Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Nie, nie i jeszcze raz nie! - krzyczał Nadzorca, Vincent Johnson.

-Ale... - zaczął Frank trzymając atlas z wyrysowaną trasą.

-Nie ma "ale"! Nie i koniec! Twój ojciec uciekł na własne życzenie, teraz jesteś pod opieką Nadzorcy, czyli moją! Nie pozwolę ci wyjść!

Nagle w mieście rozległ się huk. Potem następny. i kolejny.

-Co się tu...- Zaczął Johnson ale wtem do gabinetu wszedł Hans Fledder - przyboczny Naczelnika i najlepszy komandos w Nowym Jorku. 

Fledder był wysokim niebieskookim brunetem. W miejscu prawego oka miał paskudną szramę. Był bardzo silny, jak na komandosa, ale był też piekielnie inteligentny i przebiegły, co czyniło z niego trudnego przeciwnika.

-Szefie Nadzorco, bandyci z Pustkowi przedarli się przez mur, okradają naszych cywili i handlarzy. Niedługo się tu wedrą, do Empire State Building. Proszę uciekać ze mną do bunkra w piwnicach. Szybko!

-Chodź z nami. - rzucił Vincent Petersonowi i wszyscy trzej ruszyli w dół schodów.

Po pięciu minutach marszu w głąb budynku doszli do wielkich, obitych blachą drzwi. W środku było wszystko, co potrzebne jest do przetrwania na Pustkowiach - plecaki z wyposażeniem wojskowym, racje żywnościowe, latarki i małe, podręczne radia, do słuchania niezależnych stacji radiowych i do komunikacji z nimi.

-Tu będziemy bezpieczni. - Zawyrokował Hans.

-Oby... - dorzucił Johnson.

-Nadzorco...- zaczął niepewnie Frank.

-Kurwa! Co ci mówiłem?! - Zawył Nadzorca.

W tym momencie Frank błyskawicznie rzucił się na Fleddera, złapał go za nogę i wybił ją ze stawu. Podniósł pistolet i strzelił do Vincenta. Trafił w brzuch.

-Ty mały gnojku! Zapłacisz za to. - Wycedził Nadzorca.

-Możliwe. - Wzruszył ramionami Peterson i zaczął pakować wielki wojskowy plecak. Spakował filtry wody, apteczkę, wysokokaloryczne racje żywnościowe, latarkę, radio, maskę przeciw gazową i zestaw filtrów do niej oraz swoją mapę z wyrysowanym planem podróży. 

Założył też kaburę z pistoletem automatycznym i rewolwerem z drugiej strony i sporą ilość nabojów do obu gnatów.

-Do zobaczenia nigdy, panie Johnson. - pożegnał się i szybko opuścił schron.

Po chwili Fledder nastawił sobie nogę z jękiem i podał swojemu szefowi środki przeciw bólowe i bandaże.

-Hansie Fledder. Otrzymujesz rozkaz pojmania Franka Petersona za wszelką cenę! Tu już nie chodzi o dezercję i atak na Nadzorcę. Teraz to sprawa osobista. Znajdź go i zabij. Nie może dotrzeć do ojca. Po prostu nie może! Zrozumiałeś?

-Zrozumiałem. - odparł Hans i zaczął pakować swój plecak, lekko utykając.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro