17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy się obudziłam nie wiedziałam gdzie jestem. Było dużo ludzi ale nigdzie nie widziałam kogoś znajomego. To być może trochę dziwne ze gdy ostatnim razem tu byłam chciałam aby pojawił się tata a teraz było mi to obojętne czy tata będzie czy nie. Chciałam zobaczyć Ethana. Gdy wszyscy lekarze w końcu wyszli zastanawiałam się czy zostanę sama czy ktoś przyjdzie i mi powie co się stało. Cholernie bolało mnie całe ciało a najbardziej tył głowy. Wiedziałam że to było spowodowane Maxem ale nie wiedziałam co z głową. Gdy już planowałam iść spać drzwi sali w której leżałam otworzyły się a do środka wszedł Ethan. Miał załzawioną oraz czerwone oczy w których był widoczny strach i troska.  Podszedł do mnie aby mnie przytulić oraz pocałować. Ciało całe mi się spięło jednak mimo wszystko pragnęłam takiego kontaktu.

- Kocham cię - wyszeptał do mojego ucha nachylając się aby następnie pocałować mnie w czoło. - Cześć kochanie... - Powiedział cicho jednak tak abym go słyszała.

- Hej kolego - powiedziałam a następnie odchrząknęłam. - Co się stało? Pamiętam to jak przyjechałeś gdy zadzwoniłam i próbowałeś mnie uspokoić.

- Nancy i Luke przyjechali mi pomóc a potem zemdlałaś. Okazało się że miałaś rozciętą głowę ale nie wiem od czego. W końcu lekarze doszli do tego że prawdopodobnie zemdlałaś bo masz anemię a rozcięcie głowy w niczym nie pomagało a do tego ze stresu miałaś atak serca do którego doszło już na szczęście w szpitalu przez co od razu miałaś pomoc - powiedział biorąc moją dłoń w swoją a spojrzenie wbił w podłogę. - Przepraszam Vivian... - wyszeptał pociągając nosem.

- Ethan to nie twoja wina przecież - powiedziałam a mój głos się łamał.

- Obiecałem ci kurwa że więcej nic ci nie zrobi a teraz leżysz w szpitalu - powiedział w końcu patrząc na mnie załzawionymi oczami. Zaczął szybko mrugać aby odgonić łzy gdy sama patrząc na niego prawie ryczałam.

- Ethan..? - Zaczęłam a on spojrzał na mnie. - Przytulisz mnie? Proszę... - Powiedziałam cichutko usmiechajac się minimalnie.

- Nie boisz się? - Zapytał a ja pokręciłam głową. - Na pewno?

- Ethan po prostu mnie przytul proszę - powiedziałam siadając. Chłopak westchnął cicho jednak usiadł na łóżku wziąć mnie w swoje ramiona.

- Kurwa... - Wyszeptał od razu czując jak spina się moje ciało a następnie mnie póścił.

- Ethan proszę... Chce się przytulić - powiedziałam oczami pełnymi łez. - Ja po prostu nie potrafię panować nad tym. Ale jest dobrze na prawdę...

- Jesteś pewna że jest dobrze? - Zapytał wycierając moje łzy.

Nie ale chce się do ciebie przytulić.

Kiwnęłam głową wtulając się w jego ciało pomimo że moje ciągle było całe spięte. Nienawidzę kontaktu cielesnego.

- Chcesz zobaczyć Nancy? Albo tatę? Twoje rodzeństwo i Luke też są jakbyś... - wyszeptał jednak przerwałam mu.

- Aż tak bardzo mnie nienawidzisz? - Zaśmiałam się cicho pomimo że wcale nie chciałam się śmiać a jedynie płakać.

Zdecydowanie za często płacze.

- Vivian... - westchnął. Blado się uśmiechnęłam widząc zakłopotanie na jego twarzy. Był słodki.

- Kiedy będę mogła wrócić do domu? Ja chce do domu... - burknęłam po chwili.

- Wiem kochanie... Ale nie możesz na razie. Musisz poleżeć tu kilka dni i wyjdziesz okej? - Zapytał a ja pokiwałam głową w momencie gdy wszedł mój tata razem z lekarzem. Spojrzałam na nich z przerażeniem a następnie mocniej przytuliłam się do Ethana.

- Jak się czujesz Vivian? - Zapytał tata podchodząc bliżej gdy lekarz patrzył w jakiś kartki.

- Dobrze chyba... - Powiedziałam cicho zamykając oczy.

Nie chce z nimi gadać. Pomocy?

- Nie kręci ci się w głowie? Nie masz mdłości ani nic? - Spytał obcy mężczyzna. Pokręciłam przecząco głową gdy on zadawał kolejne pytania. - Jeśli dalej tak będzie po jutrze możesz wyjść do domu. Jeśli coś się pogorszy wzywaj pielęgniarki. Według twoich wyników badań które ci przeprowadziliśmy wyszło że masz anemię która spowodowała omdlenie.

Lekarz jeszcze chwilę coś pieprzył a następnie wyszedł wraz z moim tatą. Położyłam się na cholernie nie wygodnym łóżku szpitalnym przymykając lekko oczy.

- Ethan położysz się ze mną? - Zapytałam lekko otwierając oczy. Chłopak kiwnął głową wyglądając jakby nie był do końca przekonany.

- Vivian... - Westchnął cicho chłopak obejmując mnie gdy ja wykorzystywałam go jako poduszkę.

- Tak? - Spytałam również szeptem.

- Cholernie się o ciebie martwię.. Twój tata też i... Kurwa to chyba powinien powiedzieć ci jednak twój tata - powiedział zmieszany.

- Czemu boisz się o tym powiedzieć? Ethan coś się stało?

- Nie po prostu... Rozmawiałem z twoim tatą i Boże... - wyszeptał przerywając a ja zaczęłam się coraz bardziej stresować. - Zamieszkasz ze mną na czas gdy Max jest na wolności? - Powiedział szybko a ja zaśmiałam się szczerze.

- Czy ty od kilku minut próbowałeś się mnie zapytać czy chce z tobą zamieszkać jakbyś kogoś zabił?

- Vivian mówię poważnie... Rozmawiałem z twoim tatą on się zgodził więc teraz musisz ty podjąć decyzję. Ale zanim odpowiesz musisz wiedzieć że jeśli się zgodzisz to nie będę cię odstępować na krok. Cały czas będziesz przy mnie i... - mówił jednak ja go uciszyłam pocałunkie.

- Zgadzam się Ethan. I tak prawie ciągle jestem z tobą wiec jeśli ty tego chcesz to może być. Wolę ciebie niż jakiegoś ramdomowego ochroniarza - wzruszyłam ramionami czując jak moje powieki robią się cięższe.

- Okej.

- Okej.

***

Tydzień minął szybko. Cały czas coś się działo. Najpierw leżałam w szpitalu a potem z Ethanem szukaliśmy mieszkania które obojgu będzie pasować. W końcu wynajęliśmy mieszkanie i trzeba było się przeprowadzić. zastanawialiśmy się dosyć długo czy chcemy jeden czy dwa pokoje skoro i tak wiedzieliśmy że będziemy spać razem. W końcu na wypadek jakby coś się stało na przykład byśmy się pokłócili czy coś będziemy mieć dwa pokoje. Aby nikt nie spał na sofie. Albo jakby Nancy i Luke chcieli u nas nocować. Kolejne kilka dni poświęciliśmy przeprowadzce. Nie braliśmy wszystkich rzeczy to oczywiste jednak pół pokoju trzeba było przewieźć. Nie wyprowadzaliśmy się na stałe więc po prostu zostawialiśmy niektóre rzeczy w domach rodzinnych.

- Wiesz... - wyspałam zmęczona wnoszeniem kartonu z moimi kosmetykami. - Dobrze że kupiliśmy szafę na pół ściany...

- Też tak myślę - zaśmiał się patrząc na salon zapełninoy naszymi kartonami. A to jeszcze nie wszystkie.

- Dobra to ostatnie kartony z naszych samochodów - powiedział Luke wraz z Nancy, moim tatą oraz rodzeństwem pomagali nam rzewieźć nasze rzeczy. Wczoraj przwiezliśmy kilka moich rzeczy oraz wszystko to co brał Ethan a dziś już prawie mamy wszystkie moje rzeczy.

Godzinę później cały salon był zawalony a ja zostałam sama z czarnowłosym. Z małym uśmiechem podeszłam do niego wtulając się w jego klatkę piersiową. Poczułam jak całuje mnie w głowę obejmując.

- Jak u psychologa? - Zapytał dalej trwając w uścisku ze mną. Od tygodnia spotykałam się z przemiła panią psycholog.

- Jest dobrze. Kobieta jest miła i wogóle dużo mi też tłumaczy.

- Jakby jednak okazało się że jest słaba to mów a ja od razu znajdę ci lepszą.

- Dziękuję - wyszeptałam odchylając głowę. Złożyłam usta w dziubek dając chłopakowi znać że ma mnie pocałować. Nachylił się cmokając moje usta swoimi cicho się śmiejąc. - Jak w klubie? - Zapytałam po chwili ciszy.

- Mam cholernie dużo do nadrobienia - jęknął. - Ale zajmę się tym później. Może w nocy?

- Idź nadrobić to co masz do nadrobienia a ja to ogarnę wszystko - powiedziałam stając na palcach aby pocałować go namiętnie w usta. Chłopak odwzajemnił to chwytając mnie za biodra. Pomimo codziennego kontaktu fizycznego z chłopakiem oraz wielu godzinom rozmów z nim oraz panią psycholog moje ciało lekko się spięło. Chłopak szybko jakby z wyrzutami sumienia odsunął się patrząc na mnie z przerażeniem ja jednak uśmiechnęłam się lekko całując go ponownie. - Idę sprzątać. A ty nadrób to czego nie robiłeś ostatnie dni - mruknęłam ruszając do pracy. Chlopak patrzył na mnie przez kilka sekund jednak po chwili ocknął się i ruszył również pracować.

Dam radę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro