Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W ciągu jednego dnia Frank dotarł do Great Falls, a z tamtąd do granicy z  Kanadą.

Uciekinier z Moulton zdjął gogle, zobaczył bowiem straż graniczną. Machali na niego.

-Stój, ty tam! Dawaj dokumenty! Wyłącz silnik i odejdź od pojazdu!

Frank chwilę się zawachał, potem puścił się pędem w stronę półotwartej bramy.

Przed strażnikami gwałtownie skręcił, wyminął i ocierając się bokiem skutera o stalową bramę tak mocno, że strzeliły iskry, dotarł do Kanady.

Dwa dni później zatrzymał się na obrzeżach Calagary.

Upolował z pomocą włóczni niedźwiedzia. Mięso zjadł łapczywie, A resztę zapakował do plecaka, który zrobił ze skóry zwierzęcia.

Z przejęciem zobaczył, że kończy mu się paliwo. Miał co prawda jeszcze dwa pełne kanistry, ale na ile to starczy?

TYMCZASEM

-Na pewno dobrze idziemy?

-Na pewno. Przecież widzę na radarze, nie? -Odparł Harper, trąc bliznę biegnącą przez cały polik. -Mam lepszy pomysł, niż żebyśmy szli za nim całą gromadą: Wyprzedzę was, potem go przycisnę i poczekam na cię zawiadomię.

-Dobra, dobra... -Odparł ulegając Fledder. -Ale pamiętasz, jak się umawialiśmy?

-Pewnie. Połowa nagrody, nie pobić za mocno... Coś się poradzi. Odezwę się najpóźniej za tydzień, jeśli złapię go szybciej to zadzwonię wcześniej. Niestety połączenia może rwać - słaby sygnał.

-Ruszaj. Nie daj się zabić. I pamiętaj - on jest sprytny. Nie podda się tak łatwo. Tak jak ojciec.

-Ja jestem sprytniejszy. -Odparł Harper z krzywym uśmiechem i zakrył skaleczoną twarz kapturem.

Ruszył w ciemność

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro