Rozdział III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział pisany dobrze po 22, więc efekt jest, jaki jest. :P 
Proszę o wyrozumiałość ;) 


Teraz, teraz podobasz mi się bardziej niż zazwyczaj,

wszystkie moje zmysły proszą o więcej,

ale nie można się śpieszyć.


- Nie wierzę, że wczoraj tyle wypiliśmy... - jęknął blondyn, gdy tylko na chwilę zeszli z planu. Nagrywali kolejny odcinek już od trzech godzin. Przetarł zmęczone oczy dłońmi i upił kilka łyków wody ze swojej butelki. Agustin usiadł ciężko na ławce i spuścił głowę na kolana. Blondyn objął głowę dłońmi, jakby chciał się schować przed każdym dopływem światła i dźwięku. Usiadł obok przyjaciela i oparł się o plecami ścianę. 

- Co z Wami, chłopaki? – dwie dziewczyny podjechały na wrotkach i stanęły obok.

- Agustin właśnie umiera. – zaśmiał się, klepiąc przyjaciela po ramieniu. Blondyn jęknął tylko głośno w odpowiedzi i schował głowę pomiędzy kolanami. Brunetka zaśmiała się głośno, przyglądając się uważnie raz jednemu, raz drugiemu z chłopaków. Następnie odwróciła się w jego stronę i przyjrzała mu się uważnie. Po chwili jej usta ozdobił krzywy uśmieszek.

- Nie żebyś ty wyglądał lepiej... - odpowiedziała złośliwie.

- Masz na myśli okulary? – zapytał, spuszczając szkła na nos i spoglądając na dziewczynę spod przymrużonych powiek. – Nie wyglądam w nich jak gwiazda filmowa?

- Taa... normalnie Di Caprio przed nami jak żywy. – powiedziała zgryźliwie i obie z Caroliną zaśmiały się głośno. Podniósł się z ławki i stanął naprzeciwko dziewczyny. Była przynajmniej 20 centymetrów niższa od niego, mimo wrotek na nogach.

- I tak wiem, że Ci się podobam, księżniczko. – spojrzała na niego z politowaniem.

- Wmawiaj to sobie, Ruggerito, wmawiaj... - odpowiedziała, wzdychając.

- Nie muszę, ja to widzę. – odpowiedział, obejmując jedną dłonią jej biodro.

- Gdzie ta rączka? Nie zapędzasz się czasem, mój drogi? – strąciła jego dłoń ze swojego boku.

- Mój drogi? – spojrzał na nią z góry, uśmiechając się łobuzersko. Westchnęła głośno w odpowiedzi, na co on zaśmiał się cwaniacko i zbliżył usta do jej ucha. – Podoba mi się to... - wymruczał zachrypniętym głosem.

- Matko, ileś ty wczoraj wypalił?! Masz głos jakby to było cała paczka. I do tego śmierdzisz!

- Przecież wiem, jak kręci Cię taka chrypka... - mrugnął do niej, a ona pokręciła z politowaniem głową. Nie odpowiedziała, tylko odwróciła się w stronę wrotkowiska i odjechała płynnie na drugą stronę po swoją wodę. Upiła z niej kilka łyków, a następnie wróciła do rozmowy z koleżanką, gestykulując coś zawzięcie.

...


- Skarbie, już jestem! – zawołał, wchodząc do mieszkania.

- W sypialni! – zawołała rudowłosa. Wszedł do pokoju. Wszędzie panował niesamowity rozgardiasz. Porozrzucane rzeczy na łóżku i na podłodze. A na środku tego wszystkiego Candelaria, która siedziała nad otwartą walizką.

- Co tu się dzieje? – zapytał. – Wyprowadzasz się? – zapytał.

- Nie, głuptasie! – odpowiedziała wesoło. – Przecież mówiłam Ci, że chcę jechać na trochę do rodziny. – patrzył na nią, kompletnie nic nie rozumiejąc. – Chcę pomóc siostrze w przygotowaniach do ślubu! Nie mów, że zapomniałeś?

- Przepraszam, ale ostatnio tyle się dzieje, że zapominam nawet własne imię.

- W porządku. Mam nadzieję, że jutro nie zapomnisz mnie zawieźć na lotnisko?

- O ile mi rano przypomnisz, to myślę, że nie. – odpowiedział, uśmiechając się wesoło.

- W porządku. Obiad jest w kuchni. Możesz sobie odgrzać. Ja muszę tu... - rozejrzała się wokół siebie i jęknęła głośno. - ... trochę ogarnąć.

- Jasne. – odpowiedział, wychodząc z pokoju.

- Zrobiłbyś mi kawę? – zapytała, uśmiechając się do niego słodko. Skinął głową w odpowiedzi. – Kocham Cię! – posłała w jego stronę buziaka.

- Też Cię kocham... – odpowiedział, a potem wyszedł, przymykając drzwi do pokoju.

...


Przytulił mocniej kobietę do siebie. Leżała, opierając głowę na jego klatce piersiowej. Przeczesał palcami jej długie, rude włosy, na co ta w odpowiedzi zamruczała rozkosznie.

- Będzie mi tego brakować. – powiedziała, uśmiechając się do niego. Zaśmiał się w odpowiedzi i mocniej przyciągnął ją do siebie. Gładził delikatnie jej nagie plecy, kreśląc nieokreślone wzory na skórze.

- Mnie też... - wymruczał, całując jej włosy.

- Kocham Cię... - wyszeptała wprost w jego usta. Wbił się gwałtownie w jej wargi i obrócił tak, że teraz górował nad nią, opierając się na dłoniach po obu stronach jej głowy. Wplotła palce w jego włosy i pociągnęła za nie delikatnie. Jęknął cicho. Przygryzł delikatnie jej wargę, na co ona w odpowiedzi rozchyliła usta, wypuszczając obłok gorącego oddechu. Splótł ich języki w dobrze znanym tańcu. Tańcu kochanków...

...


Czuł jak alkohol w jego organizmie zaczyna pulsować coraz bardziej. Głuche dudnienie basów w klubie dodawało energii. Oparł się o czerwone skórzane oparcie fotela i upił kilka łyków swojego whisky.

- Co ty tu jeszcze robisz? – zapytał blondyn, nagle pojawiając się przy stoliku.

- Piję. – odpowiedział, wskazując na w połowie wypełnioną szklankę.

- I masz zamiar przesiedzieć tak cały wieczór? – zapytał, siadając naprzeciwko. – Popatrz na te wszystkie dziewczyny... - wskazał na tłum wirujący na parkiecie. – Połowa z nich tylko czeka aż ktoś się za nie weźmie.

- Szczery do bólu. – odpowiedział, uśmiechając się cwaniacko.

- Popatrz na tą blondynką.. – pokazał dziewczynę bawiącą się w otoczeniu kilku koleżanek na środku parkietu. – Przed chwilą dosłownie rozbierała Cię wzrokiem. Nie masz ochoty się zabawić? – zapytał.

- Nie aż taką, żeby brać się za pierwszą lepszą panienkę w klubie! – odpowiedział, unosząc szklankę do ust. Spojrzał w stronę wejścia do klubu i niemal zakrztusił się swoim drinkiem. Agustin natychmiast podszedł do niego i walnął go mocno w plecy. Zakasłał jeszcze kilka razy, a potem upił łyk drinka.

- Nie musiałeś tak mocno, kurwa! – krzyknął do kumpla, gdy już mógł złapać oddech.

- Chciałem pomóc! Nie musisz się od razu drzeć!

- Popatrz w stronę wejścia! – powiedział, pociągając blondyna za ramię. Ten spojrzał we wskazanym kierunku i uśmiechnął się ze zrozumieniem.

- Czy to nie nasze koleżanki? Idziemy po nie! – zarządził.

- Co jest? – do stolika podszedł Michael, niosąc ze sobą drinki.

- Idziemy po koleżanki, co nie, Ruggero? – mrugnął w stronę kolegi. Brunet spojrzał w tym samym kierunku, co dwaj mężczyźni i również się uśmiechnął.

- Czyli jednak przyszły...

- Wiedziałeś? – spojrzał na kolegę, który skinął głową w potwierdzeniu.

- No tak, przecież sam zadzwoniłem do Valu żeby ściągnęła dziewczyny, bo idziemy zabalować. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko? – zapytał, odstawiając szklanki na stolik.

- Przeciwko? – spojrzał na Michaela jak na idiotę, a następnie zaśmiał się cwaniacko. – To jest ostatnia rzecz, co do której mógłbym mieć coś przeciwko. – Pewnym krokiem przeszli przez klub, mijając roztańczony tłum przebywający na parkiecie. Coraz więcej ludzi bawiło się na sali. Hałas muzyki, słodki śmiech panienek, które zdecydowanie przesadziły z drinkami. Dudnienie basów wprawiające podłogę w drżenie. Odór papierosów i alkoholu otumaniający lepiej niż opium. To wszystko otaczało ich ze wszystkich stron przyciągając do siebie i pochłaniając. – Kogóż to moje oczy widzą? – zapytał, przyciągając drobną dziewczynę w swoją stronę. Brunetka pisnęła głośno i odsunęła się automatycznie.

- Matko, Ruggero, czy ty chcesz żeby zeszła na zawał? – zawołała, uderzając go w klatkę piersiową. Złapał mocno jej nadgarstki i przyciągnął do siebie gwałtownie. Zachwiała się lekko na wysokich szpilkach... ciała zderzyły się ze sobą, skóra przy skórze... Pochylił się nad nią i drugą dłonią przejechał po jej gorącym policzku.

- Oczywiście, skarbie... ale tylko w moich ramionach. – wymruczał jej do ucha, na co ona zadrżała lekko pod wpływem gorącego oddechu, muskającego skórę jej szyi. Uśmiechnął się cwaniacko. Czyli jednak działa na nią... i to dużo bardziej, niż chciałaby się do tego przyznać.

- Mam nadzieję, że zamówiliście już jakieś drinki, bo strasznie chce mi się pić. – westchnęła głośno Valentina.

- Oczywiście. – odpowiedział Agustin, biorąc blondynkę pod ramię i prowadząc ją w stronę stolika z boku, który zajmowali wcześniej.

- Idziemy? Czy może wolisz jakieś bardziej kameralne miejsce? – zapytał, uśmiechając się łobuzersko w stronę dziewczyny.

- Jesteś idiotą, Rugge. – wróciła do normalnego tonu, i nawet na niego patrząc ruszyła za Michaelem w stronę loży. To dopiero początek, skarbie... 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro