Rozdział 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W ciągu czterech dni Frank Peterson dotarł do Nepalu. Państwo robiło okropne wrażenie. Wszędzie slumsy, a jak ich nie było, to nic nie było. Było pusto.

Nepal składał się tylko ze slumsów.

Kiedy Frank wolno przejeżdzał przez zapchaną uliczkę, jego auto obległ tabun żebraków, proszących o daninę.

-Panie... Zmiłuj się... Błagam... -Mówili jeden przez drugiego.

-Noż cholera! Nic nie mam! Co najwyżej kopa w dupe! Zostawcie mnie!

-Panie... Błagamy... Cokolwiek...

-W mordę... Masz... -To mówiąc wyjął rewolwer i przestrzelił żebrakowi kolano kulą 6mm.

Wrzask. Wszyscy się rozstąpili w strachu.

-No... Tak lepiej... Nie pluj mi błotem śmierdziuchu... -Mruknął i ruszył przez resztę mista.

TYMCZASEM

-Tato... Skąd wiesz gdzie go szukać?

-Znam go dobrze... Nie ukryje się... Ale mam plan... Bardzo przebiegły. Dwie pieczenie na jednym ogniu.

Jechali terenówką z napędem 4X4 i silnikiem atomowym.

-Musimy uważać... Nie chcę cię znowu stracić...

-Wiem, córuś... Kocham cię...

-Ja ciebie też.

W ciągu godziny byli w Nepalu.

-Co oni tacy zestrachani... -Spytała Marlena Fledder.

-Hej, ty! Czemu się boicie nas jak komorników?!

-Bo... Bo... Nie postrzelicie nas znowu? Był tu taki przed wami, Panie...

-Co?! Kto?

-W aucie, jak wy. Miał okulary i blond włosy... Matko Bosko kochano...

-Dobra... Masz tu za fatygę. -Hans rzucił mu suszony kawałek mięsa.

Żebrak od razu się na niego rzucił i zjadł z zadowoleniem.

Marlena przycisnęła pedał gazu. Jeśli Frank tędy jechał, to musi być niedaleko...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro