Rozdział XXXV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwielbiam ten rozdział. Ogólnie wiem, że jest dziwny... ale jest taki... no cholernie życiowy. Jak sobie człowiek nie radzi, to musi odreagować, i tyle. Każdy ma inne metody. Tu są dwie... ja osobiście bardzo lubię tą pierwszą i jak ktoś mnie wkurzy, coś nie idzie... to wsiadam w samochód i jadę na autostradę... 
Ale dość o mnie. Przepraszam za opóźnienia, ale miałam rozwalony weekend i nie dałam rady. Ale dzisiaj wstawiam... wykorzystuję dwie godziny okienka w domku ;) Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, nawet jeżeli jest... dość specyficzny. Ale dość, zaraz i tak zobaczycie o co chodzi ;)

Buziaki , kochani i czekam na wasze komentarze... i muszę ostatnio przyznać, że jest mi bardzo smutno z tego powodu, że jest ich tak niewiele. Dajcie znać, że jesteście, że czytacie i że to ma sens ;) 


Czy kochałeś kiedyś kogoś tak bardzo, że ledwo mogłeś oddychać?

Kiedy jesteś z tą osobą

Spotykacie się i żadne z was nie wie, co was do siebie ciągnie

Czujesz to ciepło

Tak, dreszcze - kiedyś je dostawałaś...

Wyszedł ze studia zdjęciowego i szybkim krokiem udał się do swojego samochodu. Zatrzasnął drzwiczki i odpalił silnik. Z piskiem opon wyjechał z parkingu. Zaciskał kurczowo dłoń na kierownicy. Tak mocno, że pobielały mu palce. Wyjechał na autostradę. Dociskał pedał gazu do samej podłogi. Musiał się wyżyć. Strzała prędkościomierza przesuwała się gwałtownie w prawo... 180km/h... 200 km/h... 220km/h. Jakby chciał wszystko przejechać. Wpatrywał się w jeden punkt gdzieś na horyzoncie. Nic nie istniało. Jechał. Nawet na moment nie poluzował dłoni na kierownicy. Byle szybciej, byle dalej. Byle jak najdalej stąd... jak najdalej od tego wszystkiego... jak najdalej od własnych myśli. Dopiero po jakichś osiemdziesięciu kilometrach zjechał z autostrady na jakąś mało uczęszczaną, wąską drogę. Nawet nie wiedział, gdzie dokładnie się znalazł, ale to nie miało w tym momencie żadnego znaczenia. Zatrzymał samochód na poboczu i zgasił silnik. Oparł głowę o kierownicę, ciężko dysząc... zamknął oczy... wdech... wydech... wdech... wydech. Co się z nim dzieje, do cholery! Przecież nic się nie stało. Widział, jak się pocałowali. Tylko tyle. Nic takiego. A jednak... Ta wizja w jego umyśle krzyczała. Słyszał w uszach jej huk. Tylko dlaczego. Przecież nie był z nią. Nie kochał jej. Owszem, był moment kiedy coś do niej poczuł, ale to była tylko chwila. I na dodatek dawno temu. Co więc się stało? Że nie mógł spokojnie spojrzeć na tą dwójkę razem, bo coś skręcało go w żołądku i miał ochotę wymiotować. Miał ochotę kogoś zabić. Przeczesał nerwowo włosy palcami. Jeszcze raz... wdech... wydech... wdech... wydech... jego oddech nadal był przyśpieszony, a serce biło nierówno. Było mu gorąco. Dusił się. Otworzył drzwi samochodu. Świeże powietrze wtargnęło do środka, chłodząc tym samym jego rozpaloną skórę. Nawet nie zauważył, że był cały spocony. Przetarł twarz rękawem koszuli. Wdech... wydech... wdech... wydech... Wysiadł z samochodu i oparł się o maskę. Przetarł dłońmi oczy. Co się z nim działo? Czy właśnie zwariował?

...

Wrócił do Buenos Aires dopiero w nocy, ale wcale nie pojechał do domu. Pod mieszkaniem zostawił tylko samochód i taksówką pojechał do jednego z popularnych klubów. Skoro szybka jazda autostradą nie pomogła ukoić jego nerwów, to pozostało mu tylko. Upić się porządnie w jakimś barze... i najlepiej z jakąś panną u boku, która pozwoli chociaż na chwilę zapomnieć o doświadczeniach dnia dzisiejszego. Gdy tylko samochód się zatrzymał, wręczył kierowcy kilka banknotów, a potem wysiadł. Wielość kolorowych świateł zalała go. Głośna muzyka, którą puszczano w klubie, była dobrze słyszalna nawet na zewnątrz. Minął ochroniarzy... nawet nie musiał się przedstawiać. Znali go. Wszedł do środka i podszedł od razu do baru. Usiadł na wysokim krzesełku.

- Co dla pana? - zapytał barman, stając naprzeciwko, za ladą.

- Dwa razy whisky. - powiedział. Po chwili przed jego oczami stały dwie szklaneczki z grubym dnem wypełnione bursztynowym łykiem. Pierwszą przechylił na raz. Czuł, jak ciecz przepala mu gardło... ale to nie miało znaczenia. Potrzebował tego bólu... on pozwalał zapomnieć o innym. Tym, który czaił się gdzieś w nim. To był ból, którego nie znał. I wolał go zabić tym, który był tak bardzo znajomy. Obok niego usiadła wysoka rudowłosa kobieta i uśmiechnęła się zalotnie. Była tak bardzo niepodobna do niej... i dokładnie tego dzisiaj potrzebował. Odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął cwaniacko... dziewczyny zawsze na to leciały. I ta nie będzie żadnym wyjątkiem...

- Wyglądasz mi na dziewczynę, która lubi Martini. - powiedział, głębokim głosem. Dziewczyna zaśmiała się cicho, ale skinęła potwierdzająco głowę. Mrugnął w stronę barmana, a ten już po chwili postawił przed kobietą kieliszek na wysokiej nóżce wypełniony przeźroczystym płynem. Dziewczyna upiła łyk napoju, mrużąc zalotnie oczy...

- A ty mi wyglądasz na przystojniaka... co taki facet jak ty, robi tutaj sam? - zapytała, zbliżając się do niego.

- Nie jestem sam. - mrugnął do niej. - Siedzi koło mnie piękna kobieta.

- Masz gadane. To trzeba Ci przyznać. - zaśmiała się dźwięcznie.

- Inne rzeczy robię jeszcze lepiej. - położył dłoń na jej udzie. Dziewczyna spojrzała na niego spod rzęs i położyła dłoń na jego ręce, przyciskając ją mocniej do swojej nogi.

- Widzę, że jesteś pewny siebie. - uśmiechnęła się łobuzersko.

- Stwierdzam fakt, skarbie. - powiedział.

- Udowodnij. - powiedziała, mrużąc swoje oczy.

- Wychodzimy teraz, czy za chwilę? - zapytał, przesuwając dłoń w górę jej nogi.

- Widzę, że nie lubisz tracić czasu.

- Nie, jeżeli dokładnie wiem, czego chcę. - odpowiedział, mocniej zaciskając dłoń na jej udzie. Jej krótka sukienka podwinęła się lekko, ukazując koronkę pończoch. Dziewczyna dopiła swojego drinka i odstawiła pusty kieliszek na blat baru.

- Mieszkam niedaleko. - powiedziała, łapiąc jego rękę. Uśmiechnął się i podążył za nią do wyjścia. Teraz liczyło się tylko jedno. Musiał ją mieć. Żeby zapomnieć.

...


Nawet nie pozwolił jej zamknąć drzwi. Kopnął je tylko mocno, zatrzaskując z hukiem. Nie oglądają się na nic, złapał dziewczynę za biodra i przyparł ją do przeciwległej ściany. Dłonie zacisnął na jej talii... a potem gwałtownie wpił się w jej usta, nie czekając na zgodę. Nie była potrzebna... ona chciała dokładnie tego samego.. Brutalnie wsunął język między jej wargi... czule pieścił jej podniebienie... by chwilę później spleść swój język z jej w niemal brutalnym tańcu. Obojgu tak dobrze znanym... Zsunął dłonie na jej pupę i uniósł jej ciało do góry, na co ona oplotła go nogami w pasie. Jeszcze mocniej docisnął ją do ściany... westchnęła cicho, wypuszczając powietrze przez usta... owiał go jej gorący oddech. Czuł jej szpilki wbijające mu się w uda... warknął groźnie na uczucie bólu przeplatającego się z odurzającym pożądaniem... był jak narkoman na głodzie... i potrzebował drugiego ciała, aby spełnić swoje pragnienia. Potrzebował jej ciała... Zacisnął dłoń w pięść na materiale jej sukienki... a potem przyssał się gwałtownie do jej szyi... jej skóra była odrobinę wilgotna... i pachniała podnieceniem... odchyliła się do tyłu, wyginając w łuk całe ciało... całował jej skórę, znacząc ją długimi, mokrymi pocałunkami... drżała w jego ramionach... przesuwała swoje dłonie po jego przedramionach... raz za razem zaciskając je na materiale białej koszuli... czuł paznokcie wbijające się w jego skórę. Odsunął się na chwilę i spojrzał w jej pociemniałe z pożądania oczy. Usta miała delikatnie rozchylone.. ciężki oddech... odchyliła się jeszcze mocniej do tyłu, ułatwiając mu dostęp do wrażliwej skóry karku... wrócił do całowania jej szyi...taka miękka... taka ciepła... Przesuwał usta w górę i w dół... od wrażliwego miejsca tuż za uchem aż do ramienia. Dziewczyna jęknęła głośno, gdy gwałtownie zassał jej skórę tuż nad obojczykiem. Jutro na pewno w tym miejscu pojawi się ślad... jego ślad.

- Sypialnia... - wydyszała w jego włosy. Położył dłonie pod jej pupą, przyciskając ją jeszcze mocniej do siebie i ruszył chwiejnie we wskazanym kierunku. Przez chwilę stał z nią na nią na rękach... bawił się jeszcze jej językiem... dłońmi ugniatał jej pośladki, odkryte przez podwinięty materiał sukienki... a potem rzucił ją gwałtownie na łóżko. Jej ciało odbiło się lekko od materaca. Dziewczyna jęknęła głośno. Szybko zrzucił buty i ukląkł na łóżku, pomiędzy jej rozłożonymi nogami. Przesunął dłońmi po jej szczupłych łydkach... potem wyżej, wyżej... drażnił opuszkami palców jej ciało... podsunął sukienkę aż na jej brzuch i pocałował zaczerwienioną skórę jej ud. Muskał delikatnymi pocałunkami jej ciało... przesuwał palcami wzdłuż czerwonej koronki... Zza jej warg, raz za razem, wydobywały się głębokie westchnienia i jęki... uśmiechnął się łobuzersko. Odsunął się od niej i objął jej ciało płonącym wzrokiem. Zaczerwieniona skóra... ciężki oddech... przymknięte oczy... Zdjął marynarkę i rzucił ją gdzieś za siebie.

- Śliczna jesteś. - zamruczał, pochylając się nad nią ponownie. Przesunął nosem wzdłuż jej ramienia, zaciągając się zapachem jej skóry, który mieszał się ze słodyczą perfum. Jej ciało pachniało pożądaniem... Jego dłonie w tym samym czasie odpinały jej sukienkę, by chwilę później zsunąć ją z jej ciała i rzucić gdzieś za siebie. Pocałował jej brzuch... przesuwał język w górę i w dół jej ciała, znacząc je swoim językiem. Dziewczyna zanurzyła palce w jego włosach i gwałtownie przeczesywała je palcami... Pociągnęła go mocno w swoją stronę... uśmiechnął się cwaniacko... wpił się w jej oczekujące wargi... tym razem to ona pierwsza wysunęła swój język... przejechała nim po jego wardze. Automatycznie rozchylił usta, pozwalając jej pogłębić pocałunek. Jego dłonie błądziły po jej piersiach... zahaczał palcami o sutki... ściskał jej piersi... Czuł jak drży pod każdym jego dotykiem... z jej ust raz za razem wydobywały się głośne westchnienia i jęki... Mruczała przy tym jak kotka... Przygryzł delikatnie jej ucho, a dziewczyna automatycznie odchyliła się do tyłu, jeszcze mocniej zaciskając dłonie w jego włosach. Jęknął bezgłośnie na to uczucie... Przesunęła dłonie na jego brzuch, muskając opuszkami palców jego napięte mięście... jej dotyk rozpalał go nie mniej, niż czyniły to jego własne palce z jej rozgrzanym ciałem... drżącymi dłońmi zaczęła odpinać guziki jego koszuli... jej dotyk... jej ciepło... jej zwinne palce... odsunął się od niej tylko na tyle, aby móc zrzucić pomięty materiał z ramion ... rzucił koszulę za głowę... była zbędna. Chciał czuć jej skórę tuż przy swojej... czuć to gorąco... przybliżył się do niej, niemal przygniatając ją do materaca swoim ciężarem. Dłonie oparł po obu stronach jej głowy. Ponownie przysunął usta do skóry jej szyi... wysunął delikatnie język i przejechał nim po jasnej skórze...

- Oh... - dziewczyna stęknęła głośno. Wczepiła się w jego plecy, znacząc je swoimi długimi paznokciami. Przycisnął ją jeszcze mocniej do materaca. Dzisiaj on rządził. Westchnął cicho na uczucie jej dłoni na swojej nagiej skórze. Zabrał jej dłonie i przesunął je za jej głowę. Dzisiaj on rządził! Jedną dłoń zacisnął na jej splecionych nadgarstkach, tym samym unieruchamiając. To on jest panem sytuacji. A ona jest jego! Przygryzł ponownie płatek jej ucha. Zza rozchylonych, czerwonych warg wydobył się głośny jęk. Uśmiechnął się cwaniacko. Ooo tak! Zdecydowanie była jego. A jego ciało odpowiedziało automatycznie na to wyzwanie...

...

- Gdzie się wczoraj szlajałeś? - zapytał, Agustin. Siedzieli właśnie w barze. Wokół nich szalał tłum kobiet, które raz za razem spoglądały w ich stronę. Obok niego siedział jeszcze Jorge, który popijał właśnie swoje piwo.

- Byłem... zajęty. - powiedział, upijając swoje whisky.

- Mogłeś przynajmniej odpisać, kurwa! - powiedział. - Dzwoniłem do Ciebie przez cały wieczór, stary!

- Widocznie nie mogłem, skoro tego nie zrobiłem.

- Ale możesz chociaż teraz łaskawie powiedzieć gdzie byłeś, co? - zapytał blondyn.

- A od kiedy to tak bardzo Cię obchodzi co robię wieczorami? - zapytał, patrząc na przyjaciela.

- Od zawsze, stary! W końcu się przyjaźnimy.

- Byłem w klubie. - odpowiedział.

- Tylko mi nie mów, że zapijałeś Cande. - powiedział Agustin, patrząc na niego uważnie. Jego mina mówiła wszystko. Nie pierdol!

- A wyglądam? - zapytał.

- To o co chodzi? - zapytał blondyn.

- O nic. Byłem w klubie i tyle. - odpowiedział.

- Wyrwałeś chociaż kogoś? - zapytał Jorge. Uśmiechnął się łobuzersko w odpowiedzi.

- Widzę, że nie próżnujesz, co? Jeden związek się skończył... - nie dokończył.

- Nie szukam kobiety na dłużej. - odpowiedział pewnie.

- Ale na chwilę może być? - zaśmiał się brunet, unosząc swoją szklankę w geście toastu. - Za kobiety na chwilę! - zaśmiali się głośno w odpowiedzi. Uniósł także swoją szklankę i upił kilka łyków płynu. Za chwile!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro