22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ethan

Kolejny dzień. Kolejne godziny bez mojej małej blondyneczki. Ciągle byłem obok niej jednak tęskniłem. Ciągle oglądałem tiktoka gdzie miałem pełno editów jej fanów. Niektóre były z samą Vivian a niektóre z naszą dwójką. Zwaliłem. Zwaliłem po całości. Uświadamiałem sobie to za każdym razem gdy widziałem fragmenty live'a ze mną jak ją malowałem.

- Wróć już kochanie proszę... - wyszeptałem łamliwym głosem.

Trzymałem jej rękę którą była tak cholernie zimna. Cały czas siedziałem na cholernie nie wygodnym krześle jednak nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo. Czekałem na dzień aż w końcu się obudzi. I nie ważne co będę musiał zrobić chce siedzieć obok niej cały czas.

Usłyszałem dźwięk mojego telefonu więc spojrzałem na wyświetlacz.

Tata.

- Halo? - Zapytałem wzdychając cicho.

- Ethan gdzie ty do cholery jesteś?! - usłyszałem jego głos w słuchawce.

- W szpitalu - powiedziałem chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.

- Coś ci się stało? - Zapytał zmieniając ton na bardziej zmartwiony.

- Nie to nie mnie. To Vivian. Nie będzie mnie... Nie wiem przez ile - Westchnąłem. - To dość poważne tato. Nie mogę gadać.

- Ethan do cholery nie... - zaczął ale nie usłyszałem jak kończy. Rozłączyłem się odkładając telefon obok siebie. 

- Nie chce cię stracić Vivian- wyszeptałem płacząc. - Tak bardzo nie chce... - powiedziałem całując ją w czoło. - Będzie dobrze obiecuję.

- Cześć Ethan - powiedziała Josie wchodząc do sali z Willem.

- Cześć dzieciaki - powiedziałem z bladym uśmiechem ocierając łzy z policzków. Wstałem podchodząc do nich aby ich przytulić. Oboje mieli przekrwione oczy od płaczu.

- Obudzi się prawda? - Zapytała Josie.

- Oczywiście że tak - powiedziałem wzmacniając uścisk. - Będzie wszystko dobrze. Vivian niedługo się obudzi i będzie dobrze. Obudzi się bo was kocha tak samo bardzo jak wy ją.

- Skoro nas kocha to czemu to zrobiła? - Spytała dziewczynka wycierając łzę z policzka.

- Nie wiem Josie... Żadno z nas nie wie czemu bo nie możemy wejść do jej głowy. Ale Vivian jest silna prawda? Skoro jest silna to da radę i się obudzi.

- Nie chce żeby nas zostawiła - powiedziała a ja lekko się uśmiechnąłem do nich patrząc im w oczy.

- Nie zostawi was. Obiecuję że do was wróci - wyszeptałem widząc ich zaszkolne oczy.

- Ciągle tak mówisz. Wszyscy ciągle tak mówicie - odezwał się w końcu Willie. - Ty, tata... Wszyscy po kolei! - powiedział a łzy zaczęły wypływać z jego oczu.

***

Rozmawianie z dziećmi nie było zdecydowanie moją mocną stroną. Zwłaszcza gdy ciągle płakały i chciały żeby ich starsza siostra w końcu do nich wróciła.

- Kochanie... Długo cię nie ma. Każdy za tobą tęskni. Twoi fani piszą do nas wszystkich z pytaniem co z tobą. Zaczynają się martwić i coraz bardziej tęsknić. Boją się że ich zostawiłaś bez pożegnania - powiedziałem ściskając jej dłoń. - Wczoraj gdy był Willie z Josie uświadomiłem sobie że nie nadaje się do takich rozmów. Przypomniało mi się w tedy to co pisałaś w liście. To że chcesz żebym znalazł inną dziewczynę i założył z nią rodzinę tyle że ja nie potrafię. Chce tylko ciebie. To z tobą będę mieć dzieci. Najpiękniejsze na świecie. Tylko pamiętaj że to ty będziesz przeprowadzać z nimi te ciężkie rozmowy nie ja bo ja się nie nadaje i nie umiem - Zaśmiałem się cicho przez łzy. - Kocham cię Vivian. Wróć już kochanie... To już czas - powiedziałem całując jej rękę.

Popatrzyłem na nią i zobaczyłem coś. Zobaczyłem jak otwiera lekko oczy. Czas się zatrzymał bo mój świat wrócił. Więcej łez wypłynęło z moich oczu gdy wołałem lekarza..

Moja Vivian do mnie wróciła

HEJ TO JA!!! Henrys is back bahahha
a tak serio to sorki za przerwę i taki krótki rozdział ale jak widać JESY DOBRZS więc się nie smutajcie i idźcie spać bo już późno! widzimy się niedługo obiecuję :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro