Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Brandon Hurt szedł przez stosy trupów. Dosłownie w nich brodził. Ta wojna była jednym z wielu nieudanych pomysłów IV Rzeszy... Tyle strat. Tyle krzywdy. Tyle trupów.

Trzy - czwarte ziemi niemieckiej spustoszone przez natarcie Francuzów i Hiszpanów. Do tego plaga chorób zakaźnych i zaraz, w tym dżuma.

Według wszelkich szacunków, Państwo Niemieckie już nigdy nie będzie tak silne...

Wojna trwała zaledwie kilkanaście dni. Większość Nazistów została wybita wcześniej. Jak? Brandon czuł, że to sprawka zwierzyny, którą tropił od miesiąca.

Hansa Fleddera i Helen Luck.

Hurt zobaczył jakiegoś niedobitka bez ręki i przygniecionego gruzem z wysadzonego bloku.

Podszedł do niego i wbił nóż myśliwski prosto w jego oko. Jęki ustały.

-Hm. Tak lepiej. -Pomyślał, założył maskę przeciwgazową i ruszył dalej spustoszoną ulicą.

TYMCZASEM

Gdyby ktoś jakimś cudem był w Polsce, dokładniej na drodze E40, mógłby obaczyć trzy sylwetki idące właśnie tą drogą w stronę Sosnowca - Miasta Cieni, jak nazwał je pisarz znany ze swoich książek historycznych, August Baynes.

Sylwetki były szczelnie zakryte i nosiły maski z filtrami powietrza. Jedna była chuda i wysoka, nosiła prochowiec i skórzaną torbę. Druga postać była średniego wzrostu, miała długie włosy i smukłą sylwetkę. Trzecia była szeroka i też średniego wzrostu. Nosiła poszarpany mundur wojskowy. Utykała.

Postacie szły tak przez wiele godzin, aż do zmierzchu. Kiedy zrobiło się ciemno i zaczęło padać, jeden z podróżnych wyjął filtr wody i łapał do niego deszczówkę, drugi rozpalił ognisko w opuszczonym domku myśliwskim w gęstym lesie.

Zapadła najciemniejsza noc w ich życiu.

-Więc... Co was właściwie łączy? -Spytała Helen, pijąc deszczówkę.

-Można rzec, że stara przyjaźń... Do czasu. Jego ojciec był wariatem, który chciał "ocalić" Stary Świat, ale wtedy nasz by upadł w odmęty zapomnienia i nicości. Ten dzieciak najpierw postrzelił mojego przełożonego, który w wyniku infekcji zmarł kilka miesięcy później, przez co Nowy Jork przegrał wojnę z Filadelfią i upadł. Wracając, Peterson Junior rozwalił mi nogę i zwiał. Ścigałem go przez cały świat, przy okazji wysadzając pół twarzy, obalając reżimy w Indiach, zwiedzając świat. To była dobra zabawa, o tak! Bardzo dobra... W końcu go zastrzeliłem na pustyni. Tego artefaktu chciał użyć jego ojciec do otworzenia tunelu czasoprzestrzennego, takiego jak w Winden w Niemczech setki lat temu... W pewnyn momencie współpracowaliśmy, było ciekawie, dopuki nie zepchnął mnie ze skarpy...

-HA! Jak dziś to pamiętam! Ale miałeś mine... Dobre to było...

-Ta... Bardzo. Jak zabicie Marleny...

-Wypadek przy pracy... Wiesz, zabiła mi siostrę.

-Nie wiedziała o tym. Wykonywała rozkazy. Ja też. Ale nie chciałem tego. Żałuję. Zaślepiła mnie rządza władzy, którą mógłbym odebrać Alojzemu... Pamiętasz go jeszcze?

-Jasne. Wysadziłeś go granatem.

-Ha! Głupi skurczybyk... Pewnie siedzi w piekle... My już w nim jesteśmy...

-DOBRA! Koniec wspominek... Znacie jakąś inną historię? Ta mnie znudziła... -Ziewnęła dziewczyna.

-Ja znam prawdziwą opowieść. Z "Nowych dziejów Ziemi" Augusta Baynesa. Rozdział o Australii.-powiediał Frank.

-Co? Przecież jej nie ma...

-Właśnie! Posłuchaj...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro