Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy Fergus zszedł do jadalni, zamiast jedzenia zastał grupę ludzi ładujących pistolety, snajperki, karabiny, chowających granaty, miny, noże i inne środki masowego czy indywidualnego rażenia. 

Odszukał wzrokiem ojca. Harold siedział i popijał whiskey, patrząc na swoich ludzi.

-Ojcze, co się dzieje?

-To nasza ostatnia wojna. Wygramy, czy przegramy, mało mnie to obchodzi. Chcę tylko zakończyć wszystkie sprawy, nim zdechnę jak pies, którego wczoraj rozjechałem... Maksym nie żyje, Susanne nie żyje, Martha też nie żyje. Został mi tylko Andrew i ty... Jakby to była pociecha... Bóg mnie pokarał, więc przed Bogiem stanę. Dziś wieczorem ruszamy na północny Londyn, znajdziemy Rebeliantów, potem zajmiemy się Marchią. Nic mnie nie zatrzyma. NIC. ty, Fergus, pójdziesz w pierwszej linii, całą operacją pokieruje Andrew. Ja zostanę tu i będę informowany na bieżąco o przebiegu sytuacji. Jasne?

-Jak słońce. - Mruknął Fergus i poczłapał do swojego pokoju.

Ale nie wszedł do niego. Zamiast tego chyłkiem przebiegł przez werandę i klucząc wśród krzaków przemknął w stronę miasta.

Szukał wzrokiem czarnej limuzyny, gdy nagle samochód zatrzymał się z piskiem opon koło niego. 

-Masz mi coś do powiedzenia? - Spytał Carl, kiedy gość usiadł na przeciw niego.

- Tak... Wieczorem ruszamy, w sensie moja rodzina rusza do północnego Londynu, żeby zniszczyć Millarta. 

-Hmmm... Ciekawe. Raczej ich nie odciągniesz od tego pomysłu... Mam pomysł. Nie możecie toczyć wojny na środku ulicy w otoczeniu domów mieszkalnych. Podam Marty'emu cynk, żeby to on wpadł do was. A tymczasem wyślę część moich ludzi do ich kryjówek, a resztę też do was, pod dom. Kiedy walka rozgorzeje, wkraczamy my, Florysta zabije Millarta, potem podstępem zabijesz resztę swojej Familii. Na koniec trzeba będzie podporządkować resztę żołnierzy, ale to już pójdzie łatwo... - Rozmyślał Pines. - Dzięki, dobrze się spisałeś. Teraz wracaj do domu i czekaj na wieczór. Ja podłożę cynk Marty'emu i sam przygotuję ludzi. Do zobaczenia zatem.

-Do zobaczenia.


Gdy gwiazdy będą w odpowiednim zgrupowaniu, będą działały razem i osobno, w dalekich krajach może dojść do cudów, i do okropieństw. Ale coś się wydarzy, zachwieje się bariera grawitacyjna Ziemi i ktoś się przebudzi. Z głębokiego snu, z którego nigdy nie powinien się wybudzić. Ruszy drogą zemsty i krwi, poleją się łzy, nastanie czas dziwów. To już się dzieje, na Bliskim Wschodzie, w Arabii, w Afryce. W Egipcie. Coś się stanie. Dobre, złe, nie wiem. Ale zachwieje to materialny i cykliczny porządek, a tego byście nie chcieli, śmiertelnicy. Oj nie... Nie chcielibyście...

Przepowiednia Omonji Kurgu, Prorokini z Tybetu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro