Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Kurwa, kurwa! Jasna cholera! -Darł się Peterson.

Wskaźnik benzyny wskazywał zero litrów.

Frank wyszedł z auta. Kopnął z nienawiścią w zderzak.

-Cholera...

Załamany zaczął przeszukiwać samochód w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby być przydatne.

Znalazł prawo jazdy na nawisko Harry'ego Sparka. Znalazł też dowód osobisty Jonasa Henke. Z dokumentów wynikało, że byli małżeństwem...

Poza tym znalazł jeszcze kilka naboi do kałasznikowa i dwa granaty. Zabrał wszystko, na wszelki wypadek.

Dokumenty denatów postanowił spalić - nie wiadomo było czy pościg Hansa nie natrafił na trupy bamdytów.

Frank rozejrzał się po okolicy.

Zaczął padać lekki deszcz, który przeistoczył się w śnieg.

Robiło się coraz zimniej.

Peterson zaczął iść wzdłuż szosy.

W pewnym momencie natrafił na opuszczoną farmę.

Ciężko wszedł do środka.

Pierwszą rzeczą, która go uderzyła, był smród. Dobywał się z lodówki.

W lodówce było na wpół zjedzone, obdarte ze skóry ciało mężczyzny.

Frank odstawił plecak na podłogę i uwolnił z żołądka falę nieczystości, wypluwając je gdzie popadnie.

Z salonu zdało się słyszeć krzyk.

Peterson wszedł tam ostrożnie.

Na długim zastawionym stole były półmiski, patelnia oraz talerz pełen kości. Nad nim siedział mały chłopczyk. Miał krótko ostrzyżone białe włosy i bladą twarz z piegami.

To on wrzeszczał.

-Nie powinno pana tu być!

-Jak się nazywasz?! Co w lodówce robi ciało?!

-Jestem Mikołaj. Kos. Mikołaj Kos. Kiedy wszystkie krówki nam zdechły, albo już je zjedliśmy, musieliśmy poszukać nowego źródła wyżywienia. Na początku zwabialiśmy podróżnych, ale kiedy już nikt nie chodził tym szlakiem, zajęliśmy się z ojcem matką. Najpierw wycisnęliśmy z niej mleko, potem mięso. Aż do kości... Potem zabiłem tatka, ale on też się już powoli kończy. To on jest w lodówce. I nagle przyszedł pan. Będzie z ciebie dobry gulasz...

Nagle chłopak przeskoczył stół. W ręce trzymał tasak do mięsa.

Peterson zareagował instynktownie. Strzelił szybko z biodra. Trafił oponenta w klatkę piersiową. Mikołaj zwalił się na podłogę.

Frank złapał za patelnię. Siadł okrakiem i zaczął okładać Kosa.

-Ty zwyrolu! Psychopato! Nie zasługujesz na kolejny oddech!

Bił tak długo, aż z czaszki, skóry, włosów i mózgu nie została jedna krwawa bezkrztałna masa.

TYMCZASEM.

-Oddział! Rozdzielić się! Przeszukajcie wszystkie zakamarki. Raz, raz!

Fledder wyjął swój specjalny zegarek.

Tarcza rozświetliła się, zamigotała.

-Rozpoznanie. -Powiedział.

-Bzzz. Rozpoznanie ciał. Harry Spark, Jonas Henke. Martwi.

-Rozpoznanie terenu. -Zakomenderował Fledder.

Z tarczy zegarka wyświetliła się soczewka. Wszystkie ważne ślady były podświetlane na czerwono.

-Sprawdź #1

-Ślady opon. Pickup, rocznik 2236. Czerwony. Zarejestrowany na nazwisko Harry'ego Sparka.

-Mam cię... Oddział! Zbiórka! Za pięć minut wymarsz. Mamy trop!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro