Rozdział XLV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie znajduje słów

Jak zacząć

Moje stare sztuczki

Już na ciebie nie działają


Obudził się, gdy dopiero zaczynało świtać. Szare jeszcze niebo dopiero rozświetlały pojedyncze promienie słońca. Usiadł na łóżku i przetarł dłońmi zaspane oczy. Ziewnął szeroko. Przeczesał palcami zmierzwione włosy. Podniósł się i podszedł do okna. Miasto bardzo powoli budziło się do życia... dokładnie tak, jak jego serce.


Retrospekcja

- Mówiłem, że masz się odczepić do mojej dziewczyny. - powiedział ostro blondyn, podchodząc do niego, gdy tylko pojawił się przy stoliku po skończonej piosence. - Najpierw wykrzykujesz, że ją kochasz przed całą obsadą, a teraz jeszcze to! Co ty sobie myślisz? - drobna brunetka pojawiła się obok.

- Lio, daj spokój. - powiedziała cicho.

- Jak mam być spokojny, skoro ten pajac ciągle się wokół Ciebie kręci? - zapytał.

- To była tylko piosenka, Lio. Nic więcej. Nie rób afery z niewiadomo czego. - powiedziała, uspokajającym tonem, dotykając jednocześnie jego ramienia. Uśmiechnęła się ciepło do chłopaka. A jemu serce zakuło z zazdrości.

- Karol ma rację. To była tylko piosenka. - powiedział, wzruszając lekko ramionami.

- Oboje dobrze wiemy, że tak nie było. Mam dość tego, że cały czas pałętasz się obok. I co chwila wyskakujesz z tym swoim „Kocham Cię". Karol jest ze mną! Uświadom to sobie!

- Kochanie, proszę...- powiedziała brunetka błagalnie.

- Nie. On musi sobie odpuścić! Mam go dość.

- Nie chcę żebyście się kłócili. To miał być nasz wieczór. Nasz! Nie psuj tego!

- To on cały czas psuje, nie widzisz tego? - podniósł głos.

- To chyba dobrze, że chce przeprosić!

- Nie, jeżeli to oznacza, że muszę go widzieć na oczy!

- Czy chcesz, czy nie... gramy razem w serialu. I widujemy się na planie codziennie. Nie unikniesz mojej obecności. - powiedział spokojnie.

- Chłopaki, proszę!

- Nie dogadamy się, Karol. Przykro mi. Twój chłopak mnie nienawidzi. Rozumiem to. W porządku. - powiedział, unosząc do góry ręce w pokojowym geście.

- Masz rację, nie dogadamy się! Nie umiem rozmawiać z taką świnią!

- Lio! - Karol podniosła głos.

- Taka prawda! Dobrze wiesz, jaki jest! Mam Ci przypomnieć jego panienki? - zapytał. - Może przypomnieć Ci Cande? Nie chcę żebyś Ty też przez niego cierpiała! A wiem, że jeżeli on będzie się non stop obok Ciebie kręcił, to tak się stanie.

- Wiem, że starasz się mnie chronić... ale jestem już dużą dziewczynką, Lio. Dam sobie radę.

- Skoro tak uważasz. - westchnął blondyn. Brunetka przytuliła się do niego, a on objął ją mocno ramieniem i pocałował delikatnie jej włosy.

- A teraz pozwólcie, że i ja sobie pośpiewam. - powiedziała i uśmiechnęła się ciepło. Ruszyła w stronę sceny, z której po chwili rozniósł się jej ciepły, melodyjny głos. Głos anioła.


...Romeo take me somewhere we can be alone

I'll be waiting all there's left to do is run

You'll be the prince and I'll be the princess

It's a love story baby just say yes

Romeo save me they're trying to tell me how to feel

This love is difficult but it's real

Don't be afraid we'll make it out of this mess

It's a love story baby just say yes...


Koniec retrospekcji


Postawił czajnik na gazie. Wsypał do kubka dwie czubate łyżeczki kawy. Nie minęła minuta, a czajnik zaczął gwizdać. Zalał ciemny proszek i w pomieszczeniu rozniósł się intensywny aromat. Upił łyk czarnej cieczy, parząc sobie przy tym boleśnie język. Była mocna i gorzka. Dokładnie taka, jakiej potrzebował. Nie spał zbyt dobrze tej nocy. Z resztą... w ogóle przez kilka ostatnich tygodni nie sypiał zbyt wiele. Miał wiele myśli... wspomnień, które nie pozwalały mu na sen. Upił jeszcze kilka łyków gorącego napoju, a następnie odstawił kubek na blat stolika. Musi się ogarnąć...

...


Gdy tylko przekroczył próg studia, od razu podbiegł do niego Agustin, wyraźnie czymś zaaferowany.

- Słyszałeś już ostatnie wiadomości? - zapytał.

- Niby jakie? - zapytał. Kompletnie nie obchodziły go newsy z planu. Miał wystarczająco dużo własnych problemów, żeby przejmować się jakąś kolejną sesją nagraniową, o której albo zapomniał... albo ewentualnie nikt mu jeszcze nie powiedział. To nie mogło być nic ciekawszego... gdyby nie fakt, że takie właśnie było.

- Podobno Karol pokłóciła się z Lio... - zaczął Agustin.

- I? Co w związku z tym? Pary czasami się kłócą. - powiedział beznamiętnie. Nie obchodziło go szczęśliwe pożycie pierwszej pary serialu. Miał już wystarczająco dość patrzenia na nich. Nie miał ochoty jeszcze wysłuchiwać tego wszystkiego od przyjaciela. To za bardzo bolało... i irytowało jednocześnie.

- Nie obchodzi Cię o co poszło? - zapytał go blondyn, ciągnąc go w stronę swojej garderoby, która mieściła się na samym końcu długiego korytarza. Weszli do pomieszczenia, a blondyn zatrzasnął za sobą drzwi.

- Nawet jeżeli zaprzeczę, to i tak mi powiesz. - powiedział chamsko. Naprawdę nie chciał tego słuchać. Nie dzisiaj... nie, kiedy miał dobry humor. A przynajmniej starał się go mieć, dopóki nie przekroczył planu i nie spotkał Agustina. Do wyjścia z mieszkania wszystko było idealnie...

- O Ciebie. - powiedział prosto blondyn.

- O mnie? - powtórzył, jak echo.

- Nie cieszy Cię to? - zapytał blondyn, patrząc na niego uważnie.

- A powinno? - zapytał.

- Oczywiście! To znaczy, że masz szansę!

- Nie, to nic nie znaczy. Albo tylko tyle, że znowu coś spieprzyłem. - odpowiedział, wzruszając ramionami. - Jestem ciekawy, co tym razem... powiedziałem złą kwestię?

- Ty faktycznie nic nie rozumiesz, czy tylko udajesz głupiego?

- Mów jaśniej, Agus! Mam dość twoich zagadek.

- Podobno Lio dał Karol ultimatum, że albo on... albo Ty. Podobno nieźle się pożarli. Przynajmniej tak słyszałem od Maleny. Mówiła, że słyszała jak Karol mówiła do Lio, że skoro on jej nie ufa, to ten związek nie ma sensu.

- Nawet jeżeli... to jestem pewny, że i tak się pogodzą. To para idealna, stary! A nawet jeżeli nie, to... i tak pewnie nic nie zmieni. Nie mam zamiaru narobić sobie nadziei.

- Ale zawsze możesz z nią pogadać, prawda?

- Pomyślę o tym, ok? - powiedział.

- Jak chcesz... ale ja bym jednak coś zrobił na Twoim miejscu. - powiedział. Wzruszył ramionami, a następnie wyszedł z garderoby przyjaciela. Musiał przygotować się do kolejnego dnia na planie... i do kolejnej rozgrywki, w której wcale nie chciał brać udziału. A przynajmniej jeszcze nie teraz.

...


Cicho wszedł do garderoby dziewczyny i oparł się o ścianę obok drzwi. Minęło dobrych kilka minut, zanim brunetka zorientowała się, że nie jest sama. Trzymając nadal w ręce chusteczkę do demakijażu w dłoniach, odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się lekko.

- Co Cię tutaj sprowadza? - zapytała.

- Chciałem zapytać, czy nie miałabyś ochoty wyskoczyć na jakąś kawę. - powiedział, uśmiechając się do niej łobuzersko.

- Dzięki... ale to nie jest najlepszy moment. - stwierdziła.

- Słyszałem. - powiedział tylko... jedno słowo, ale ona zrozumiała od razu.

- Chyba nie tylko ty. - uśmiechnęła się smutno. - Jest w porządku. Naprawdę. To tylko... małe nieporozumienie, nic więcej.

- Jesteś tego pewna? - zapytał, podchodząc bliżej.

- Tak, jestem.

- I na pewno nie chcesz pogadać? - zapytał.

- Wiesz... chyba jesteś ostatnią osobą, z którą powinnam o tym rozmawiać. - powiedziała szczerze. - Zdecydowanie nie nadajesz się do udzielania rad w kwestiach sercowych.

- No dobra... - zaśmiał się cicho. - Masz rację. Ale za to jestem dobry w czymś innym.

- Tak? Niby w czym? - zapytała.

- W poprawianiu twojego humoru. - powiedział. - Zawsze mówiłaś, że potrafię sprawić, że znowu się uśmiechasz. Może daj mi spróbować, tym razem?

- Dziękuję... ale nie. Nie, Ruggero. - powiedziała cicho. - Wiem, że się starasz... i wiem, że żałujesz tego wszystkiego, co się stało. I że... że mnie kochasz. Naprawdę... już to wiem. Ale to nadal nic nie zmienia. Skrzywdziłeś mnie. Za bardzo. I tego wszystkiego nie da się przekreślić jednym słowem. Jakiekolwiek by ono nie było.

- Rozumiem... - westchnął. - Ale... pamiętaj, że gdybyś tylko... zawsze możesz przyjść, albo zadzwonić. Może nie pomogę, ale na pewno wysłucham. W tym jestem dobry. - uśmiechnął się ciepło.

- Dzięki, zapamiętam. - odwzajemniła uśmiech. Wyszedł. I zamknął za sobą drzwi. Kolejny raz...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro