Rozdział XXXVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłego czytania, kochani!!
Buziaki :* :*

PS. Wiecie, że czekam na komentarze? ;) 


Przypuszczam, że nie znają was, dzisiaj jest już przeszłością

Wczoraj się skończyło, to inny dzień

Brzmi jak zacięta płyta – ciągle ta sama śpiewka, ale obiecałeś jej

Następnym razem pokażesz umiar

Nie dostaniesz kolejnej szansy


Przekroczył próg studia nagraniowego. Był zmęczony. Właściwie nie spał tej nocy. Do tego nadal bolała go rozcięta i lekko napuchnięta warga. Czerwona szrama przecinała jego policzek. Miał nadzieje, że wizażystom jakoś uda się to ukryć pod warstwą makijażu, bo inaczej nici ze zdjęć. Na Sali siedziała brunetka, która kreśliła coś w swoim scenariuszu. To musiał być dzisiejszy odcinek. Pewnie robiła swoje poprawki do roli. Podszedł do niej cicho.

- Chciałem przeprosić... - powiedział cicho. Odwróciła się gwałtownie i zmierzyła go wzrokiem. Patrzyła na niego jak na karalucha... którego najchętniej rozgniotłaby butem.

- Daruj sobie. – powiedziała, krzywiąc się.

- Naprawdę. Wczoraj zachowałem się jak...

- Jak cham?! Świnia?! Coś ty sobie myślał? – podniosła głos.

- Nie wiem, co sobie myślałem. – powiedział cicho.

- To ja Ci bardzo chętnie powiem. Jesteś samolubnym, zapatrzonym w siebie facetem, który nie potrafi znieść tego, że ktoś inny jest szczęśliwy. Wcale się nie dziwię Cande, że Cię rzuciła! Miała cholerną rację! Ty nie umiesz nikogo szanować, nie mówiąc już o miłości! Wczoraj dałeś idealny pokaz!

- Wiem, co sobie teraz o mnie myślisz... ale...

- Nie będę wysłuchiwać twoich marnych wymówek.

- Może i są marne... ale spróbuj się na chwilę postawić na moim miejscu, co? – zapytał, łapiąc jej dłoń. Wyrwała mu się gwałtownie.

- Nie! Nie obchodzi mnie Twoja wersja! Po co Ci to było? Ta cała bójka?! O co Ci, do cholery, chodzi?

- Zerwała ze mną dziewczyna... chyba sobie po prostu z tym nie radzę, ok? I przyznaję, że jak zobaczyłem was razem... masz rację, zabolało mnie to, że ktoś jest cholernie szczęśliwy, a ja po raz kolejny wrócę do pustego mieszkania. Masz mnie! Jestem egoistą. – powiedział. Oddychał nierównomiernie, słowa wydostawały się z jego ust z prędkością karabinu maszynowego. Uśmiechnęła się krzywo, słuchając jego słów. Wiedział, że mu nie wierzy... z resztą, nawet sam sobie nie wierzył.

- To nie jest powód, żeby wyżywać się na innych. – powiedziała.

- Teraz już wiem... dlatego właśnie przyszedłem przeprosić. Zachowałem się... jak się zachowałem. – wzruszył przy tym ramionami.

- Nie mnie powinieneś przepraszać. – powiedziała. Spiął mięśnie. Mógł się tego spodziewać. Nie przeprosi go. Ma swoją dumę. Nie ma mowy, żeby powiedział Lio, że żałuje... zwłaszcza, że wcale tak nie było. Nie żałował, że go walnął... żałował tylko, że sprawił jej przykrość, a tego przecież nie chciał... ale Lio? Blondyn go nie obchodził. Gdyby mógł, zrobiłby to jeszcze raz... tylko zdecydowanie mocniej. Nie odpowiedział. Przygryzł lekko dolną wargę. – Rozumiem... w takim razie, nie mamy już o czym rozmawiać. – odwróciła się z powrotem i skupiła uwagę na kartkach scenariusza.

- Karol... - zaczął ponownie. Nie odpowiedziała. Nawet się nie odwróciła. – Coś... coś się między nami...

- Między nami nic nie ma!

- Ale wczoraj...

- Nie, Ruggero! Kilka miesięcy temu wyraźnie dałeś mi do zrozumienia, że byłam tylko Twoją zabawkę. Myślisz, że zapomniałam? Powiedziałeś, że chciałeś się tylko zabawić, że jestem nikim! A teraz, co? Udajesz, że jesteś zazdrosny?! Nie rozśmieszaj mnie!

- Nie powinienem był...

- To, prawda. Nie powinieneś. Nawet nie wiesz, jak wtedy bolało. Ale podniosłam się. I nie psuj mi tego. – powiedziała poważnie.

- Po prostu uważam, że...

- Nie obchodzi mnie, co sobie uważasz. Nauczyłam się bez Ciebie żyć. Mam Lio... - na dźwięk jego imienia spiął wszystkie mięśnie i skrzywił twarz w złośliwym grymasie.

- Lio! – w jego ustach zabrzmiało to jak przekleństwo.

- Jestem z nim szczęśliwa. Myśl sobie co chcesz, ale on dał mi coś, czego Ty nigdy nie będziesz w stanie.

- Tak? Co takiego? – zapytał.

- Miłość. I bezpieczeństwo. – powiedziała. – Ty nawet nie wiesz, co to jest. – Miała rację. Nie wiedział. Ale cholera! Tak bardzo chciał się tego dowiedzieć. Złapał ponownie jej nadgarstek, zaciskając na nim mocno palce. Dziewczyna jęknęła cicho. Poluzował lekko uścisk.

- Dlaczego tak myślisz? – zapytał, patrząc jej w oczy.

- Bo Cię znam. – uśmiechnęła się smutno... a potem wyszła. Zatrzasnęła za sobą drzwi garderoby.

...


- Chłopaki, zaraz zaczynamy! – krzyknął reżyser. Stał z boku z Agustinem przeglądając jeszcze scenariusz do sceny, którą mieli zaraz zagrać. Została im ostatnia scena do nagrania tego dnia. Potem będzie mógł wrócić do domu... i poużalać się nad sobą nad butelką piwa.

- Jasne! – odkrzyknął blondyn. – Dobra mamy jeszcze chwilę. Możesz mi powiedzieć o co poszło wczoraj? – zapytał ciszej.

- Ale o co Ci chodzi? – zapytał, udając niezrozumienie.

- O tą akcję w klubie.

- O nic. Ostatnio się nie dogadujemy i tyle. – powiedział, wzruszając ramionami.

- Najpierw musiałem Cię odciągać od niego na planie, teraz ta bójka w klubie? Za tym chyba jest coś więcej. – powiedział, patrząc na niego uważnie. Przełknął głośno ślinę.

- Nic się nie dzieje.

- Chodzi o Karol? – zapytał.

- A ty znowu swoje? Czy wy wszyscy uważacie, że cały mój świat kręci się wokół Karol? – podniósł głos.

- Widzisz! Jak tylko o niej wspomnę, to się wkurzasz!

- Bo mam dość gadania o niej, jasne?! Zawsze tylko Karol i Karol! O co Wam chodzi? Najpierw Michael, teraz ty!

- Wszyscy widzą, że ostatnio coś się z Tobą dzieje... a dokładniej od momentu, kiedy się dowiedziałeś, że są parą...

- Mam w dupie, z kim się spotyka. – warknął na przyjaciela.

- To czemu cały czas na nich patrzysz? Myślisz, że tego nie widać? – zapytał blondyn. – Wszyscy widzą, że coś nie gra. Chociaż przed najlepszym kumplem nie udawaj.

- Nie udaję!

- Zakochałeś się? – otworzył szeroko oczy. A potem się zastanowił... czy on... czy... czy naprawdę mógłby... mógłby się zakochać?

- Nie, oczywiście, że nie! – odpowiedział po chwili. A może...? Nie, to było niemożliwe. On nigdy nikogo nie kochał. Nie znał miłości. Nie umiał nikogo obdarzyć tym uczuciem. On był inny. Ponad to. Nie mógłby jej tak po prostu pokochać. To było tylko to głupie uczucie, gdzieś na dnie żołądka, które przejmowało nad nim czasami kontrolę... na przykład, gdy widział ich szczęście. Ale to na pewno nie była miłość. Zwykły pociąg do kobiety. Nic więcej. Kusiła go... dokładnie tak, jak kiedyś. Przyciągała jego wzrok... ale to minie. Już raz minęło. Wziął głęboki oddech. A co, jeżeli to już się stało? Co jeżeli...? Wymierzył sobie w myślach policzek. Zapomnij! Ty nie potrafisz się zakochać!

...


Usiadł przy stoliku, a na jego blacie postawił swoją szklankę wypełnioną do połowy bursztynowym płynem. Naprzeciwko niego siedział Agustin, wpatrujący się w swoje piwo. Obok niego siedział Jorge, dalej Michael. Typowy męski wypad. Cichy bar, daleko od centrum miasta, by nikt ich nie rozpoznał. Nie miał ochoty na kolejne spotkanie z natrętnymi fankami. Potrzebował odrobiny spokoju po wszystkich wydarzeniach ostatnich dni. Upił łyk płynu i skrzywił się lekko na palące uczucie w przełyku.

- Widzę, że twarz już Ci się zagoiła. – stwierdził Michael.

- Jak widać. – odpowiedział.

- Właściwie to o co wtedy poszło? – zapytał brunet.

- Ile razy jeszcze będę musiał wysłuchiwać tej pogadanki? – zapytał zirytowany. Ten temat wracał do niego od tygodni. Cały czas tylko, „co się stało" i „co się stało". Miał już tego powyżej uszu. Wszyscy tylko zadawali pytania. Ileż można? – Robicie się monotematyczni.

- Nie, po prostu jeszcze nam tego nie wyjaśniłeś. – odpowiedział blondyn. – Za każdym razem, zmieniasz temat, stary!

- Bo widocznie nie mam nic do opowiadania.

- Mam inne zdanie.

- Twoja sprawa. Nie obchodzi mnie to.

- Serio, stary! Powiedz o co chodzi. – zapytał Jorge, szturchając go jednocześnie w ramię.

- O nic nie chodzi!

- Mówiłem, że to na pewno nasza Karolita. – powiedział Agustin, uśmiechając się w jego stronę złośliwie. Odwzajemnił uśmiech, ale nie odezwał się.

- Też tak myślę. – powiedział Michael. Nadal się nie odezwał. Zacisnął tylko mocniej wargi, przygryzając je niemal do krwi. Nie wyprowadzą go z równowagi. Nie dzisiaj. Upił łyk ze swojej szklanki.

- Nic nie powiesz? – zapytał Michael.

- Po co? Tylko winny się tłumaczy. – stwierdził, zaciskając pod stołem dłonie w pięści. Dlaczego nagle wszyscy się uparli, że coś łączy go z koleżanką z planu. Owszem... był czas, kiedy faktycznie coś ich łączyło... ale teraz? Teraz właściwie omijali się szerokim łukiem, albo kłócili. Wszyscy musieli to widzieć... i może właśnie na tym polegał problem? Ich relacja stała się za bardzo... otwarta. Wszyscy zaczęli się nad tym zastanawiać. Łącznie z nim samym. Gdy kręcili pierwszy sezon... ich relacja była jasna. Byli dobrymi kumplami. Potem ta dziwna historia... to prawda, chciał ją poderwać. To był jego cel... ale to miała być zwykła niewinna zabawa, która zdecydowanie wymknęła się spod kontroli. Zwykły flirt... który musiał brutalnie zakończyć, bo mógł się skończyć zdecydowanie gorzej. Mógłby się zakochać... ta myśl pojawiła się w jego głowie po raz kolejny. Kiedyś to byłoby dla niego tragedią... zakochać się, to oddać komuś władzę... stracić kontrolę nad sobą. Nie mógł sobie na to pozwolić. Ale im więcej czasu mijało, tym... to wszystko zaczynało się zacierać. Czyżby się zmieniał...? Dojrzewał? Zakochanie się... to słowo powtarzało się w jego myślach i wcale nie budziło już tak ogromnej paniki jak kiedyś... i nagle zajaśniała mu w głowie jedna wizja... co gdyby to się stało? Co by z tym zrobił? Czy znowu by uciekł... i przede wszystkim, czy gdyby stanął dzisiaj... w tym samym miejscu, co kilka miesięcy temu... z tą samą osobą... czy jego decyzja nadal byłaby taka sama... nie wiedział... ale nie był też pewny, czy postąpiłby tak samo... czy to znaczyło, że... wypił na raz całą zawartość swojej szklanki. Nie myśl! 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro