Rozdział VIII - Towarzystwo Gabrielle na balu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gabrielle nie za bardzo rozumiała, czego matka po nich się spodziewa na balu. Miały tańczyć, poznawać ludzi czy po prostu przetrwać, nie kompromitując się? Dotychczas błąkała się, co jakiś czas tańcząc, ale bez skupienia.

Rozglądała się po sali, szukając sióstr i matki. Louise nadal rozmawiała z jakimiś młodymi damami pod jedną ze ścian wielkiej sali balowej. 

Za to Oriane zobaczyła po drugiej stronie sali... Gabrielle przeraziła się, gdy zobaczyła, że hrabianka się potyka. Zmartwiła się, że siostrzyczce coś się stanie i dlatego szybko ruszyła w tę stronę. Uspokoiła się nieco, gdy zobaczyła, że jakiś uprzejmy młodzieniec pomógł jej siostrze utrzymać równowagę. Gdy dotarła na miejsce, Oriane właśnie dziękowała wybawcy.

– ... naprawdę nie ma za co. Przecież ledwo pomogłem, mademoiselle... – Młody dżentelmen wydawał się nieco onieśmielony całą sytuacją i gorliwą wdzięcznością dziewczyny.

– Gdyby nie pan, monsieur, niechybnie leżałabym na podłodze! – argumentowała Oriane, otrzepując suknię.

– Wcale nie. Na pewno złapałaby pani równowagę i beze mnie...

Gabrielle postanowiła poprzeć siostrę.

– Witam, monsieur. Nie znamy się jeszcze, jestem Gabrielle Hargrave, siostra Oriane. – Położyła jej ręce na ramionach. – Widziałam całą sytuację i chciałabym bardzo podziękować panu za pomoc okazaną mojej siostrzyczce...

Zauważyła, że chłopak od początku jej wypowiedzi wpatrywał się w nią bez słowa.

– Coś nie tak? – zaniepokoiła się.

– Nie, nic – odchrząknął. – Léon de Tralise, syn markiza de Tralise, gospodarza dzisiejszego balu.

Dziewczyna przypomniała sobie, że gdy markiza i jej mąż witali je przy wejściu, trochę za nimi stała dwójka osób, które wyglądały na rodzeństwo. Monsieur de Tralise muisał być tamtym mężczyzną.

– Bardzo mi miło. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Jeszcze raz dziękuję za pomoc okazaną Oriane. – Zrobiła krok, jakby chciała odejść.

Syn markiza zawahał się.

– Zechce mi może pani ofiarować jeden taniec, mademoiselle Gabrielle?

Gabrielle zapiekły lekko policzki. Nie spodziewała się tego pytania.

– Cóż, nie wypada mi odmówić... – Uśmiechnęła się.

– A gdyby wypadało... Odmówiłaby pani? – podchwycił de Tralise.

Gabrielle znów się zarumieniła.

– Nie – szepnęła, mając nadzieję, że mężczyzna tego nie usłyszy.

Oriane przypatrywała się tej scenie i pomyślała, że właśnie swoją nieuwagą znalazła dla Gabrielle męża.

Gdy taniec się skończył, Gabrielle i jej towarzysz zeszli z parkietu. Syn markiza pokłonił jej się kurtuazyjnie.

– Bardzo dziękuję za ten taniec – powiedział. – Naprawdę, wybornie pani tańczy.

– Pan również – odparła hrabianka, rumieniąc się na nowo.

Zapadła chwila niezręcznej ciszy.

– Pani pochodzi z Anglii, prawda? Może zechciałaby pani mi coś opowiedzieć o tym kraju? Interesuję się nieco podróżami i geografią, więc byłbym wielce zainteresowany, gdyby zdradziłaby mi pani nieco szczegółów o tym deszczowym kraju – zaczął rozmowę de Tralise.

Gabrielle zaświeciły się oczy. O Anglii mogła opowiadać bez końca, dlatego była bardzo wdzięczna swojemu rozmówcy, że rozpoczął ten temat.

– Och, tak, z przyjemnością! Nawet nie wiem, od czego zacząć... – spąsowiała lekko, sama nie za bardzo wiedząc dlaczego. – Przez większość mojego życia mieszkałam w Eldridge, gdzie jest też pochowany mój biedny, kochany ojciec, pokój jego duszy. Eldridge to piękna miejscowość godzinę drogi oddalona od Londynu. Zajmowaliśmy tam urokliwy majątek ze starannie pielęgnowanymi wielkimi połaciami ogrodów. Nasz dworek był, w mojej skromnej opinii, jak z bajki. Nie będę pana zanudzać opisem jego, bo z pewnością niezbyt pana to interesuje, monsieur. – Uśmiechnęła się bez urazy. 

– Och, proszę mówić o czymkolwiek pani chce, mademoiselle – ten jej odpowiedział tak kurtuazyjnie, że dziewczę znów oblało się pąsem.

– Może więc powiem panu o miejscowości, w której przyszłam na świat - Henland. Wyprowadziliśmy się stamtąd dawno temu, gdy miałam ledwo cztery wiosny, ale pamiętam nieco tamtejszy krajobraz, zwłaszcza z jednego pejzażu, który zawsze wisiał nad kominkiem w Eldridge. Było tam tak słonecznie i beztrosko, to właśnie tam spędziłam pierwsze lata mojego życia...

Następnie płynnie zmieniła temat na opowieść o codziennym życiu na Wyspach Brytyjskich, na przeprowadzce do Paryża kończąc. Trochę zajęło jej przedstawienie tego swojemu rozmówcy, ale on jej nie przerywał ani jej nie poganiał, a nawet zdawał się jej słuchać z uwagą, cały czas patrząc jej w twarz.

Gdy skończyła, poczuła coś w rodzaju zadowolenia. Przyjemnie było opowiedzieć komuś o wszystkim, co kochała.

– Może wyjazd do Francji nie był spełnieniem moich marzeń w tamtej chwili, ale w gruncie rzeczy lubię odwiedzać nowe miejsca, a przedtem nigdy nie byłam poza granicami Wielkiej Brytanii – podsumowała dziewczyna. Wtedy nasunął jej się pomysł na kolejny wątek konwersacji. – A pan... Na pewno był pan wiele za granicą, prawda, monsieur? – spytała.

Mężczyzna pokręcił głową.

– Nie nazwałbym moich podróży wieloma. Byłem kiedyś w Berlinie i przez jakiś czas mieszkałem w Wiedniu, ale to by było na tyle...

Gabrielle zaświeciły się oczy.

– Wiedeń? Och, zawsze chciałam tam pojechać! To podobno takie malownicze miasto!

– To prawda, zdecydowanie można je tak określić. Wiedeń jest bardzo piękny. Najpiękniej jest nad Dunajem, wieczorem, gdy wszystkie gwiazdy odbijają się w tafli rzeki...

I tym razem zatopili się w przyjemnej, marzycielskiej konwersacji o Wiedniu, która potem zmieniła bieg na inne europejskie stolice i większe miasta.

– Zawsze wydawało mi się, że Rzym musi być zachwycającym miastem, szczególnie słynne Koloseum. To takie niesamowite, że przetrwało do dzisiaj! Przecież tyle się działo w tym czasie, a ono nie zostało zburzone! – wypowiadał się młodzieniec. Dziewczyna kiwała głową z uwagą.

– Mnie się wydaje również, że Wenecja podczas karnawału to musi być widok wprost niezapomniany. Tam na pewno jest tak wspaniale! Kolorowe maski, olśniewające toalety dam i strojne przebrania mężczyzn... Ach, i piękne kanały z lazurową wodą... Uważam też, że Petersburg musi być całkiem zjawiskowym miastem. Chciałabym odwiedzić Teatr Aleksandryjski, wydaje się niesamowitym miejscem na oglądanie różnych wyśmienitych sztuk i przedstawień...

– Lubi pani teatr? – zapytał jej rozmówca zaciekawiony.

– Och, tak, choć w Anglii nieczęsto miałam okazję oglądać spektakle, dzięki tym kilku razom, gdy podziwiałam kunszt aktorski, zakochałam się w tym rodzaju rozrywki.

– W takim razie, jestem pewien, że znalazłaby pani wspólny język z mą drogą siostrą, Adrienne, która jest wielbicielką i znawczynią wszelkich inscenizacji. – Uśmiechnął się syn markiza.

Tak minęła dla nich większa część balu. Kilka razy jeszcze zatańczyli, potem znów wrócili do wspólnej dyskusji. 

Tak, jakby stali się dobrymi przyjaciółmi w jeden wieczór.

Cornélie bawiła się na balu wyśmienicie. Odświeżyła stare znajomości, zaprzyjaźniła się z wieloma nowymi personami, a przy tym wytańczyła się tak, jak już od dawna nie miała szansy, bowiem w Anglii nie tańczono zbyt wiele, preferowane były uprzejme konwersacje zamiast 'nieposkromionych i nieprzystających' pląsów. 

Ubóstwiła swój pomysł powrotu do Francji, ponieważ ta idea oczyściła jej umysł i odmłodziła jej duszę. Nie czuła się dzięki temu jak nie najmłodsza wdowa, ale jak szesnastoletnia panienka, wkraczająca ledwo na salony. 

Spotkała między innymi swoją dobrą znajomą z młodości, Babette Masson, a teraz już Dubreuil, na którą, jako młode damy zafascynowane zagranicznością, mówiły zawsze 'Beth'. Dzięki temu przypadkowemu całkiem zejściu się, bowiem przedstawiła je sobie jedna z ich wspólnych znajomych, myśląc, że się jeszcze nie znają, Cornélie powróciła wspomnieniami do innych przyjaciółek jej i Babette. Pomyślała, że jeśli tylko dowie się, jakie są teraz ich adresy lub chociaż nazwiska, to z pewnością musi im złożyć wizyty i powspominać dawne lata.

Rozmawiała dużo z osobami ze swojej młodości, czując się znów jak panna de Jourdain, i poznała niemal wszystkie najnowsze plotki w Paryżu, dowiedziała się, jaki krój sukni będzie modny w tym sezonie, a także usłyszała nazwiska dobrych kandydatów na mężów jej córek.

Odnowiła wiele dawnych znajomości, nawet te, które kiedyś nie były pozytywnymi relacjami. Teraz rozmawiała z hrabiną de Faloux, z którą miała na pieńku w młodości. Hrabina bardzo zmieniła się od ich ostatniego spotkania i choć wtedy nie mogły znieść swojego towarzystwa, teraz wydoroślały i konwersowały ze sobą z przyjemnością. 

Wtem zrobiło się jej słabo. Zobaczyła nieco za rozmówczynią twarz, której miała już nigdy w życiu nie zobaczyć. 

"Co on tu robi?, przemknęło jej przez myśl, miał być w Marsylii już na zawsze!"

Hrabina de Faloux zauważyła chyba jej słabą minę.

– Źle się pani czuje? Może chciałaby pani usiąść? – zatroszczyła się.

– Nie, nie, nic mi nie jest. – Zbyła ją ręką Cornélie. 

Po chwili straciła tajemniczego jegomościa z oczu. Ale niepokój w jej sercu pozostał. 





Sezon na shippowanie rozpoczęty! Co myślicie o Léonie? Pasuje do Gabi? I kogo zobaczyła Cornélie za hrabiną? Zapraszam do snucia domysłów!

Biologia też awansuje na nudną. Nie jestem ścisłym umysłem XD.

A jak tam u was?

Tina 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro