30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Stał na peronie i wystukiwał butem rytm piosenki, która leciała w jego słuchawkach. Wraz z zakończeniem kolejnego utworu sprawdzał godzinę, niecierpliwie wyczekując na pociąg.

    Sam nie wiedział, jak to się stało. Kiedy ten chłopak stał się dla niego tak ważny, kiedy jego depresja wydawała się być odległym wspomnieniem... Czy to w ogóle było możliwe? Przecież depresja nie mogła zniknąć od tak.

    Nagle piosenkę przerwało powiadomienie o wiadomości. Wyjął szybko telefon i odblokował ekran.

@chimchim: o której masz pociąg?

    Ach, Jimin. Gdybyś mógł wiedzieć, ile znaczysz dla Yoongiego...

@agust_d: powinien być za dziesięć minut.

    Niby poznali się przez internet, ale prawda była taka, że momentami mówił mu więcej, niż Taehyungowi, którego przecież znał od podstawówki.

    Poza tym, Kim miał zajęcie. Odkąd był w szczęśliwym związku z niejakim Jeonem, Min rzadko miał okazję porozmawiać na spokojnie ze starym kumplem.

    Nie, żeby coś. Cieszył się jego szczęściem, chociaż w mniejszym stopniu, niż szczęściem Jimina. Tak, Park umiał wywołać u niego bardzo szeroki uśmiech zwykłymi suchymi żartami, które były podobne do sucharów Jina, choć tamte wcale go nie bawiły.

    Trochę obawiał się tego spotkania. Siedemnastolatek był pierwszą osobą, którą poznał przez Internet i z którą nawiązał tak bliskie relacje. Nie chciał go zawieść, wiedział bowiem, że Jimin ma o nim wyrobione zdanie, które lekko go idealizuje.

    Kiedyś chłopak mu o tym opowiedział. W jego oczach był wspaniałym zwycięzcą życia, który mimo przeciwności robi to, co kocha. Bolało go nie to, że Park go idealizuje, a to, że nie jest to prawdą.

@chimchim: jejku, nie mogę się doczekać.

    Westchnął. On też nie mógł.

    Momentalnie zaschło mu w gardle, kiedy pociąg wjechał na stację. Nogi miał jak z waty i chyba chciał zwymiotować liche śniadanie, które zjadł godzinę temu.

    Z trupiobladą twarzą, kontrastującą z jego czarnymi włosami, wszedł do przedziału i usiadł na miejscu.

    Raz kozie śmierć, przebiegło mu przez myśl, gdy pociąg ruszył.

    Już nie było odwrotu.

***

   O ile wcześniej był zestresowany, teraz nawet nie wiedział, jak się oddycha. Co, jeśli Jimin nie będzie taki, jakim się wydawał? Cholera, Yoongi, przestań. Przecież Jimin, którego miał spotkać, to ten sam Jimin, z którym pisał...

     Prawda?

     Kiedy już miał wysiadać, zdał sobie sprawę z faktu, że wcale nie chce tego spotkania. Nie był na to gotowy, ale co miał zrobić? Był już w Busan, pociąg się zatrzymał, a on stał na chodniku przed stacją.

     Jimin miał czekać na niego właśnie pod tym budynkiem. Rozejrzał się kilkakrotnie, ale żaden jasnowłosy Koreańczyk z szerokim uśmiechem nie znajdował się w pobliżu.

     A więc miał rację. Ten chłopak zrobił go w konia, olał go. Jak można było być takim dwulicowym człowiekiem? Przecież pisał, że nie może się doczekać…

     — Yoongi?! Yoongi! — usłyszał za sobą lekko piskliwy krzyk. Odwrócił się natychmiast, a kilka kroków przed nim zatrzymał się nastolatek jego wzrostu.

     — Jimin? — zapytał niepewnie, na co siedemnastolatek energicznie przytaknął. Nie wiedział, co powiedzieć. Jednak przyszedł.

     — Bałem się, że nie zdążę — wydyszał, a Min dopiero wtedy zauważył, że jego przyjaciel musiał biec. Policzki miał lekko zaróżowione, a włosy rozwiane. Spieszył się.

     Nic nie odpowiedział. Pozwolił młodszemu mówić, ile chce. Nie przeszkadzało mu to; polubił jego głos, jasny uśmiech i delikatny śmiech. Chociaż prawda była taka, że po prostu nie wiedział, co powiedzieć. Nie był najlepszy w stosunkach międzyludzkich, o czym bardzo dobrze wiedział Taehyung, któremu chyba nigdy to nie przeszkadzało. Wytrzymywał litanie wyzwisk w jego stronę, kiedy Yoongi miał naprawdę gorszy dzień, ale chłopak nie chciał, żeby Jimin musiał to znosić. Chciał chronić tego delikatnego dzieciaka, którego tak lubił.

     Szli po plaży w tylko znane Parkowi miejsce i starszy czuł, jak ziarna piasku jakimś magicznym sposobem pojawiają się w jego trampkach i drażnią mu stopy. Nie lubił morza, plaży i słońca. Nie chciał jednak robić przyjacielowi przykrości i zacisnął zęby. Chwila niewygody za szczery uśmiech blondyna? Ach, za to mógł poświęcić wszystko.

     — Chłopaki pomogli mi to przygotować — powiedział z dumą, kiedy usiedli na zastawionym jedzeniem kocu. Yoongi wzdrygnął się lekko i zaczął nerwowo rozglądać w obawie, że gdzieś niedaleko, na piasku albo w wodzie, może siedzieć Kim. Jakoś niespecjalnie palił się do spotkania z nim. Nie wiedział, czy wytrzymałby jego spojrzenie, pełne jednocześnie wyrzutów i nadziei. — Agust?

     Mruknął pod nosem, że się zamyślił i wrócił do rozmowy, tym razem często się odzywając. Pogryzał co jakiś czas słodkie truskawki, za którymi wcześniej nie przepadał. Te wydawały się być dużo smaczniejsze, jakby wszystko, co miało związek z Chim Chimem było o niebo lepsze od reszty.

     — O, moja mama dzwoni — rzucił, patrząc na telefon. — Poczekaj sekundę, odbiorę. —  Yoongi przytaknął tylko, jedząc kolejny owoc. — Halo? Tak, tak. Dobrze, już się zbieramy. Będziemy za piętnaście minut. Cześć, mamo — pożegnał się i rozłączył. Schował urządzenie do kieszeni, uprzednio wystukując krótką wiadomość. Starszy natomiast czekał, aż ten coś powie. — Musimy już iść.

     Nie zabrali ze sobą koca i całej reszty. Park powiedział, że jego przyjaciele się tym zajmą. Agust nie zdziwiłby się, gdyby było to pomysłem Tae. Takie dobroczynne akcje były w jego stylu.

     Było koło szesnastej, kiedy przekroczyli próg mieszkania młodszego. Pani Park przywitała go bardzo ciepło — zapytała, jak minęła mu podróż, czy nie jest zmęczony… Była dla niego milsza, niż jego własna matka.

     A jej kimchi jjigae… Oh, jej kimchi jjigae było wprost przepyszne. Nigdy nie jadł lepszej zupy. Naprawdę zastanawiał się, dlaczego ta kobieta nie otworzyła własnej restauracji. Przecież zarobiłaby na tym miliardy wonów!

     Gdy zjedli, poszli do pokoju Jimina. Pomieszczenie nie było duże, ale przytulne. Pomalowane na błękitny kolor ściany i jasne meble przypominały mu morski krajobraz albo niebo. Chociaż on był ateistą i nie wierzył w niebo, to uśmiechnięty chłopak siedzący na białej pościeli przypominał mu anioła.

     Na ścianie nad łóżkiem powieszone na sznurku zostały na przemian zdjęcia plaży, oceanu i zachodzącego słońca oraz kartki z cytatami. Yoongi zaczął im się przyglądać i na nierówno wyrwanym z zeszytu w kratkę świstku papieru zobaczył szybko i niewyraźnie nabazgrany fragment piosenki. Udało mu się rozczytać pismo przyjaciela i ku swojemu zdziwieniu rozpoznał w nim wers własnego, napisanego trzy lata temu utworu.

     Zamurowało go i chyba przez chwilę przestał oddychać. Skąd on miał ten cytat? Przecież jedynymi osobami, które widziały tekst tej piosenki, był Namjoon i Hoseok, którzy doradzali mu, czy wszystko pasuje i… Taehyung. Pieprzony Kim Taehyung.

     Mimo wszystko zrobiło mu się miło, że Jimin, choć nieświadomie, miał w pokoju coś, co było z nim związane.

     Zjedli jeszcze deser, będący kolejnym przepysznym daniem w wykonaniu pani Park i ponownie udali się na plażę. Młodszy koniecznie chciał pokazać mu ulice Busan i zachód słońca.

     — Yoongi? — zaczął chłopak, kiedy szli ramię w ramię jedną z rzadziej uczęszczanych uliczek. — Znasz Taehyunga, prawda?

     Zatrzymał się gwałtownie. Wiedział? Cholera…

     — Spokojnie, nie mam wam tego za złe —  zaśmiał się dźwięcznie. — Nie musiałeś mówić mi wszystkiego. Ja zresztą też nie powiedziałem ci kilku rzeczy. — Agust milczał. Nie wiedział, co powiedzieć. Znowu. — Wiesz, kiedy cierpiałem na bezsenność, miałem głupi zwyczaj słuchania smutnych piosenek i dołowania się jeszcze bardziej.

     Stanął nagle w miejscu i spuścił wzrok na trampki.

     — Trochę wstyd się przyznać, ale często płakałem. — W jego ciemnych oczach pojawiły się łzy. Oblizał wargę, jakby chciał zapobiec zamknięciu się ust. Chciał powiedzieć o tej ciemnej stronie przeszłości Minowi. Czuł, że może mu zaufać, w końcu nazywał go przyjacielem. — Kiedy Taehyung się tu przeprowadził, wciąż miałem w sobie trochę z tamtego Jimina, wiesz?

     Spojrzał w oczy starszego, uśmiechając się blado. Tamten po prostu stał, patrzył i słuchał.

     — Pomógł mi, ten nasz dobry duszek. I wiesz co? — zrobił pauzę — Nauczył mnie, że umiem jeszcze komuś zaufać.

     — I zaufałeś… — zaciął się — ...mnie?

     Jimin przytaknął i zrobił coś, czego Yoongi nie zrobiłby nigdy. Przytulił go mocno, jakby bał się, że okaże się snem i zniknie. Chyba najbardziej zadziwiającą rzeczą było to, że ciemnowłosy oddał gest.

     — Ludzie to bardzo skomplikowane istoty, nie uważasz? — Agust zaśmiał się cicho.

     Nagle jego telefon zadzwonił i dopiero wtedy obaj zorientowali się, że słońce zaszło, a ostatni pociąg do Daegu zdążył już odjechać.

     Nie pozostało im więc nic innego, jak udanie się do mieszkania młodszego i spędzenie tam nocy. Min napisał rodzicom esemesa, że zostanie na noc u Tae, który również został powiadomiony, tak w razie czego.

     — Yoongi? — zapytał młodszy, kiedy leżeli na materacach na podłodze w jego pokoju. Na suficie świeciły blado gwiazdki, które zostały tam umieszczone kilka lat temu, gdy jako mały chłopiec panicznie bał się ciemności. Nikt wtedy nie pomyślał, że jakiś czas później będzie wpatrywał się w nie nocami, nie mogąc zasnąć.

     — Hm?

     — Byłeś kiedyś zakochany?

     W pokoju zapadła grobowa cisza, podczas której nie było słychać nawet ich oddechów, tylko przyspieszone bicie serc.

     — Nie — odpowiedział, zgodnie z prawdą. Tak mu się przynajmniej wydawało.

     Nigdy nie był z nikim wystarczająco blisko, żeby się zakochać. Nie chciał krótkiego romansu, po którym będzie płakał, a prawdziwą miłość… Problem w tym, że miłość nie istniała. Albo: istniała, ale nie była przeznaczona dla niego. Tak, to lepiej brzmiało.

     Nagle usłyszał, jak Park szamocze się obok i coś zakryło mu widok świecących na suficie punkcików, w które usilnie się wpatrywał. Zrozumiał, że chłopak się nad nim nachyla dopiero, kiedy poczuł ciepły oddech na policzku.

     — Nie obrażę się, jeśli zaraz stąd wybiegniesz i pójdziesz przekimać u Tae, serio — rzucił tylko i musnął delikatnie usta przyjaciela.

     Yoongi wciągnął głośno powietrze, ale nie odepchnął go. Sam nie wiedział, kiedy jego ręce znalazły się na karku Jimina i przyciągnęły go bliżej.

     Całowali się, a kartka z cytatem wciąż wisiała na ścianie. Te słowa, które sam napisał — „Nadal jesteśmy młodzi, pozbądźmy się wszystkich zmartwień" — czuł, że mają pokrycie w rzeczywistości. Czuł, jak właśnie w tym momencie z jego serca ulatują wszystkie troski, a ich miejsce zajmuje delikatne uczucie błogości i szczęścia, towarzyszące wplatającym się w jego włosy dłoniom Jimina.

THE END

***

I takim oto sposobem "Sipo bun hu" dobiega końca, a mój profil udaje się na spoczynek, bo w najbliższym czasie nie zapowiada się publikacja żadnego opowiadania.

Mam nadzieję, że ten fanfik Wam się spodobał i nie czujecie, że straciliście czas na czytaniu go.

Mam w planach jeszcze... hm, jeśli chodzi o Yoonmina, mam w "przygotowaniu" fanfik i one-shot. Daty publikacji nie są jeszcze ustalone i będę nad nimi myśleć dopiero po napisaniu tych opowiadań.

Zapraszam na mój profil, może coś Wam się spodoba, dopóki nie pojawią się — i, mam nadzieję, Was zainteresują — kolejne ff o Yoonminie.

Powodzenia w szkole i miło spędzonych wakacji,

Emma.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro