dwie kawy i biorę ze sobą kilka saszetek cukru. Wracam do naszego przedziału, wręczam Noel jej śniadanie i idę szybko do łazienki.

– Wiesz, gdzie jesteśmy? – pytam się Noel, będąc już z powrotem na miejscu.

– W Minnesocie albo Wisconsin. Przejechaliśmy już dość sporo.

– Szkoda – jęczę. – Właśnie dochodzi do mnie, że to już koniec.

– Nie cieszysz się z tego powodu? – Noel uśmiecha się zawadiacko w moją stronę, a ja prycham rozbawiony.

– Sam się sobie dziwię, ale nie. Naprawdę świetnie się bawiłem. Chociaż fajnie będzie wrócić do swojego domu, spać w swoim łóżku i mieć do dyspozycji swoją lodówkę czy łazienkę.

– Tak – Noel przytakuje. – Też tęsknię za domem.

– Dlaczego więc nie wrócisz? Gdybym mieszkał w Malibu, nie ruszyłbym się stamtąd za nic.

– Byłam tam przez chwilę 28 grudnia – wzrusza ramionami.

– Więc równie dobrze możesz powiedzieć, że twój dom jest wszędzie tam, gdzie jesteś ty – mówię.

– Bardzo dobrze powiedziane! – Noel się śmieje. – Masz rację. Czy to samochód, pociąg albo rower w stronę Europy czy Azji, prom lub samolot, wszędzie jestem u siebie. Dziwne, co?

– Wcale nie – kręcę głową.

Rozmawiamy przez kilka następnych godzin - opowiadam króliczkowi o swoich ulubionych książkach, streszczając fabułę "Wielkiego Gatsby'ego" i "Roku 1984", paplam trochę o samochodach, a ona z zafascynowaniem mówi mi o tym, jak kiedyś uciekła ze szkoły z koleżankami i pojechały wspólnie autobusem do Alabamy, gdzie tego samego wieczora odbywał się koncert AC/DC, na który dziewczyny wkręciły się bez biletów. Następnie gramy w karty i słuchamy muzyki. Jak się okazało, Noel ma zamiłowanie do funkowych melodii Bruno Marsa, lubi też starych dobrych Rolling Stonesów i przepada za rockowymi balladami.

– Na przykład Angel Aerosmith – mówi z rozmarzeniem. – Kocham.

– Masz niezły gust muzyczny – kiwam głową z uznaniem.

– Dzięki – rozpromienia się.– Tata wychował mnie na takich klasykach. Tak w ogóle, to powiem ci, że nie ma nic słodszego niż widok, gdy opowiadasz o książkach. Robisz to z taką fascynacją...

Posyłam uśmiech w stronę Noel. To miłe, usłyszeć takie słowa od kogoś. Zazwyczaj innych drażnią lub nudzą moje zainteresowania.

– Za chwilę będzie przystanek – zauważa króliczek i prostuje się w swoim siedzeniu. Patrzę przez okno i obserwuję, jak pociąg zwalnia stopniowo, aż w końcu staje. Niebo jest fioletowe.

– Chodźmy znaleźć jakąś restaurację – proponuję. – To pociągowe jedzenie jest do dupy.

– Nie zaprzeczę, bo to prawda – chichocze Noel i zgadza się na mój pomysł. Bierzemy swoje bagaże w razie gdyby ktoś chciał nas okraść.

Pociąg ma odjechać za czterdzieści minut, mówię więc swojej towarzyszce, że nie możemy być wybredni i powinniśmy zjeść w najbliższym miejscu, które serwuje jedzenie, aby ten nie odjechał bez nas. Nie mieliśmy więc wyboru, gdy wśród sklepów z pamiątkami, dywanami, obrazami, telewizorami i kwiatami, pojawiła się przed nami Ikea, która poza meblami oferuje też całkiem niezłe posiłki.

– Czujesz ten zapach? – mruczy Noel kiedy wchodzimy do środka, a ja kiwam głową z rozkoszą. Szybko kierujemy się do strony restauracyjnej i stajemy w kolejce. Na samą myśl o tym, co mogę dla siebie zamówić, robię się szczęśliwszy. Noel, by zabić nudę, bawi się małymi czarnymi figurkami do ozdoby, wystawionymi przy kasie, a potem szuka portfela w swojej dużej torebce. Nie wiem, co potem dzieje się z figurkami, zbyt zamroczony ogarniającym mnie głodem.

Zamawiam kotleta devolaille z puree ziemniaczanym i brokułami, lasagne z łososiem i bar sałatkowy, ponieważ jestem naprawdę głodny i nie jadłem niczego treściwego od naszego pobytu w restauracji w Waszyngtonie, dobrą dobę temu.

Siadamy z Noel przy dwuosobowym stoliku na antresoli, obserwując z góry piękne meble i ozdoby. Króliczek wcina filet z łososia z sosem i szpinakiem.

– Och, niebo – mamrocze z pełnymi ustami, a ja śmieję się pod nosem. Czuję to samo, co ona. Mój posiłek jest pyszny. Jemy przez dłuższą chwilę w całkowitej ciszy. Wyglądam co jakiś czas za okno i zauważam, że niebo w szybkim tempie staje się ciemne. Wyciągam telefon i sprawdzam, która godzina. Już po dwudziestej.

– Powinniśmy się zbierać – mówię do Noel z pomidorem w buzi. Ona zajada się swoim deserem – musli z owocami leśnymi i sosem waniliowym. – Pociąg będzie za chwilę odjeżdżał. Wyszliśmy czterdzieści po siódmej, tak?

– Chyba tak – Noel wzrusza ramionami. – Jeśli nie zdążymy, może załapiemy się na następny.

– Nie – protestuję szybko. – Jedziemy tym. Prosto do domu.

– Spokojnie – króliczek śmieje się i odkłada na stół pusty pucharek. – Możemy iść.

Kierujemy się więc ku wyjściu. Na powrót czuję spokój. Za jakiś czas będę w domu. Już zaczynam zastanawiać się, jaki film obejrzę...

Przy wyjściu nagle zaskakuje nas alarm. Bramki brzęczą donośnie i świecą się na czerwono. Ochroniarz o surowym wyglądzie podchodzi do nas szybkim krokiem. Nie czuję stresu – przecież nic nie zrobiliśmy, to pomyłka. Obyśmy tylko zdążyli na pociąg!

– Proszę o opróżnienie kieszeni – mówi do nas ochroniarz. Wyjmuję telefon i portfel, a Noel wyciąga słuchawki. – Mógłbym zajrzeć do torebki? – pyta grzecznie. Birkin bez wahania pokazuje mężczyźnie jej zawartość. Ten niespodziewanie wydobywa z niej figurki, te same, którymi Noel bawiła się przy kasie, a w oczach ma błysk. – Co my tu mamy? – pyta z szyderczym uśmiechem. Wygląda na podekscytowanego, jakby po raz pierwszy kogoś przyłapał.

– Och – Noel wzdycha. Na jej twarzy pojawia się strach i zażenowanie. – To przez przypadek włożyłam je do torebki, kiedy szukałam portfela... Zapomniałam się ich pozbyć...

Wierzę w jej słowa. Noel nie jest przecież złodziejką! A to tylko głupie figurki, warte pewnie nie więcej niż dolara. Ochroniarz wydaje się jednak nie do przekonania. Natychmiast zgarnia nas na zaplecze, mówiąc, że trzeba będzie spisać protokół oraz zawiadomić policję. Tylko nie to! Ucieknie nam pociąg!

Noel jest blada i nie przypomina nawet siebie, gdy zostajemy zamknięci w małym pomieszczeniu, czekając na dalsze działania. Chodzi w tę i z powrotem ze zmartwioną miną.

– Co za idiotka... – mamrocze pod nosem.

– Przestań – wzdycham. – Nie jesteś idiotką. Po prostu się pomyliłaś.

– Przez to głupie przeoczenie spóźniliśmy się pewnie na pociąg – kręci głową i składa ręce na piersi. – Naprawdę przepraszam, Zayn. Mam nadzieję, że wiesz, że nie zrobiłam tego specjalnie...

Kiwam głową. Przecież dobrze wiem. Noel nie jest typem osoby, która byłaby zdolna do takich rzeczy. Mimo wszystko zostaliśmy zamknięci w jakimś cholernym pokoiku i nie wiemy, co będzie dalej.

Jestem wściekły na ochroniarza, bo nie pozwolił Noel się wytłumaczyć, tylko od razu zadzwonił po gliny. Nachodzi mnie chęć na zemstę. A co, jeśli...

– Wyjdźmy stąd – mówię.

– Co? – piszczy Noel słabym głosem.

– Po prostu ucieknijmy – wzruszam ramionami. Przemawia przeze mnie jakaś niezwykła, spontaniczna siła. Czuję, że żyje się tylko raz i nie warto tracić czasu na takie bzdury. Ochroniarz nie zatrzymał naszych rzeczy ani dokumentów. Nie dopilnował żadnego ze swoich obowiązków, po prostu kazał nam czekać. Równie dobrze mógłby zostawić tygrysy w otwartej klatce, wierząc naiwnie, że z niej nie uciekną.

Noel posyła mi szyderczy uśmieszek, który oznacza dla mnie zgodę. Od razu rozpoczyna burzę mózgów.

– Widziałeś dużo filmów, a w filmach zawsze wszystko idzie gładko. Przychodzi ci coś do głowy? Mamy zachować się jak jakiś James Bond? Może na przykład otworzymy drzwi moją wsuwką? A, zaraz, nie noszę wsuwek. Nienawidzę tego cholerstwa. To może podłożymy bombę? Wykopiemy tunel w podłodze za pomocą łyżeczki?

– Albo po prostu użyjemy tych drugich drzwi, i postaramy się znaleźć wyjście na zewnątrz? – prycham rozbawiony. Noel chichocze i zabiera nasze rzeczy. Przechodzimy natychmiast do drugiego pokoju, z którego wychodzimy na korytarz. Światła są zgaszone, używamy więc latarek w telefonach, aby cokolwiek zobaczyć. Przechodzimy do kolejnych pomieszczeń, aż w końcu znajdujemy się w wielkiej hali.

– Gdzie jesteśmy? – pyta Noel szeptem.

– Spójrz tutaj – pokazuję jej ruchem ręki na duże drzwi, którymi tutaj weszliśmy. Otwieram je jak najciszej tylko potrafię, a następnie wyglądam. Ochroniarza ani śladu. Może o nas zapomniał? Albo zdążyli już go zwolnić, bo był głupi? Nie mam czasu, by się nad tym zastanawiać. – Droga wolna – informuję ją cicho.

Wychodzimy z powrotem do restauracji, jednak ze strachem orientujemy się, że Ikea została zamknięta. Pracowników, jak i klientów już nie ma, a wszystkie światła są wyłączone; także tutaj panuje przerażająca ciemność.

Szybkim krokiem idę do drzwi wejściowych, które są zablokowane. Znów przeklinam pod nosem. Co mamy teraz zrobić? Pociąg nam uciekł, jesteśmy oskarżeni przez jakiegoś ochroniarza o kradzież i zostaliśmy zamknięci w Ikei.

– Chodźmy pozwiedzać! – piszczy Noel i od razu biegnie po schodach na dół.

To będzie długa noc.

– Jesteś szalona – szepczę, kiedy Noel kładzie się na łóżku w samym środku sklepu. Dookoła panuje nieskalana niczym cisza. Nie chcę tu być, musimy wyjść.

– Czy to nie cudowne? – odpowiada mi i głaszcze pościel. Następnie wstaje i idzie w kierunku modelu urządzonego mieszkania. Jest tu salon, kuchnia, łazienka i sypialnia.

– Powinniśmy iść, ten ochroniarz może się tu zjawić i teraz na pewno nas zamkną – mówię do niej i rozglądam się, ponieważ jestem przerażony. Tak tu ciemno i ponuro. Ciekawe, ile mają tu zainstalowanych kamer.

– Spokojnie – zapewnia mnie Noel. – Przecież nic nie robimy, jedynie się rozglądamy. To było moje marzenie od zawsze.

– Chodzić po sklepie? – dziwię się i przeczesuję włosy.

– Nie – dziewczyna kręci głową. – Zostać w nim zamkniętą na noc.

Tak więc chodzimy po Ikei i oglądamy meble, chociaż jest już dwudziesta druga i powinniśmy być teraz w drodze do Nowego Jorku. Z jednej strony się boję, z drugiej jednak zaczyna mi się to podobać. Czuję wspaniałą dawkę adrenaliny, większą nawet niż podczas bitew w Call of Duty. Mimo wszystko kamery na pewno zarejestrowały naszą obecność, więc mamy przechlapane.

Siadam bezczynnie na miękkim fotelu i chowam twarz w dłoniach. Gdybym nie zdecydował się na tę cholerną podróż, siedziałbym teraz na swojej ukochanej kanapie w towarzystwie Charms, oglądał film i jadł pizzę, a moje problemy nie byłyby niezgodne z prawem.

– Popatrz! – woła króliczek. – Jaki uroczy pluszak w kształcie rekina.

– Znajdźmy jakieś wyjście – niemal łkam.

– Przecież możemy tu spać i wyjść z samego rana – Noel wzrusza ramionami. Nie wiem nawet, jak zareagować.

– CHCESZ TU SPAĆ? – wydzieram się, powodując echo. Noel kopie mnie w kostkę, ponieważ nie powinienem aż tak hałasować. Chwilę później orientuję się, że przez swoje głupstwo zostaliśmy zauważeni przez ochronę.

– Halo? Kto tu jest? – krzyczy jakiś mężczyzna. Słyszę ciężkie kroki, zmierzające szybko w naszą stronę.

– Tędy! – syczy Noel i ciągnie mnie za sobą. Jest przeraźliwie ciemno, z tyłu widać jedynie trochę światła z latarki ochroniarza. Zostaję wręcz wepchnięty do ogromnej zabudowanej garderoby z zasuwanymi drzwiami. Dyszę ze zmęczenia, bo przebiegliśmy dość spory kawałek, a adrenalina ponownie dała o sobie znać. Zasłaniam usta ręką, by nie wydać żadnego dźwięku.

Siedzimy w środku kilka minut. Mam zamknięte oczy i osuwam się na podłogę wykładaną szorstkim dywanem. Dziwię się, że jest tu tak dużo miejsca. Szafa swym rozmiarem przywodzi na myśl niemal osobne pomieszczenie, na tyle rozległe, że mogę swobodnie wyprostować nogi; domyślam się, że to niemała garderoba w jednym z przykładowych mieszkań. 

– Noel? – szepczę nagle i otwieram oczy. Zastanawiam się, czy możemy już wyjść. – Noel? – powtarzam, bo nie otrzymałem odpowiedzi. Macam w powietrzu, jednak nie napotykam dziewczyny. Jestem przerażony. Zostawiła mnie?

– Wróciłam! – słyszę chwilę później i wydaję z siebie westchnięcie ulgi. – Już załatwiłam nam nocleg. Jesteś śpiący?

Okazuje się, że Noel wymknęła się z naszej kryjówki, aby przynieść tu kilka mięciutkich poduszek i koców. Wygląda na to, że nie ma w planach wyjścia stąd do rana. Przecież to niedorzeczne.

– Dzięki – mówię, gdy podaje mi kilka nakryć. Dwa z nich układam na podłodze i przykrywam się kolejnym, następnie opieram się o ścianę. – To jakieś szaleństwo – dodaję. Mam mieszane uczucia.

– Witam w swoim świecie – odpowiada Noel słodkim głosem.

Staram się zasnąć, jednak co godzinę budzę się, aby zmienić pozycję. Jest tu bardzo niewygodnie, a przebywanie w zamkniętej garderobie bez okien robi się coraz bardziej klaustrofobiczne. Czuję się okropnie.

– Noel? – szepczę. Nie odzywa się jednak ani słowem, a jej oddech jest spokojny, więc wnioskuję, że zasnęła. Przewracam się na drugi bok i wtulam do poduszki. Nagle mam ochotę dosłownie się rozpłakać, ponieważ to jest, cholera, najbardziej idiotyczna rzecz na świecie. Zamiast na Hawajach zjawiliśmy się na Grenlandii, gdzie przez jakiegoś pomylonego kierowcę trafiliśmy do najmniejszej wioski świata, skąd pijak zabrał nas helikopterem na pokład statku, którego załoga była łaskawa i podrzuciła nas do Waszyngtonu, gdzie złapaliśmy pociąg, jednak podczas przystanku poszliśmy coś zjeść do Ikei, w której psychiczny ochroniarz zamknął nas w pomieszczeniu, a następnie o nas zapomniał i zamknięto sklep, więc teraz w nim nocujemy. Wszystko zdarzyło się w ciągu jakichś dwóch tygodni.

Gdyby trzy tygodnie wcześniej zapytano mnie, jak spędzę następne kilkanaście dni, nigdy nawet nie wpadłbym na opowiedzenie takiej historii. To nieprawdopodobne, wręcz nierzeczywiste, a jednak stało się, a ja byłem tego częścią.

Zastanawiam się, czy Noel od zawsze prowadzi takie życie; szybkie, pełne przygód, spontanicznych decyzji i szaleństwa. Czy nikt się o nią nie martwi? Przecież może sobie coś zrobić, coś złego może się jej przydarzyć.

Myślę potem o Madison i od razu robi mi się przyjemniej na sercu. Ciekawe, co teraz robi. Która godzina jest w Nowym Jorku? Być może prowadzi lekcje, albo spędza czas z przyjaciółmi. Dużo bym dał, aby przebywać teraz z nią.

Udaje mi się zasnąć, a kiedy znów budzę się z powodu bólu w nodze, zgiętej w bardzo dziwny sposób, widzę Noel, zmywającą za pomocą płatków kosmetycznych i jakiegoś płynu resztki swojego makijażu spod oczu. W dłoniach trzyma przenośne lusterko, którego rama daje światło.

– Dzień dobry, śpiochu – mówi Noel, następnie wrzucając czarny wacik do torebki. Muszę to przyznać; z makijażem czy bez, Noel zawsze wygląda zjawiskowo.

– Cześć – odpowiadam i prostuję się.

– Jak się spało? – pyta, nie patrząc na mnie, skupiona na nakładaniu na rzęsy świeżej warstwy tuszu.

– Okropnie – zdobywam się na szczerość. – Otworzyli już sklep? – dodaję.

– Oczywiście, że nie – prycha Noel. – Wyobraź sobie tylko, że jakiś klient zagląda do garderoby, a w środku znajduje śpiących dziewczynę i chłopaka.

– No tak – śmieję się pod nosem.

– Otwierają za piętnaście minut. To dobrze, bo umieram z głodu.

– Nie zjemy tutaj – postanawiam na głos – tylko w jakiejkolwiek innej knajpie, najlepiej oddalonej setki mil stąd. Chcę się jak najszybciej ulotnić z tej cholernej Ikei.

– Pewnie – Noel kiwa głową i chowa tusz do kosmetyczki. Następnie wyciąga jakąś małą kredkę i maluje nią dolną oraz górną linię przy rzęsach.

– Obiecujesz? – upewniam się.

– Obiecuję – dziewczyna wyciąga w moją stronę swój mały palec, a ja złączam go ze swoim, i nie wiem, dlaczego, ale w tej samej chwili czuję mrowienie w całym ciele, a mój brzuch wykonuje koziołka. Nie zwracam jednak na to uwagi, ponieważ muszę pilnie zrobić siku, do tego jestem potwornie głodny i potrzebuję ogromnego śniadania.

Noel kończy się malować, a następnie prosi mnie o odwrócenie wzroku, ponieważ chce zmienić koszulkę.

– Jak dobrze, że przed wyjazdem skończyłam swoją laserową depilację – mamrocze pod nosem – bo dosłownie nienawidzę włosów w innych miejscach, niż głowa.

– U faceta też? – podłapuję temat i sam ściągam bluzkę, następnie używając dezodorantu w sprayu.

– U facetów to co innego, chociaż nie będę narzekać, jeśli ogoli niektóre miejsca – chichocze w odpowiedzi. Wkładam na siebie świeży, biały T-shirt i zostaję w jeansach.

Gdy słyszymy gwar, postanawiamy zebrać wszystkie rzeczy (to znaczy porozrzucane ubrania, koce i poduszki) oraz wyjść z szafy. Noel najpierw delikatnie rozsuwa drzwi, a kiedy w pobliżu nie zauważa nikogo, szybko z niej wyskakuje, ze mną depczącym jej po piętach.

To wspaniałe uczucie, móc znów oddychać świeżym powietrzem i znajdować się na otwartej przestrzeni, gdzie jest jasno. Noel rzuca koce i poduszki w kąt, a następnie spokojnie, jakby nic się nie stało, maszeruje alejkami w stronę wystrojów kuchni.

– Myślisz, że są tu kamery? – szepczę jej na ucho, a ona kręci głową.

– Nie przejmuj się. – Kiedy przechodzi obok nas ochroniarz, Noel spuszcza głowę i łapie mnie za rękę. – Kochanie, spójrz, jaki piękny kran! – piszczy, a potem ciągnie mnie w lewo. Znajdujemy się w bezpiecznej odległości i dopiero wtedy mnie puszcza.

– Co to było? – śmieję się pod nosem.

– Improwizacja. Kiedyś chciałam być aktorką – Noel wzrusza ramionami. – Wyjdźmy natychmiast.

– Zgadzam się – kiwam głową. Mam ochotę zakończyć to szaleństwo.

Wychodzimy szybkim krokiem z Ikei, uważając, aby nie wpaść na ochroniarza, który wczoraj nas zamknął, a potem postanawiamy zaserwować sobie śniadanie w oddalonym o pięć stacji kolejowych McDonaldzie. Zajadamy się frytkami i nuggetsami, maczając je w sosie słodko-kwaśnym, a potem Noel kupuje mi duży kubek lodów czekoladowych i uśmiecha się do mnie.

– Czekolada zawsze poprawia humor – tłumaczy, a ja nawet nie zastanawiam się, skąd wie, że jestem smutny – pewnie wywnioskowała to z wyglądu mojej twarzy.

Kiedy kończymy jedzenie, wyrzucamy śmieci i idziemy na stację, gdzie łapiemy następny pociąg do Nowego Jorku. Dalsza podróż odbywa się na szczęście bez przeszkód. Ruszamy się z naszego przedziału tylko po to, aby skorzystać z toalety, wystrzegając się wychodzenia na zewnątrz podczas przystanków, a tym bardziej jedzenia w restauracjach z podejrzaną ochroną. Kilka razy robię sobie drzemki lub czytam Wielkiego Gatsby'ego, aż w końcu zjawiamy się w Nowym Jorku, w moim domu, a ja mam dosłownie ochotę całować chodnik.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro