Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hans siedział między ludźmi w takich samych mundurach. Patrzył na nich bez emocji. Gardził nimi. Gardził sobą... Ale co miał zrobić? Skazać siebie i Helen na śmierć z rąk Nazistów? Nie.

Więc siedział w wojskowym mundurze z naszywką swastyki i myślał, jak stąd zwiać.

Wtem do sali wszedł Führer. Gerhard Kohler. Średniego wzrostu, z fryzurą i wąsem identycznym jak Hitler. Był tylko starszy, miał około osiemdziesięciu lat, mimo to kiedy się zezłościł, był w stanie zabić człowieka gołymi rękoma.

-Shhhmmmppf. Więc to ten nowy? Powinniśmy cię od razu zabić, ale Ulrich mówił, że się przydasz... - Smarknął Wódz. - Dobra, zaczynamy.

Wszyscy usiedli. Hans był zadowolony, że nikt nie zobaczył jego zasadzki. Tej samej, którą próbował załatwić Fergusa McTurka... Ale wiedział, że teraz się uda. W jednej ręce miał detonator, w drugiej, obandażowanej, pistolet.

Czekał na odpowiedni moment. I nacisnął przycisk. 

Bomba wybuchła Kohlerowi prosto w twarz, wysadziła połowę drewnianego stołu i zewnętrzną ścianę. Fledder wstał i zastrzelił kilku oficerów. Z Wodza nie było co zbierać... Ale nigdzie nie mógł znaleźć Hessa. Postanowił go zignorować i wyskoczył przez zburzoną ścianę z drugiego piętra. Upadł na przejeżdżający samochód. Kierowcę zgniótł dach, ale Fledder był cały. Z nienawiścią oderwał opaskę ze swastyką i rzucił ją na ziemię. Pognał ulicą w stronę siedziby Gestapo, ale wtedy cały budynek zniknął pod gruzami. 

Ziemia zaczęła się trząść, w dodatku Hans spostrzegł wojsko Francuskie, które z odwagą, mimo kataklizmu, parło na przód, zabijając każdego, kto się napatoczył, żołnierz, czy cywil. Zobaczył też, że spod gruzów gramoli się kilku ludzi, maił więc nadzieję, że dziewczyna się uratowała.

Nagle do natarcia ruszyło wojsko niemieckie wraz z czołgami i ciężką artylerią.

Zapanował kompletny chaos. Wtem zobaczył Helen Luck. Razem z Hessem, który celował jej w głowę.

-MYŚLAŁEM, ŻE BĘDZIESZ GRZECZNY! ALE TY ZAWSZE SPRAWIASZ PROBLEMY... ZAWSZE! TERAZ ZA TO ZAPŁACISZ!

Już miał strzelić do dziewczyny, ale Hans był szybszy. Oficer dostał w ramię i szyję. Padł na bruk a z ust lała mu się krew. 

-Umrzecie... Brandon Hurt was dopadnie... Jest niedaleko... Tak an prawdę mieliśmy was tu przytrzymać i odebrać za was niemałą nagrodę... Kurwa... Teraz na prawdę jesteście trupami...

-Och zamknij mordę. -Powiedział Fledder i pod kuśtykał do leżącego i strzelił mu w czoło.

Krew obryzgała mu twarz. Skrzywił się i odwrócił się do Helen. Była przerażona.

-Chodź, wiem gdzie mają garaże. Chyba jeszcze ich nie wysadzili... Tam coś znajdziemy... -Powiedział cicho Hans, a ona tylko przytaknęła. Ruszyli przez pogorzelisko, krew i trupy.

Po kilku minutach dotarli do wielkiego magazynu, gdzie były tez garaże. Był tam między innymi prywatny "wóz"Gerharda - latający. Miał cztery silniki i miał tryb autopilota.

-Weźmy ten, będzie szybciej. - Wydukała Luck i wsiadła na miejsce pasażera.

-Jak chcesz...

Z niesamowitą szybkością polecieli do góry. Przez okna widzieli tylko dym i śmierć, więc tam nie patrzyli.

Lecieli tak przez godzinę, aż znaleźli się nad Wrocławiem. nagle Fledder zobaczył inny "Niezidentyfikowany pojazd latający" i próbował zwolnić. Bezskutecznie. Maszyny się zderzyły i opadły w głąb Miasta Cieni...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro