Rozdział XVII - W teatrze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gabrielle czuła dziwne poddenerwowanie związane ze spotkaniem z Léonem de Tralise. Rzadko bywała w teatrze, dlatego wyjście wydawało jej się ciekawą przygodą. 

Planowała wdziać granatową suknię zakupioną podczas ostatniego wyjścia na miasto - tego, gdy poznała syna piekarza, Pierre'a. Chciała prezentować się nienagannie, nawet nie wiedząc czemu. Po prostu miała wrażenie, że to prawidłowe. Chociaż jej matka i siostry też się wybierały, to jednak ona została zaproszona jako pierwsza i przez to czuła się niczym gość specjalny. 

Gdy wybiła godzina wyjazdu, Gabrielle była już gotowa i podekscytowana. Jej siostry również już były wyszykowane, tak samo jak hrabina. Wsiadły do powozu, który miał zawieść je pod teatr. Tam miały się spotkać z synem markiza de Tralise, markizą oraz jej córką, Adrienne.

Powóz terkotał na drodze, ale najstarszej córce hrabiny to nie przeszkadzało. Myślała cały czas o monsieur Léonie, jak go nazywała w myślach. Używanie nazwiska wydawało jej się bardziej stosowne w przypadku mężczyzn dużo starszych od niej, a syn markiza mógł przewyższać ją wiekiem zaledwie o kilka lat.

Wkrótce gmach teatru zalśnił na horyzoncie. Zalśnił, bo w oczach Gabrielle błyszczał niczym gwiazda swoją okazałością. Kobiety, wysiadłszy, skierowały się do środka, do loży de Tralise'ów.

Gabrielle, gdy zobaczyła markizę z jej dziećmi, ucieszyła się. Dopiero teraz zobaczyła w pełnej krasie córkę markizy, Adrienne. Była to szczupła, ciemnowłosa panna o jasnym licu i zaróżowionych polikach, oraz drobnych rączkach obleczonych koronkowe rękawiczki. Na oko była nieco starsza od Gabrielle. Dziewczyna miała wrażenie, że szybko znalazłaby z nią wspólny język. Hrabianka zachwyciła się jej słodką, malinową suknią, jakże pasującą do jej drobnych usteczek, oraz różowiutką, koronkową torebeczką.

Hrabina i markiza przywitały się serdecznie, a ich dzieci skrępowane stały przez chwilę w ciszy, potem jednak też zaczęły się pozdrawiać. Na samym końcu podeszli do siebie Léon i Gabrielle. Mężczyzna szarmancko ucałował rączkę mademoiselle Hargrave. Ta zachichotała niczym prawdziwa debiutantka, której przystojny młodzieniec prawi komplementy. 

Wszyscy zajęli swoje miejsca. Gabrielle zarumieniła się lekko, gdy zobaczyła, że jej przyjdzie usiąść obok monsieur Léona. Zajęli miejsca z boku, jedynie obok Gabrielle usiadła Louise. Jednak ta wydawała się pochłonięta teatrem, mimo że sztuka się jeszcze nie zaczęła, dlatego wydawało się, że nie będzie problemem dla uprzejmej konwersacji. 

Przedstawienie rozpoczęło się. Gabrielle próbowała skupić się na aktorach i wypowiadanych przez nich kwestiach, ale co chwila przyłapywała się na tym, że jej wzrok ze sceny przechodził na de Tralise'a. 

Za którymś razem, gdy znów spojrzała na swego towarzysza, spotkała jego wzrok, którym ten ją lustrował. Natychmiast odwróciła się w drugą stronę, płonąc rumieńcem. Monsieur Léon też wydawał się zmieszany faktem, że się jej przyglądał. Postanowił przerwać napięcie i zabawić damę kurtuazyjną rozmową.

– Widziała mademoiselle kiedyś tę sztukę?

Nie odrywając wzroku od sceny dziewczyna zastanowiła się chwilę, jakby nie dotarł do niej sens słów de Tralise'a.

– Nie. Ale słyszałam wiele o historii Romea i Julii. – Opowieści, które wpadły w jej ucho, wydały się Gabrielle marzycielskie i piękne. Chciałaby sama przeżyć tak cudowne zakochanie, może pomijając tragiczne zakończenie. Nie zmieniało to jednak faktu, że uważała za niezwykle dostojne i romantyczne - umrzeć z żalu i tęsknoty za kochaną osobą. Mimo wszystko jednak, ceniła sobie swoje życie i nie chciała, by tak prędko się kończyło.

– I jak pani ją ocenia? – Jej rozmówca wydawał się żywo zainteresowany jej opinią.

– Wydaje się ciekawa. Ta siła miłości, której nie rozdzieli nawet śmierć... – rozmarzyła się. – To musi być coś pięknego, tak się zakochać.

Syn markiza już otwierał usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego odwrócił się w stronę sceny. Dopiero po chwili ledwo dosłyszalnie szepnął, jakby do siebie, ale Gabrielle to usłyszała:

– Czasami taka osoba może być bliżej, niż nam się wydaje...

Gabrielle poczuła, że jej policzek jest wilgotny. Trwała właśnie scena śmierci nieszczęsnych zakochanych. Dziewczynę bardzo wzruszyła historia Romea i Julii. Kolejna łza dołączyła do swojej przyjaciółki na szczęce hrabianki, a następnie obie spadły na podłogę. 

Gabrielle pociągnęła cichutko noskiem. Łezki jednak nie przestawały lecieć, a wręcz cichy szloch tylko się wzmagał. 

Dziewczyna chciała otrzeć kropelki za pomocą chusteczki, lecz zorientowała się, że nie miała jej przy sobie - musiała jej zapomnieć z domu. Zmartwiła się, ponieważ zdała sobie sprawę, że będzie wyglądała tragicznie, jeśli nie wytrze twarzy i nie doprowadzi swojego wyglądu do porządku. 

Gdy łzy nadal płynęły wąskimi strumyczkami po polikach panny, dziewczyna poczuła coś miękkiego przy jej dłoni. Spojrzała w tamtą stronę. Była to biała, aksamitna chusteczka.

Chwyciła materiał i przyjrzała się skrawkowi materiału. Zobaczyła w rogu małe, wyszywane literki: L.T. Wiedziała, czyje to inicjały.

Spojrzała na młodzieńca obok niej. On nadal wpatrywał się w scenę, ale kątem oka zauważył ruch dziewczyny. Zobaczył też jej delikatny uśmiech, który mu posłała w podzięce.

Choć bardzo próbował powstrzymać ten odruch, odwzajemnił uśmiech ukradkiem.

Gdy przedstawienie dobiegło końca, wszyscy razem wyszli z teatru. Jednak, jak się okazało, nie był to koniec spotkania. Markiza, wpadłszy na pomysł, zaproponowała:

– Hrabino, jeśli nie ma pani nic przeciwko, chętnie zaprosilibyśmy panią i pani córki do nas. Nasz ogród pięknie kwitnie, to sama przyjemność tam przebywać. I mielibyśmy nieco więcej czasu, żeby pokonwersować o przedstawieniu.

Hrabina zastanowiła się chwilę, ale długo nie rozmyślała nad tą ofertą.

– Cóż, myślę, że może tak być – przystała na tę propozycję.

Powóz de Tralise'ów pojechał pierwszy, a zaraz za nim podążał transport Hargrave'ów.

Gdy dojechali na miejsce, od razu skierowali się do ogrodu, bo przecież tam mieli spędzić to popołudnie. 

Miejsce rzeczywiście było piękne. Jako, że był początek wiosny, wszystkie ogrody w Paryżu kwitnęły, ale w połączeniu z ogromną przestrzenią, przybytek de Tralise'ów prezentował się jeszcze lepiej. Żywopłoty okalające wszystko i tworzące roślinny labirynt były soczyście ciemnozielone, a wszystkie kwiaty i drzewa były zadbane i kolorowe. 

Gabrielle przysiadła na ławeczce koło wielkiego świerku. Gdy wpatrzyła się w ciemnozielone gałęzie, zobaczyła przebiegającą wśród szumiących liści wiewiórkę z orzechem w ząbkach. Nie zauważyła nawet, że ktoś podszedł do niej.

– Mógłbym usiąść, mademoiselle? – spytał panicz de Tralise uprzejmie.

Gabrielle lekko przesunęła się na bok ławeczki, żeby zrobić miejsce, dając tym samym znak, że potwierdza. Przez chwilę siedzieli w ciszy, oboje speszeni nieco swoim towarzystwem. 

Nagle młodzieniec popatrzył na swoją towarzyszkę i wyciągnął rękę w stronę jej twarzy.

Gabrielle nie wiedziała co ma czynić na ten niespodziewany ruch, więc nie robiła nic. Czekała na kolejny krok z lekkim niepokojem, ale i swoistą ekscytacją czy zaciekawieniem.

Syn markiza dotknął jej włosów delikatnie, a potem pokazał jej coś, co trzymał w palcach. Była to igiełka ze świerku, pod którym siedzieli. Musiała spaść na włosy dziewczyny, choć ona tego nie poczuła.

Hrabianka nie wiedziała, jak zareagować, więc zachichotała. Mężczyzna też uśmiechnął się lekko, a potem odrzucił igiełkę ze świerku na trawę.

Patrzyli się na piękny ogrodowy krajobraz i żadne z nich nie wiedziało, w którym momencie ich ręce się złączyły.





Trochę romantycznie wyszło xD Ale spokojnie, jeszcze będzie trochę frasunków, mniejszych i większych...

Tak wgl to znacie jakieś dobre recenzownie, które są teraz otwarte? Bo niczego nie mogę znaleźć, a chciałabym dostać recenzję ;)

Już niedługo, być może w tym tygodniu, startujemy z Giselle! Muszę się zabrać za pisanie i grafikę, bo jeszcze nic nie napisałam, i grafik też nie zrobiłam :( 

Jak leci?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro