1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poprawiłam czapkę z daszkiem na mojej głowie tak aby zachodzące słońce nie świeciło mi w oczy po czym zjechałam z rampy. Będąc już na samym dole pisnęłam widząc dziecko stojące na mojej drodze. Próbowałam wychamować jednak deska była za szybka a dziecko stało za blisko. Dziecko patrzyło na mnie a jego uśmiech coraz bardziej znikał.  Usilnie chamowałam aby nie wiechać w dzieciaka. Niestety rampa była za wysoka przez co spadałam z deski uderzając się w głowę. Deska musiała wjechać w chłopca ponieważ usłyszałam huk. Ledwo przytomna uniosłam się lekko aby spojrzeć na siedzące dziecko. Patrzyło na mnie i się śmiało. Wokół nas zebrało się dużo ludzi. Miałam mroczki przed oczami oraz ledwo słyszałam. Strasznie bolała mnie kostka oraz kręciło mi się w głowie a na dodatek chciało mi się wymiotować.

— Hej Vivian! — Usłyszałam krzyk jakiegoś chłopaka. Kojarzyłam ten głos. — Vivi młoda słyszysz mnie? — Zapytał na co lekko skinęłam głową dalej niw wiedząc kim jest. Miał długie blond włosy które prawie zakrywały mu oczy. — Młoda słuchaj zabierzemy cię do szpitala mogło ci się coś stać rozumiesz? — Wykonałam ten sam ruch głową. — Nie krwawisz nigdzie? Pokaż mi. Obiecuje że nic ci nie zrobię znasz mnie — powiedział po czym dokładnie patrzył czy nigdzie nie ma krwi. Po chwili gdy już myślałam że jest nawet dobrze usłyszałam wiązankę przekleństw z jego ust. — Cholera Vivi głowa ci krwawi... Niech ktoś zadzwonił po pogotowie rozcięła se głowę! — Krzyknął a obok nas zjawiła się jakaś strauszka, strasza zdecydowanie odemnie dziewczyna oraz jakiś chłopak. Chłopak zaczął rozmawiać z blondynem, dziewczyna powiedziała że już dzwoni po karetkę a staruszka zaoferowała pomóc ponieważ kiedyś była pielęgniarką. — Vivi dzwoniłem do Nancy. Powiedziała że zadzwoni do twojego taty i powie co jej odpowiedział — powiedział. Znał Nancy.. To pewnie Lucas.

— Halo kto zajmie się moim synkiem!? — Krzyknęła matka chłopca.

— Jemu chyba nic nie jest skoro się śmieje — warknął nowy chłopak. — Dziewczyna jest ledwo przytomna a pani ma problem o syna którego ewidentnie pani nie dopilnowała! — Krzyknął a kobieta się odsunęła. Chłopak miał czarne lekko kręcone włosy, oraz sporo tatuaży

— Widziałem wszystko i to nie była jej wina ani wina tego dziecka. To tylko i wyłącznie pani wina. Dziecko jest małe ma może z pięć sześć lat. Wiadomo że nie wie takich rzeczy jak to że nie powinien w tamtym momencie stać na rampie. Pani powinna go zaprowadzić na plac zabaw a nie skatepark żeby plotkować sobie z przyjaciółką przez telefon — powiedział Lucas bardziej opanowany gdy przyjechała karetka.  Ratownicy szybko wyskoczyli z pojazdu podchodząc do nas.

— Co się stało? — Zapytał jeden z nich.

— Ta dziewucha prawie wjechała w mojego synka! — Krzyknęła kobieta.

— Syn tej pani ustał na rampie gdy ona zjeżdżała. Stał i patrzył na nią a ona zaczęła hamować przez co spadła z deski uderzając się w głowę — powiedział blondyn.

— Jak się czujesz? — Zapytał ratownik kucając obok mnie.

— Kręci mi się w głowie, strasznie boli mnie kostka oraz łokcie i mam mroczki przed oczami — powiedziałam próbując się podnieść.

— Zawieziemy panią do szpitala i tam przebadamy. Ktoś zna tą dziewczynę i może z nami pojechać? — Zapytał do tłumu.

— Ja ją znam i mogę z nią pojechać — powiedział Lucas biorąc moje rzeczy. Powiedział coś do czarnowłosego który kiwnął głową a następnie wsiadł do karetki z nami.

Jazda nie trwała długo. Przynajmniej tak mi się wydaje. Lucas powiedział że mój tata oraz Margot moja macocha zaraz przyjadą z moim rodzeństwem.

— Słuchaj zawiozę ci deskę do domu później a gdy przyjdą twoi rodzice ja się zmywam i wrócę do ciebie jutro chyba że dziś wrócisz to odwiedzę cię w domu — powiedział na co kiwnęłam głową.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro