2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Josh energicznie odstawił kubek na blat i z dramatycznym mlasknięciem odparł, że mnie kocha. Pokręciłam rozbawiona głową. Cały był w bitej śmietanie i kolorowej posypce.

- Wiem, Joshua. Mówiłeś to kilka razy... - Zaczęłam wyliczać na palcach. - W kolejce, przy zamawianiu, a także przy stoisku z posypkami.

Wzruszył ramionami.

- Co zrobić, że tak je uwielbiam - znowu mlasnął.

Pewne było, że miał na myśli posypki. Przewróciłam oczami na myśl, że brał każdą, jaka tylko była wystawiona, i jeszcze debatował z jakimś chłopcem, że czekoladowa posypka najbardziej pasuje do kolorowych kulek. Czasami zachowywał się gorzej niż dziecko. Wiem, bo mam takie w domu.

- Przepraszam... - odwróciliśmy głowy w stronę jakiegoś chłopaka. Na oko mógł mieć z siedemnaście lat i był strasznie zestresowany.

- Słucham cię, mój drogi koleżko!

Chłopak spojrzał na jakiś stolik w głębi kawiarni, gdzie siedzieli jego rówieśnicy. Nastolatek wziął głęboki wdech.

- Czy mógłbym zrobić sobie z tobą zdjęcie? Proszę!

Brunet uśmiechnął się promiennie. Joshua był znany na Youtube ze swoich śmiesznych filmików i różnych - jak to nazywa - pranków. Zaczął jeszcze za dzieciaka, głównie po to, żeby robić kolegom kawały i się pośmiać, ale jego kanał dobrze się przyjął, a Josh uwielbiał swoich widzów, dlatego dalej nagrywał. Dalej żyje nadzieją, że kiedyś będzie na tym zarabiał kupę pieniędzy i nie będzie musiał nic innego robić, po czym wyprowadzi się na prywatną wyspę.

- Głupie pytanie - poklepał siedzenie obok siebie. - To będzie dla mnie zaszczyt!

Zrobili kilka zdjęć, Joshua Leman oczywiście musiał zrobić przynajmniej jedną głupią minę jak na niego przystało. Nastolatek podziękował i poszedł do swoich znajomych.

- Niewiarygodne, ile ty dalej masz fanów! - Uśmiechnął się.

- Wiesz, w końcu te trzydzieści tysięcy łapek nie robi się same. - Wzruszył ramionami niby od niechcenia.

Prychnęłam.

- Trzydzieści tysięcy? Kiedy? Chyba piętnaście lat temu - wystawiłam żartobliwie język.

Rzucił we mnie zużytą serwetką i wyszczerzył zęby, ukazując delikatną przerwę między górnymi jedynkami. Jestem prawie pewna, że nie powstała naturalnie.

- Dobra. - Zmięłam chusteczkę, którą przed chwilą wytarłam usta. - Kończ i idziemy na resztę równie ekscytujących zajęć.

- Umiesz wszystko zepsuć. - Zrobił smutną i naburmuszoną minę w jednym, przez co wyglądał jak niezadowolony buldog. - A było tak fajnie!

Szybko wypił resztkę czekolady, przez co znowu był brudny. Sam nie zwrócił na to uwagi, więc ja musiałam wytrzeć jego brodę. Jak dziecko...

- Nie rób takiej miny, bo ci tak zostanie! - Spojrzał na mnie jak na wariatkę, dalej siedząc w miejscu, podczas gdy ja zdążyłam już zabrać torebkę i zostawić pieniądze na stoliku. - No chodź!

Znowu musiałam go ciągnąć. A zawsze myślałam, że na jednym dziecku skończę...

×××

Zaparkowałam pod domem taty. Tak, sięgnęłam dna i po szkole Molly zostawiam ją z jej dziadkiem. W dodatku Bill Hawking - jak na czterdziestodwulatka - miał trochę nie po kolei w głowie, oczywiście wszystko w dobrym znaczeniu. To wspaniały człowiek, ale chyba nie potrafi za bardzo pogodzić się ze swoim procesem starzenia i stara się odmłodzić jak tylko może. Nie zliczę ile razy potrafił zmienić do tej pory garderobę, fryzurę i brodę.

W każdym razie tata zawsze pomagał kiedy tylko było trzeba. Mogłam na nim polegać chociaż wiem, że nie był zachwycony kiedy powiedziałam, że urodzę dziecko. Dla nas wszystkich był to wyjątkowo ciężki pełen wyrzeczeń czas.

- Mama! - Ledwie wysiadłam z samochodu, a mała blond włosa dziewczynka tuliła się do moich nóg.

- Cześć, kochanie, jak się bawiłaś?

Próbowałam wyjąć zakupy z tylnego siedzenia, ale najwidoczniej Molly postanowiła się do mnie przykleić, przez co musiałam się dziwnie wygiąć. Wybacz, kręgosłupie, mając 40tkę na karku będziesz wykrzywiony bardziej niż krzywa wieża w Pizie.

- Było ekstra! - Podskoczyła. - Kocham dziadka najmocniej na świecie!

Przewróciłam oczami.

- Ha! - Spojrzałyśmy na mojego tatę, który pomimo swojego wieku nadal zachowywał się, jakby wszystko było mu wolno. - Też cię kocham, kruszynko.

Pogłaskał ją po główce. Chwilę później mała zniknęła w domu.

- Nie ucz jej takich herezji - powiedziałam do taty, podając mu dwie torby

- Herezją jest to, że z tobą wytrzymuje - odgryzł się. - Ja na jej miejscu dawno bym uciekł! Dajmy na to do super fajnego dziadka.

Pokręciłam głową z politowaniem.

- Dzięki, tato, też cię kocham!

Najwyraźniej przestał mnie słuchać, bo zaczął energicznie przeglądać torby.

- Kupiłaś mi biszkopty?

Tata miał obsesję na punkcie biszkopcików z dżemem. Niestety tym razem tak się śpieszyłam, że kompletnie o nich zapomniałam. Gdyby mój wykładowca przychodził na czas, nie musiałabym biec i zakupy zrobiłabym na spokojnie. Co najlepsze - sam się spóźnia, a gdy my to zrobimy, każe nam wyjść z sali, mówiąc przy tym, że nie toleruje spóźnialstwa! Cóż, co wolno wojewodzie...

- Zapomniałam, jut...

- W takim razie do zobaczenia w środku!

Nie czekając na moją odpowiedź, ruszył do domu, nawet się za mną nie oglądając.

Pokręciłam głową, patrząc, jak mój ojciec wchodzi do domu. To ile ja mam w końcu tych dzieci? Ahh, nieważne...
Wzięłam zakupy i upewniając się, że zamknęłam auto przeszłam przez furtkę. Biszkopt nasz dziesięcioletni labrador od razu poczłapał w moim kierunku, mozolnie machając ogonem na boki.

- Cześć kolego, mam coś dla ciebie!

Szybko wyjęłam z reklamówki jedno psie ciasteczko i rzuciłam psu, który zaraz odżył i pobiegł z ciastkiem w swoją stronę.

- A jemu to wzięłaś! Dzięki, zapamiętam! - tata szybko wychylił się z kuchni, żeby pogrozić mi szpatułką. Sądząc po zapachu smażył steka na winie. Jestem ciekawa co to za okazja. Albo nie było żadnej okazji, po prostu kolejny kryzys egzystencjalny starego Billa.

- Kupię ci, już daj spokój. Lepiej powiedz co dobrego pichcisz.

Weszłam do kuchni, żeby schować jogurty dla małej. Przy okazji zabrałam kilka strączków ugotowanej fasoli z miski. Jeśli mój tata dziś tak dobrze gotuje to zostanę na noc, też chcę steka.

- Nic specjalnego, pomyślałem, że możemy zjeść dobrą kolację przy Netflixie

Od razu przypomniały mi się wieczory spędzone z moim tatą przy golonce i dobrej, starej komedii Rush Hour. Uwielbialiśmy robić sobie takie leniwe wieczory na kanapie z dobrym jedzeniem. Zawsze wtedy też mieliśmy okazję do normalnej rozmowy, kiedy nastroje były dobre łatwiej nam było poważnie porozmawiać. Brakowało mi takich naszych schadzek na kanapie.

- Uuu w takim razie wchodzę w to. Widzę, że dobrze pomyślałam kupując piwo na promocji - powiedziałam wyjmując kilka butelek z torby.

Oczywiście wzięłam smakowe, bo innego nie przełknę, a że moje ulubione było na promocji to wzięłam od razu kilka. Ja załapałam się na steka i fasolkę, tata na piwo o smaku porzeczkowym. Win-win możnaby powiedzieć.

- Jeśli się nie obrazisz zaprosiłem Twojego dziwnego kolegę. Wpadł wcześniej z notatkami.

Tata lubił drażnić się z Joshem za każdym razem inaczej go nazywając. W pewnym sensie byli podobni, ale cieszyłam się, że potrafią się dogadać, bo nie miałam wielu przyjaciół.

- Super, kiedy wpadnie? - mruknęłam, dalej wyjadając fasolkę i tylko szybko zetknęłam, czy moje dziecko jeszcze żyje, bo było dziwnie cicho. Rysowała oglądając bajki.

- No właśnie nie wyszedł...

W tym samym czasie z zaparowanej łazienki wyszedł Josh, pocierając sobie mokre włosy ręcznikiem dla gości. Widzę samoobsługa pełną parą.

- Błagam powiedz, że sam mu powiedziałeś, żeby wziął prysznic - zażartowałam.

- Nie wiesz co, sam se wszystko wziąłem. Nawet się nie przywitałem po prostu poleciałem pod prysznic - Josh rzucił we mnie mokrym ręcznikiem.

- Fuuu - udałam zgorszenie na co tylko wystawił mi środkowy palec. Co za dziecko!

- Skąd w ogóle masz piżamę?

Brunet przewrócił oczami, bo oboje dobrze wiedzieliśmy, że ma kilka koszulek i dresy w komodzie w gościnnym. Na drugim roku mieliśmy tyle zadawane, ja mieszkałam wtedy z tatą, a Molly dużo chorowała w żłobku. Josh mieszkał wtedy dość daleko i nie było wyjścia, Josh musiał spać u nas.

- Uszyłem, taki zdolny jestem - ukradł jedną fasolkę z miski.

- Dzieciaki! - tata wyrwał mi miskę z fasolką i odstawił na blat. - Jazda do salonu, zawołam jak kolacja będzie gotowa.

×××

Jak się wam podoba nowa wersja? ;-)

Uwielbiam ten gif w mediach hah

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro