Rozdział XLVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeśli tylko mogłabyś dać mi

Sygnał

Dam ci wszystko co mam

Ponieważ jesteś ze mną


- Nie rozumiesz, że to nie ma sensu? – powiedział do blondyna. Siedzieli właśnie w jego mieszkaniu, pijąc piwo. W tle leciał jakiś film akcji, ale szczerze nie bardzo zwracał na niego uwagę. – Pora się ogarnąć i tyle!

- A ja tam nadal uważam, że powinieneś coś zrobić, stary!

- Zgadzam się! – powiedział Jorge.

- Zejdźcie ze mnie, dobra? Mam już wystarczająco dużo problemów. Mam dość płaszczenia się i błagania o wybaczenie. Zrobiłem już wszystko, co mogłem. I jaki mam z tego efekt. Ona nadal jest z Lio... a ja siedzę i upijam się we własnym mieszkaniu.

- Masz rację. I właśnie pora to zmienić. Wyjdź gdzieś! Zabaw się! Ostatnio strasznie sentymentalny się zrobiłeś. Wytrzymać z Tobą nie można. – zaśmiał się brunet.

- Kurwa! Byłem zły... to było źle. Teraz się staram. Jest jeszcze gorzej!

- Nie denerwuj się tak, chłopie. Po prosto oboje uważamy, że...

- Że powinieneś się wziąć za siebie. Mam Ci przypominać w jakim Ruggero zakochała się nasza maleńka? – zapytał.

- Nie nazywaj jej tak. – burknął.

- Widzisz?

- Niby co? – zapytał zgryźliwie.

- Nawet mówisz kompletnie inaczej!

- To co, według Ciebie, powinienem zrobić, co? – zapytał.

- Agustin ma trochę racji. Strasznie mazgajowaty się zrobiłeś, chłopie. – powiedział Jorge. – Kiedyś dało się z Tobą wyjść do klubu, albo na imprezę, a teraz? Wzdychasz i patrzysz w telefon!

- Dobra, zrozumiałem... ale zejdźcie już ze mnie, dobra? – powiedział.

- Nie, dopóki się nie ogarniesz. – pokręcił tylko głową. Nie miał ochoty na kolejną rozmowę w tym stylu. Każda i tak kończyła się dokładnie tak samo. I co najgorsze... wiedział, że mają rację. Ostatnio naprawdę stał się... dziwny. Jakby kompletnie nie było sobą. Albo aż tak bardzo się zmienił... ale nie, to niemożliwe. Jedna osoba nie byłaby w stanie aż tak wywrócić jego cały światopogląd. A może jednak...? Bo przecież naprawdę się zmienił... i w ogóle wszystko się zmieniło. Tylko co z tego?

...


- Nie rozumiem... - powiedział Jorge, przyglądając mu się uważnie.

- Nie pojadę w trasę. – powtórzył.

- Jak to „nie pojedziesz"? O czym ty mówisz? – zapytał mężczyzna, zaplatając ramiona na piersi. Widział wściekłość w jego oczach. Ale on podjął już decyzję. I nie miał zamiaru od niej odstępować. Miał serdecznie dość wszystkiego... będzie lepiej, jeżeli odpocznie... zrobi sobie przerwę. I zwyczajnie nie będzie widział Karol i Lio przez co najmniej dwa miesiące. Zdecydowanie wyjdzie mu to na zdrowie.

- Nie mogę. To... sprawy osobiste. – powiedział spokojnie.

- Mam w dupie Twoje sprawy osobiste. Jesteś głównym bohaterem! Nie możesz zrezygnować z trasy! – podniósł głos mężczyzna.

- Mogę. I właśnie to robię!

- Nie zmuszaj mnie, żeby zerwał kontrakt!

- To go zerwij! Proszę bardzo! – powiedział głośno.

- Ruggero!

- Nie. Nie jadę. Zrób co chcesz... możesz mnie wylać. Proszę bardzo! Nie obchodzi mnie to! – powiedział, a następnie podniósł się z krzesła. Jorge również wstał. – I tak nigdzie nie pojadę!

- Jesteś tego pewny? – zapytał mężczyzna.

- Tak! – powiedział pewnie. A potem wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Wychodząc, wpadł na drobną brunetkę. Wyminął ją, nie odzywając się nawet jednym słowem. Dziewczyna jednak odwróciła się i zawołała go po imieniu. Przystanął. Podeszła do niego.

- Coś się stało? – zapytała, dotykając jego ramienia.

- Przepraszam. Radziłem sobie, jak tylko mogłem, ale nie dam rady dłużej!

- O czym Ty mówisz? – zapytała dziewczyna, kompletnie nic nie rozumiejąc.

- Nieważne. – westchnął.

- Właśnie, że ważne. – powiedziała, patrząc na niego uważnie.

- Próbowałem. Non stop. I wszystko na nic. Nie chcę tak. Mam dość!

- Ale ja nie rozumiem... o co chodzi? Co się stało? – zapytała.

- Ty. Ty się stałaś, Karol.

- Ja? – zapytała.

- Tak, Ty. Mam dość udawania, że wszystko jest w porządku. Nie jest. Nie dla mnie. Nie potrafię udawać Twojego kumpla. Próbowałem, ale to na nic. Jak tylko widzę Ciebie z Lio, to... - zacisnął dłonie w pięści. – I dlatego odpuszczam. Nie jadę z wami w trasę. Z resztą... tak będzie lepiej dla wszystkich.

- Ruggero... - powiedziała cicho.

- Nie, nic nie mów. To nie ma sensu. Już podjąłem decyzję.

- Przemyśl to jeszcze...

- Po co? I tak nie zmienię zdania. – powiedział pewnie. – Tak samo jak ty. Oboje jesteśmy cholernie uparci. Tylko, że ja... ja mam już dość tej walki. Myślałem, że... miałem nadzieję, że jak zaczniemy normalnie rozmawiać... spędzać czas, to kiedyś zrozumiesz. Że dojdziesz do wniosku, że to ma jakiś sens, ale... nie ma żadnych szans. Straciłem już nadzieję. I dlatego będzie lepiej, jak wyjadę.

- Nie chcę żebyś wyjeżdżał. – powiedziała cicho.

- Spokojnie. Jestem pewny, że Lio godnie mnie zastąpi. – powiedział, uśmiechając się krzywo.

- I nie zmienisz zdania? – zapytała cicho.

- Nie. Przykro mi.

- Mnie też... bardzo.

- Nie musisz udawać, Karol. Osiągnęłaś to, co chciałaś. Odpuszczam. Dam Ci żyć. – powiedział. – Nie będziesz się już musiała przejmować, że przyjdę do Twojej garderoby po nagraniach, ani że zmuszę Cię do kolejnego wyjścia na kawę.

- Gdybym tego wszystkiego nie chciała... wierz mi, że wiedziałbyś o tym.

- Nieważne. Nie było tematu. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.

- Nieprawda. Nie będzie. Jesteś gwiazdą. Co to za trasa koncertowa bez głównego wokalisty? – zapytała.

- Nie namawiaj mnie, Karol.

- A ja? Co ze mną? Zostawisz mnie z tym wszystkim samą?

- Świetnie dasz sobie radę. Będziesz miała swojego chłopaka, przyjaciół... Nawet nie zauważysz mojej nieobecności.

- Jedź... proszę...

- Naprawdę... - zaczął, ale mu przerwała.

- Jeżeli nie masz innej motywacji, to jedź dla mnie. – powiedziała.

- Wierz mi, że bardzo bym chciał.

- To zrób to! Dla mnie. Dla nas.

- Nie ma nas, Karol! Nie chcesz tego. Non stop dajesz mi odczuć, że jestem dla Ciebie tylko kolegą z planu. Nikim więcej. A ja tak nie potrafię. Zakochałem się w Tobie! Wiesz o tym. I nie potrafię udawać, że jest inaczej.

- To nie udawaj. – powiedziała, uśmiechając się do niego ciepło. Nagle usłyszał jakieś brzęczenie... a potem otworzył oczy.

Westchnął głośno. Podniósł się na łóżku. Wziął do ręki telefon i wyłączył budzik. To był tylko pieprzony sen!

- Kurwa! – krzyknął. Echo jego słów rozniosło się po całym mieszkaniu.  


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro