1. składam się z ciągłych powtórzeń

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

•••••

Tsukishima z uporem maniaka wyrównał dopiero co zaostrzony ołówek, choć doskonale wiedział, że jeżeli minie jeszcze zaledwie parę sekund, to zniecierpliwiony podniesie go, by zaznaczyć w zeszycie przyjaciela ten okropnie rażący błąd. Światło wiszącej na suficie lampy nieprzyjemnie kłuło w oczy, jak gdyby było świadome, że przebywająca w pokoju dwójka zdecydowanie wolałaby siedzieć w półmroku i wsłuchiwać się w zalewający ulice deszcz. Yamaguchi westchnął, na podobieństwo rozbijających się o parapet kropel zabębnił palcami w blat stołu i spojrzał na blondyna niemą prośbą wymalowaną na twarzy.

Tsukishima podniósł ołówek.

Spojrzał krytycznie na kartkę i nic nie mówiąc, podkreślił  fragment obliczeń, tym samym informując przyjaciela, że to tam się pomylił. Z tego, co zauważył, ciche wyszukiwanie błędów było najlepszą strategią przy pracy z Yamaguchim. Najlepszą, bo on się w większym stopniu nie irytował, a szatyn nie peszył przez podkreślanie jego braków elementarnej wiedzy, których Tsukki często po prostu nie umiał sobie oszczędzić.

Tadashi zmarszczył brwi, nieświadomie przygryzając koniec swojego ołówka. Na ten gest Tsukishima skrzywił się, jak gdyby przełknął szklankę soku z cytryny.

Zawsze to robił.

— Nie wiem — przyznał w końcu Yamaguchi wciąż niepewnym głosem. Trochę jakby miał nadzieję, że oświecenie przyjdzie w momencie, gdy przyzna się na głos do niewiedzy. Nie przyszło. Chłopak niespecjalnie się tym zdziwił, zresztą podobnie jak jego "korepetytor". Kei doskonale wiedział, że Tadashi nie ma pojęcia.

Perfekcyjny równy szereg ołówków na nowo został zniszczony, gdy środkowy Karasuno chwycił pierwszy z brzegu. Reszta wciąż leżała w idealnym porządku, ale było ich cztery, a cztery to liczba parzysta, czyli irytująca, bo niemająca środka.

Tsukishima postukał w notatki przyjaciela i krótko wytłumaczył. Później wyjaśnił trochę obszerniej i zanotował uproszczony schemat na marginesie, bo Yamaguchi wciąż nie rozumiał. A później praktycznie rozwiązał za niego zadanie, po drodze nie mogąc się powstrzymać i nazywając chłopaka kretynem, czego ten nawet nie wziął szczególnie do siebie i nie miał mu za złe – tego dnia był naprawdę oporny, jeżeli chodzi o przyswajanie wiedzy.

— Jeżeli nie przestaniesz gryźć tego ołówka, to naprawdę pomyślę, że uczę dziecko ze żłobka. Nie dość, że nie rozumiesz czegoś, co dzieciak z podstawówki mógłby ogarnąć, to jeszcze masz smoczek.

Yamaguchi obrócił się na krześle zmęczony zbyt długą nauką i dniem. Zaczynała się jesień, więc to noce powinny rozpocząć ciągniecie się, a tymczasem on miał obezwładniające wrażenie, że siedzenie w podręcznikach nigdy się nie skończy i że działa jak robot przygnieciony poleceniami.

— Przepraszam, Tsukki — powiedział, chociaż to chłopak był dla niego cierpki. Znał Keia zbyt długo, by nie puszczać części jego zgryźliwości mimo uszu. Poza tym wiedział, jak bardzo blondyn nienawidzi jego tików nerwowych.

Tsukishima przewrócił oczyma. Nie jego Yamaguchi powinien przepraszać za bycie idiotą.

O dziwo, nie powiedział tego na głos. O dziwo, bo nie myślał tak szczerze, a przeskalowane, powiedziane pod wpływem emocji uwagi jakoś tak wypływają najprościej z ust. Jak gdyby chciały się jak najszybciej ulotnić i nie znały innego wyjścia. A Kei nie umiał trzymać języka za zębami.

Deszcz wciąż zalewał ulice, gdy wstali od stolika. Trawa wyglądała jak egzotyczne morze o turkusowo-gloniastym zabarwieniu, a drzewa zdawały się uginać pod ciężarem letniej ulewy. Symbolizowały młode, pełne trudności życie, które dopiero rozkwita mimo wylewanych nań brudów nieba. Niska, poskręcana magnolia przy ścieżce wiodącej przez maleńki ogródek pachniała zgniłą słodyczą. Jej kwiaty wydają taki fetor, tylko przekwitając, zupełnie jakby chciały po raz ostatni wykrzyczeć matce naturze w twarz "umieram".

A chmury płaczą, chodniki toną, świat zlewa się w jedną wielką szaro-zieloną plamę.

Tsukishima rozsunął shoji dzielące ich od rozgrywającej się na zewnątrz kwiecistej tragedii. W tym samym czasie Yamaguchi zbliżył się do magnetofonu, by wybrać jedną z kaset należących do blondyna. Do niedawna jakoś nie śmiał się tego podejmować i to zawsze jego przyjaciel decydował o tym, czego będą słuchali, ale niedawno zyskał w tej kwestii trochę pewności siebie i teraz śmiało buszował wśród muzycznej kolekcji. Odkąd pamiętał, Tsukishima słuchał jedynie muzyki poważnej; sama klasyczna i jazz. Yamaguchi wychował się raczej na popowo-radiowym zawodzeniu zasłyszanym podczas krótkich przejażdżek autem z matką. Może to dlatego przez tyle lat czuł się tak niepewnie wśród obcych tytułów? Nie lubił się ośmieszać przed Tsukkim. Nie chciał dać poznać, że nie zna się na tym, co dla Keia miało duże znaczenie.

hues of blues and greens surround me...

Yamaguchi przysiadł na skraju maty tatami obok Tsukishimy. W dłoniach obracał poobijany kubek z resztką zimnej kawy. Na moment zamknął oczy i wciągnął głęboko powietrze przesiąknięte deszczem, gnijącą magnolią oraz obecnością wyciszonego blondyna. Siedzieli tak po raz tysięczny i Tadashi naprawdę chciał mieć nadzieję, że te chwile nigdy się nie skończą.

///
będzie taki krótki ficzek w stylu "me and my friends are lonely", czyli bez większych fajerwerków, a za to nocą.

tytuł i nazwy rozdziałów są zaczerpnięte z piosenki artura rojka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro