Rozdział XXV - Troskliwa matka i niepewna córka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gabrielle denerwowała się już wtedy, gdy matka zapowiedziała jej cel swojej wizyty w sypialni córki, lecz kiedy wyjawiła jej temat planowanej rozmowy, dziewczyna przeraziła się. 

Hrabina zauważyła bladość twarzyczki jej córki i strach na niej wymalowany, więc złapała pannę za dłoń w geście pocieszenia. Sama nie była pewna, czy poruszając ten temat z córką czyni dobrze, ale czuła, że musi to zrobić.

– Kochanie, wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać – rzekła, uspokajająco gładząc ją po aksamitnej rączce. – Ale jesteś już w wieku wielce stosownym do zamążpójścia, jeszcze kilka lat, a zostaniesz uważana za starą pannę, a wtedy już nikt cię nie zechce wziąć za żonę.

Gabrielle zmartwiała tym bardziej, bo wiedziała, że każde słowo matki jest okrutną prawdą. Żaden szanujący się dżentelmen nie zgodzi się na ożenek z kobietą, którą wśród socjety nazywano starą panną. 

– Wiem, maman – powiedziała cicho. 

Ma chérie, musisz wiedzieć, że ja również nie chcę, byś opuściła ten dom. Taka jest jednak kolej rzeczy. Musisz stać się kiedyś żoną, potem matką, na końcu, w dalekiej przyszłości, babcią... 

Westchnęły obie ciężko.

– Nie chciałabym, żebyś wyszła za człowieka, który ci jest niemiły. Dlatego, jeśli czujesz jakieś ciepłe uczucia do jakiegoś dżentelmena, proszę, powiedz mi to teraz.

Dlaczego Gabrielle nie wyznała wtedy jakiegoś imienia młodzieńca? Wszystko byłoby wiele łatwiejsze, a ta niezręczna rozmowa, ku radości zarówno Cornélie, jak i jej najstarszej pociechy, dobiegłaby końca!

Jednak nic takiego nie miało miejsca. Przez chwilę panowała cisza, a potem głos na powrót zabrała hrabina.

– Cóż, skoro nikogo nie miłujesz, znajdziemy ci męża, którego będziesz darzyła szacunkiem i ze wzajemnością. Zauważyłam, że jest pewien młodzieniec, z którym często rozmawiasz. Powiedz mi proszę, czy darzysz sympatią markiza de Tralise?

Gabrielle bardzo obawiała się tego pytania. Sama nie była bowiem pewna swych uczuć do Léona. Czy można to było nazwać miłością, czy to tylko przyjaźń? 

Odpowiedziała więc tylko oględnie:

– Bardzo lubię konwersacje z monsieur de Tralise'em, ale nie sądzę, by łączyło nas coś więcej, niż przyjacielska relacja. 

Cornélie westchnęła. Zdecydowała się jednak powiedzieć córce coś jeszcze.

– Gabrielle, być może ty tego nie widzisz... – mówiła, nie wiedząc jak ubrać informacje w słowa. – Wydaje mi się, że markiz patrzy na ciebie nieco inaczej niż ci się wydaje... Mam wrażenie, że on może darzyć cię czymś więcej niż zwykła sympatia... – wzięła wdech. – Gabrielle, według mnie, markiz cię miłuje.

Te słowa były niemałym szokiem dla dziewczyny. Czy to rzeczywiście możliwe, by ktoś pokochał ją, Gabrielle Hargrave? 

– Cc... co? – ledwo wydukała to krótkie słowo. Po chwili, odrobinę się otrząsając, dodała: – Naprawdę tak uważasz?

– Tak. – Pokiwała głową.

Ale jak to możliwe? Przecież poznali się tak niedawno! Ona sama nie była pewna uczuć do markiza! Czy on mógł mieć tak klarowne uczucia wobec niej, by było to zauważalne?

Gabrielle przypomniała sobie poprzedni tok rozmowy.

– Ale... dlaczego mi to mówisz, matko? – zadała niepewnie pytanie.

Kobieta wzięła wdech.

– Chodzi mi jedynie o to, abyś... gdyby ci się oświadczył, powinnaś przyjąć jego propozycję.

Zdanie zawisło w powietrzu, bo żadna z rozmówczyń nie wiedziała co powiedzieć.

Gabrielle wiedziała, że nie może zaprzeczyć. Rzeczywiście, jeśli markiz naprawdę ją miłował, mógł jej zapewnić całkiem dostatni żywot, zwłaszcza jeśli i ona odwzajemni jego uczucia. Stwierdziła, że ewentualne życie u jego boku przedstawia się zdecydowanie w jaśniejszych barwach niż życie z kimkolwiek innym lub, o zgrozo, bycie starą panną.

Bien sûr, maman.

Markiz de Tralise wkroczył niepewnie do bawialni i usiadł na błękitnej sofce przy ścianie. Nie wiedząc, czym się zająć, rozglądał się po pomieszczeniu. Bardzo przypadły mu do gustu granatowe ściany, złote, ozdobne ramy obrazów, a także piękny, wzorzysty dywan na podłodze, duma pani domu, gdyż właśnie ten dywan został przywieziony z dalekich Indii. Tak, salonik swoim umeblowaniem trafiał w upodobania markiza, aczkolwiek mężczyzna zastosowałby w nim kilka poprawek.

Kontemplację pokoju przerwało mu nagłe, choć oczekiwane wkroczenie do bawialni pani hrabiny. Kobieta wyglądała olśniewająco jak zwykle, razem ze swymi misternie splecionym włosami i przenikliwymi, szklistymi oczami.

Léon powstał sprężyście, aby przywitać kobietę. Gdy już wymienili grzeczności, Cornélie zapytała:

– Co pana do mnie sprowadza, markizie? – Przyjrzała mu się uważnie.

Ten wziął głęboki wdech.

– Pani hrabino, przyszedłem prosić o rękę pani córki, Gabrielle – wyrzucił na jednym oddechu.

Cornélie przez chwilę stała zdumiona, ale szok natychmiast minął, a zastąpił go lekki, uprzejmy uśmiech.

– Cóż, szczerze mówiąc, nie spodziewałam się takiej propozycji – skłamała gładko. Od kilku tygodni miała nadzieję, że markiz oświadczy się Gabrielle, jedynie nie sądziła, że nastąpi to tak prędko. – Zanim jednak wyrażę zgodę, muszę wiedzieć, czy będzie pan zdolny zapewnić mojej córce dostatni żywot. Jaki jest pański dochód?

Mężczyzna wymienił tę kwotę, a także odpowiedział na kilka kolejnych pytań hrabiny. Ta z zadowoleniem kiwała głową za każdym razem, gdy udzielił satysfakcjonującej ją odpowiedzi.

– Mam jeszcze jedno pytanie – oznajmiła. – Czy kocha pan moją Gabrielle?

Léon nie zastanawiał się długo nad responsem.

– Och, tak! Bardziej niż własną matkę! – Natychmiast jednak zawstydził się tych słów, więc dodał: – Przepraszam, nie powinienem był tak mówić, bo to grzech. Matce zawdzięczam tak dużo, przede wszystkim życie. Jednak to dzięki pańskiej córce ma ono sens! Kocham ją bardzo, najbardziej pod słońcem, i jeśli tylko pani przyzwoli, będę dla niej najlepszym mężem na świecie.

Taka odpowiedź ukontentowała Cornélie. Jeśli ten człowiek rzeczywiście miłował Gabrielle tak bardzo, jak twierdził, to jej życie z nim nie mogło okazać się złe.

– W takim razie zezwalam panu na ślub z moją Gabrielle. Ale – zastrzegła – musi pan jeszcze spełnić jeden warunek. 

Mężczyźnie zabłysły oczy z radości. Jeszcze tylko jeden warunek, tylko jeden, który dzielił go od jego pięknej, mądrej Gabrielle! A gdy tylko go spełni, rozpoczną się przygotowania do ślubu! Ślubu jego i ukochanej! Nie potrafił w to uwierzyć. Po plecach przebiegł mu dreszcz ekscytacji.

– Jakiż to warunek pani stawia? – zapytał całkiem poważnie, nie pokazując emocji, które się w nim kotłowały.

– Zapewniam pana, że to nic poważnego. Mym ostatnim warunkiem jest to, by i Gabrielle zgodziła się na zostanie pana żoną.



No. Cliffhanger czy coś. W przyszłym rozdziale będzie się działo... Już nie mogę się doczekać!

Do przyszłego poniedziałku! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro