Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- GDZIEŚ TY BYŁ, DO KURWY NĘDZY!!?? MY TU SIĘ ZAMARTWIAMY, OPŁAKUJEMY BRATA, A TY? CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ? - Zawył Harold, zdejmując pas. - CHODŹ TU! DOSTANIESZ NAUCZKĘ!

- Nie czas na to! Nie tu i teraz! Mamy ważniejsze sprawy... - Powiedział Andrew, przytrzymując rękę ojca.

-W sumie, nie będę tracił czasu na gadanie do kogoś, kto nie umie sobie zawiązać butów... -Splunął Harold i zasiadł za stołem.- Więc? Wniesiesz coś do naszej dyskusji, synu?

-Tak. Marchia zaatakuje nasz klub w północnej części miasta. Mam wtyki u dilerów. - skłamał Fergus.

-A to ci dopiero... Podniósł brwi Andrew. - no, no, no... Biorę chłopaków i ruszamy.

-Nie tak szybko. -Szczeknął Boss Familii i zwrócił się do Fergusa. - byle gnojowi nie podaje się takiej wiedzy. Skąd to wiesz? Gdzie się włóczysz całe dnie, hę? 

-Ja... no... - Zaczął kręcić Fergus.

-Nie ważne! Mamy namiary, to wystarczy! Ja akurat ufam bratu, więc zdam się na niego!-powiedział Andrew.

-Dobra... Jeszcze wrócimy do tej rozmowy... - mruknął Harold. - bierz chłopaków, Andrew. Potem zdasz mi raport...

WIECZOREM

Fraubert przeszukał zwłoki Maksyma McTurka. Znalazł głębokie rozcięcie na lewej skroni, rana śmierdziała alkoholem. Do tego z wgłębienia w czaszce wyjął spory kawałek szkła, Zapewne pochodzący z butelki trunku. Na wewnętrznej stronie kawałka były inicjały marki - T.I.

To mógł być trop. Wiedział, że jedyną osobą w posiadłości, która piła taki sikacz jak wódka od Toma Idaho, był najmłodszy syn, wiecznie zamknięty w piwnicy...

Henrik postanowił go odwiedzić i upewnić się, że ma rację.

W dusznym, zadymionym pokoju nie było nikogo. Tylko rozpalony kominek, poplamiony stół, kilka uszczerbionych szklanek i butelka wódki.

Mężczyzna porównał inicjały na butelkach. Były takie same...

Nagle drzwi skrzypnęły. Stał w nich Fergus. Miał dziki wzrok, rozpiętą, przepoconą koszulę i drżące nogi. W ręce trzymał tasak.

-Hejka, Fergus. Wytłumaczysz mi to? - spytał niewzruszony Fraubert.

-Trzeba było to zostawić... Nie drążyć dalej... A teraz mam kłopoty przez ciebie i twoją głupią diagnozę... Ale... Nie ja cię osądzę... Zrobi to Szatan! - W tym momencie Fergus McTurk doskoczył do skamieniałego oponenta i odrąbał mu rękę. Potem kolejną. Następnie zajął się nogami. 

Kiedy z obficie krwawiącego Henrika został sam kadłubek, Fergus wrzucił go do kominka. Włączył radio, aby nie był słychać opętańczych wrzasków...

Kiedy krzyki ucichły, McTurk posprzątał krew, użyte do tego szmaty spalił. To samo zrobił z kończynami Henrika Frauberta.

Nikt się nie dowie.

NIKT

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro