Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Człowiek w surducie siedział przy biurku pełnym papierów. Była tam mapa Wielkiej Brytanii oraz wykres drzewa genealogicznego rodziny McTurków.

Męzczyznę za stołem z zamyślenia wyrwało pukanie do drzwi.

-Wejść.

Do pokoju wszedł nierównym krokiem, podpierając się na kuli, brunet.

Lewą połowę twarzy miał okropnie poranioną. Nosił wystrzępony mundur.

-A, Hans! Witaj.

-Dzień dobry, Pines. Co tam dla mnie masz?

-To będzie ciekawa robota... Musimy zniszczyć Rebeliantów i McTurków, poza najmłodszym, on będzie naszym wspólnikiem w interesach, kiedy to wszystko się skończy. Co do McTurków, to już raz ich wykiwałem. Część moich ludzi przebrałem w mundury ludzi Millarta. Wybili wszystkich sługusów Andrew McTurka... Teraz skoczą sobie do gardeł, aż się patrzy...

-A co ja mam z tym wspólnego?

-Tutaj wkraczasz ty. Zostaniesz Postrachem Anglii, Kubą Rozprówaczem, Śmiercią! Krótko mówiąc, zamordujesz kilku ludzi Marty'ego, albo nawet kogoś z Rodziny... Ciała ozdobisz jakimś charakterystycznym znakiem, czy coś... Mają się ciebie bać. Rebelianci i Familia, zaprzątnięci tym wszystkim, nie zobaczą naszego ruchu. Kiedy będą się bić, swoimi resztkami sił, MY ich wykończymy. Jeśli nasza misja się powiedzie, dostanę własną frakcję, a ty zostaniesz moją prawą ręką.

-Dobry pomysł... No! To biorę się do roboty! -Zatarł ręce Fledder i pokuśtykał w stronę wyjścia.

-Hej, Hans.

-Hmm... Co?

-Nie zawal... Bo obaj będziemy martwi...

-Jasna sprawa... W końcu jestem profesjonalistą, nie? Zabiłem Petersonów i wielu innych. Niczego się nie boję.

-Dobrze... Powodzenia.

Kiedy Łowca wyszedł, Pines ciężko opadł na fotel.

W głębi ducha, bał się.

Co jeśli się nie uda?

Wtedy to naprawdę będzie jego koniec...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro