Rozdział XV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I jeśli lubisz jazdę samochodem z opuszczonymi szybami o północy

I jeśli lubisz podróżować do miejsc, których nazw nawet nie umiemy wymówić

Jeśli lubisz robić to, o czymkolwiek zawsze marzyłaś

Kochanie, jesteś idealna

Kochanie jesteś idealna

Więc zaczynajmy właśnie teraz


Cicho wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Przekręcił zamek. Zdjął kurtkę i odwiesił ją na wieszak. Zdjął buty i na bosaka przeszedł do kuchni. Z lodówki wyjął sok pomarańczowy, upił kilka łyków prosto z butelki. Odstawił naczynie z powrotem na półkę. Przetarł dłońmi zmęczone oczy. Czuł się jak wypluty. Kilka ostatnich dni dało mu się we znaki. Był zmęczony graniem. Na planie, i poza nim. Wszędzie musiał udawać. Miał ochotę wreszcie usiąść zwyczajnie na sofie, zamknąć oczy i zapomnieć o wszystkim. Ale teraz to było niemożliwe. Odliczał już minuty do powrotu Candelarii. Dzwoniła, że dotrze na lotnisko po osiemnastej. Zbliżała się dziewiętnasta trzydzieści, więc powinna się tu niedługo pojawić. Po chwili usłyszał szczęk zamka w drzwiach. Wyszedł do korytarza i oparł się plecami o ścianę. Rudowłosa weszła do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. Postawiła walizkę obok szafki i zdjęła kurtkę. Podszedł do niej powoli, odebrał od niej ubranie i powiesił na wieszaku. Między nimi panowała cisza... ale to nie była ta przyjemna cisza, gdzie dwoje ludzi rozumie się tak doskonale, że nie potrzebują słów. Ta cisza była ciężka, przytłaczająca... pełna niewypowiedzianych słów. Czuł jak jej ciemne oczy wwiercają się w jego umysł... niemal ugiął się pod jej kamiennym wzrokiem. Delikatnie dotknął jej ramienia.

- Musimy porozmawiać. – powiedziała nienaturalnie spokojnym głosem.

- Wiem... - odpowiedział, nadal nie odsuwając dłoni od jej ciała. Czuł wtedy jej reakcje, znał jej ciało lepiej, niż własne. Nie była w stanie niczego przed nim ukryć, gdy mógł trzymać jej dłoń w swojej. – Chodź, usiądziemy. – poprowadził ją w stronę sofy. Dziewczyna usiadła i podkuliła nogi pod siebie. Usiadł naprzeciwko niej.

- Chcę, żebyś wiedział, że przemyślałam sobie wiele rzeczy. Myślę, że ta chwila... przerwy... dobrze mi zrobiła. Miałam czas, żeby to wszystko uporządkować sobie w głowie. Podjąć decyzję.

- Jaką decyzję? – zapytał. Jego głos zadrżał odrobinę... niezauważalnie.

- Kocham Cię, wiesz o tym...

- Ja też Cię kocham.

- Chodzi o to, że gdy Cię zobaczyłam. To znaczy ten artykuł. I Wasze zdjęcia. To mnie zabolało. Nawet nie sam fakt, że mógłbyś mnie zdradzić. Ale to, że mi nic nie powiedziałeś. Mam wrażenie, że oddaliliśmy się od siebie. To nie tak, że to tylko twoja wina. Moja pewnie też. Zabolało to, że nie wiedziałam o waszej przyjaźni. To, że nie powiedziałeś mi o swojej rozmowie z reżyserem. Przecież wiesz, że bym zrozumiała... Znam ten świat, znam show biznes. Wiem, jak działa. A ty, mimo to, nie odezwałeś się nawet słowem. I to mnie tak zraniło.

- Przepraszam, Cande. Wiem, masz rację, powinienem był Ci powiedzieć. – złapał jej dłonie w swoje i ścisnął mocno. – Po prostu to wszystko działo się tak strasznie szybko. Poza tym, Ciebie nie było... nawet nie wiedziałem co i jak Ci powiedzieć.

- Myślę, że oboje potrzebujemy czasu.

- Nie rozumiem? Chyba nie mówisz o... - zawahał się i spojrzał jej uważnie w oczy.

- Nie, nie chcę zrywać. Po prostu myślę, że musimy jeszcze raz zbudować zaufanie. Bo skoro nie wiedziałeś jak mi powiedzieć o czymś takim, to znaczy, że mi nie ufasz.

- Ufam Ci, skarbie. – przesunął ich złączone dłonie na jej policzek.

- Chyba nie do końca... z resztą, mnie też to dotyczy. Gdybym Ci ufała tak w 100%, to pewnie cały ten artykuł nawet nie zwróciłby mojej uwagi. I jeżeli chcemy być razem, to musimy je odbudować.

- Masz rację. – powiedział cicho.

- Może w takim razie, zacznijmy od tego, że opowiesz mi, jak Wam idzie na planie? – zapytała, uśmiechając się już tym swoim uśmiechem. Odwzajemnił go, a następnie delikatnie musnął wargami wierzch jej dłoni.

- Powoli zbliżamy się do końca. Właściwie zostało nam do nakręcenia tylko kilka odcinków. Potem oczywiście trasa koncertowa. Ale powinniśmy dostać przynajmniej kilka dni wolnego. Mam taką nadzieję. Mówiąc szczerze, jestem już zmęczony tym wszystkim. Całe dnie na planie, wywiady, konferencje... kocham tą robotę, ale potrzebuje urlopu. Zwłaszcza, że właściwie nie miałem jeszcze żadnego. Zaraz po zakończeniu Violetty od razu musiałem wpaść w ten sam rytm. Do tego nagrywanie scen na kółkach jest nie lada wyzwaniem dla kogoś, kto nigdy w życiu nie jeździł nawet na łyżwach. Wiesz przecież, jaką jestem łamagą. – zaśmiał się cicho. Ona również się zaśmiała. Czuł jak atmosfera powoli się zmienia. Zniknęła niezręczność pierwszej chwili... znowu byli dwójką ludzi, którzy znają się doskonale. Znają wszystkie swoje słabe i mocne strony. – Cieszę się, że wróciłaś.

- Ja też. I cieszę się, że się zgadzamy. Wierzę, że wszystko się jeszcze ułoży. Zawsze wiedziałam, że wystarczy wszystko przegadać. Wtedy uda się rozwiązać nawet największe problemy. Ale na rozmowę potrzeba czasu... a nam chyba ostatnio tego czasu zabrakło. Za dużo pracy, za dużo zmartwień. Brakło nam takiej zwyczajnej rozmowy, Ruggero. Zawsze gdy się widzieliśmy to kończyło się na jedynym... - uśmiechnęła się łobuzersko.

- Dobrze, że mi o tym przypominasz. – mrugnął do niej. Przybliżył twarz do jej... poczuł na swojej skórze, jak jej oddech minimalnie przyśpiesza. Spojrzał w jej ciemne oczy. Błyszczały radośnie, ale był też tam ten inny blask. Ognik błądzący gdzieś z tyłu. Pragnęła go. Widział to wyraźnie. Dotknął dłonią jej szyi i przyciągnął ją do siebie. Gwałtownie wbił się w jej wargi. Muskał je językiem, skubał zębami. Jęknęła wprost w jego usta. Wsunął język pomiędzy jej wargi. Dotknął jej języka...

- Ruggero... - westchnęła cicho, gdy delikatnie się od niej odsunął. Uśmiechnął się łobuzersko i przesunął swoje usta na jej szyje. Podążał to w górę to w dół, pozostawiając mokre ślady na zarumienionej skórze. Skubał delikatnie zębami skórę na jej obojczyku wprawiając jej ciało w drżenie... odchyliła głowę do tyłu, ułatwiając mu dostęp. Jej włosy opadły pomarańczową kaskadą na jej plecy. Przesunął dłonie na jej biodra i przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, niemal wciągając ją na własne ciało. Wiedział, że potrzebuje jego bliskości... czuł, jak zachłannie wplata palce w jego włosy i przeczesuje je delikatnie, by chwilę później zacisnąć w nich dłonie niemal do bólu. Syknął cicho, gdy drapnęła go paznokciami we wrażliwą skórę karku. Była jego... Może jeszcze bardziej, niż wcześniej. Znowu czuł się jak pan sytuacji. Miał wszystko. I jednocześnie nikt o tym nie wiedział... jego twarz rozjaśnił szelmowski uśmiech. Dokładnie tak powinno być.

...


Cande spała wtulona w jego ramiona. Oddychała spokojnie. Głowę oparła na jego klatce piersiowej. Odgarnął jej włosy z czoła. Poczuł jak poruszyła się delikatnie, ale nie obudziła się. Westchnęła tylko cicho i odwróciła twarz w drugą stronę. Na szafce obok łóżka zawibrował telefon. Wziął go do rąk i odblokował klawiaturę. Jedna nieodebrana wiadomość.

Śpisz? Możemy pogadać?

Karol


Delikatnie odsunął od siebie Cande i położył ją na poduszce. Następnie wstał i przeciągnął się lekko. Z ziemi zgarnął spodnie dresowe i założył je na siebie. Po cichu wyszedł z pokoju i wszedł do kuchni, przymykając za sobą drzwi. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dopiero dwudziesta trzecia. Wybrał znany numer. Odebrała już po pierwszym sygnale.

- Hej, Karol. Coś się stało? – zapytał.

- Chciałam Cię usłyszeć. – powiedziała cicho. Zaśmiał się pod nosem. – To głupie, prawda? – zapytała. – Robię z siebie wariatkę. Przepraszam.

- Nie, to urocze. – powiedział, nadal się śmiejąc. – I tylko po to dzwonisz?

- Właściwie nie. – powiedziała. – To w studiu... co to miało znaczyć? Ten pocałunek?

- Jakie to ma znaczenie? – zapytał, przekładając telefon z jednej ręki do drugiej. – Podobało Ci się?

- A jakie to ma znaczenie? – użyła jego własnych słów. – Nadal masz dziewczynę.

- Masz rację. I właśnie leży w moim łóżku. – słyszał jak głośno wciąga powietrze do płuc. Chyba właśnie postawił krok nad przepaścią. Przygryzł wargę.

- No tak... - powiedziała cichutko.

- Porozmawiamy jutro, dobrze? – zapytał.

- Jasne... - powiedziała tylko i szybko się rozłączyła. Czyżby właśnie ukręcił stryczek na własną szyję? Nalał do szklanki wody i wypił jej zawartość. Następnie odstawił naczynie do zlewu. Musi to wszystko dobrze zaplanować. Gdy Cande była u rodziców, wszystko było łatwe, ale teraz? Teraz musiał wszystko bardzo dokładnie przemyśleć, bo inaczej wszystko legnie w gruzach... i przede wszystkim musi pamiętać o jednej rzeczy. Żadnych świadków. Nikt nie może się dowiedzieć. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro