Rozdział 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szli nieprzerwanie przez trzy dni przez mroźną Syberię.

Hans zdołał upolować niedźwiedzia, więc z jedzeniem było w porządku, a do picia mieli śniegu pod dostatkiem.

Piątego dnia znaleźli obozowisko bandytów. Jeden z nich oddał strzał ostrzegawczy, a kiedy to nie poskutkowało, użył strzałek usypiających.

Strzelił w szyje.

Obaj mężczyźni zapadli w sen

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ.

-E... Frank? Żyjesz?

-Taa... -Odparł związany.

-Cholera... Co z nami zrobicie?

-Nasz szef sprzeda was na rynku niewolników. Będziecie pracować dla arystokratów itd... -Poinformował łananą angielszczyzną człowiek w kapturze. -Oto i nasz boss.

Do klitki wszedł niski człowieczek w puchówce i czapce uszatce.

Wszyscy żołnierze stanęli ma baczność.

-Hmmm... Będzie z was dobry towar... Alojzy, jak długo na "targowisko"?

-Tydzień drogi z karawaną, panie Josephie...

-GENERALE BROMQUIST, JASNE? Nie jestem jakimś kurwa panem!

-Taakk... Proszę o wybaczenie, generale.

-Dobra, dobra, nie czepiajmy się słowek... A więc tydzień drogi...
Zatem jutro ruszamy.
Śpijcie dobrze, siła roboczo!

W bocznych klatkach dało się słyszeć ciche, niezadowolone pomruki.

-Hej, jesteście nowi? -Spytała jedna z osadzonych.

-Ta. Ja jestem Frank, a to Hans...

-Ja jestem Marlena... Chwila, chwila... PETERSON? FLEDDER? Ja nie mogę... Co robicie tu razem?! Słyszałam o was w Pustelnia News...!

-Można powiedzieć, że współpracujemy dla większego dobra... -Zaczął Hans.

-Dobra! Będę waszą przyjaciółką niedoli. Weźcie się lepiej prześpijcie, jutro, pojutrze, i, i... I później. Czeka nas ciężka przeprawa... Wiem co mówię... Byłam już w takiej sytuacji. Trzeba mieć dużo siły... Wszystko mi opowiecie jutro... Dobranoc.

-Dobranoc. -Odparł Frank.

-Dobranoc. -Mruknął Hans. -Wpadliśmy w gówno po uszy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro