Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły trzy dni. Nastał dzień wielkiego bankietu na Kremlu.

Wrogowie Aleksego Deera wykorzystali tą sytuację. Przekupili strażników i wtopili się w tłum...

Helen zeszła po schodach. Miała na sobie czerwoną suknię i buty na obcasie. Dostrzegła Hansa. Chodził już bez kuli i wyglądał też nie najgorzej. Nosił skrojony frak.

-Hej. -Przywitał się zachrypniętym głosem. -Chyba się przeziębiłem, bo gardło mnie boli...

-Taaa. A nie ma to przypadkiem nic wspólnego z wczorajszym piciem spirytusu z Aleksym? Hm?

-Nieeee.... -Roześmiał się.

Wtem podszedł do nich Frank.
Ten też miał frak, ale zamiast muszki nosił czerwony krawat.

-Bądźcie czujni... Roi się tu od bandytów.

-Spokojna twoja rozczochrana... -Powiedział Hans.

Nagle podszedł do nich Aleksy.

-Jak się bawicie?

-Dobrze... -Odparł Peterson i łyknął spirytusu, który nalewało się z misy, niczym poncz. -Mocne ścierwo...

-Wiadomo. -Poparł go Hans.

Kiedy wszyscy zasiedli przy długim stole, (Helen, Hans, Frank i Aleksy u czczytu) gospodars wstał i wzniósł kielich pełny wina.

-Witam wszystkich tu zebranych! Znacie mnie... Zbudowałem imperium, jestem bogaczem i trzymam w garści całą Europę Wschodnią! Wielu z was pamięta jeszcze niepozorną grupę złodziei z Rossendaru! DEERÓW! Dwuch! Jeden bez drugiego nie istniał... Niestety podczas naszego ostatniego skoku, coś się stało i straciłem brata z oczu na okres tych wszystkich lat... Ale znalazłem go kilka dni temu i teraz oficjalnie go przedstawię! Proszę państwa, to Nikodem Deer!

Hans skrzywił się trochę na dźwięk swojego starego imienia, ale wstał i uściskał brata. Wszyscy podnieśli szklanki i wypili. Poza jedną osobą. Był nią Dmitri Turrof, doradca Aleksego, który siedział obok Fleddera. Zamiast pić, wyciągnął rewolwer i strzelił pijącemu prosto w głowę.

Hans Fledder padł bez życia na podłogę, brudząc nieskazitelnie biały dywan krwią i kawałkami mózgu.

Wszyscy zamarli.

Dmitri strzelił jeszcze do Aleksego, którego trafił prosto w pierś. Drugi brat zwalił się pod stół.

Nagle wszyscy zaczęli do siebie strzelać. Frank pociągnął łkającą Helen przez korytarz, w stronę ich prywatnych apartamentów, w których mieszkali na czas gościny Aleksego.

Frank błyskawicznie się przebrał i czekał na Helen, która zdjęła suknił i ubrała kurtkę. Nagle drzwi wyleciały z zawiasów i wpadł przez nie Dmitri. Helen błuskawicznie zrobiła unik i z nienawiścią uderzyła Turrofa w plecy, wybijając jeden z krągów.

-BLADŹ! -Zaklął sparaliżowany rosjanin. Ale Luck jeszcze nie skończyła. Zdjęła jedeną ze szpilek i wbiła w oko leżącgo mężczyzny. Potem założyła swoje stare buty i się rozpłakała.

Frank przypadł do niej i przytulił, sam też ledwo powstrzymywał płacz.

-Chodź... Musimy iść... -Powiedział cicho i pociągnął przez pokók, zabierając przy okazji pistolet skałkowy Hansa. Przed wyjściem spojrzał jeszcze na kulę pozostawioną pod ścianą. Szybko zszedł po schodach i zastrzlił pierwszego draba, jakiego zobaczył.

Załadowal następną kulę i zabił jeszcze jednego. Ten jednak wytrzymał strzał, więc Frank zdzielił go ołowianą kolbą. I jeszcze raz. I kolejny. Tak długo, aż pistolet nie stał się śliski od krwi i kawałkow mózgu. Następnie z bezsilnością wyrzucił pistolet przez okno.

-NIEEEEEEEEEEE! - Zawył Peterson bijąc pięściami ścianę.

-Przestań... Proszę. Musimy uciekać...

Wolno zeszli do holu i zobaczyli płomienie trawiące salę bankietową, więc wyskoczyli przez okno wychodzące na ogród. Gnali przez park tak długo, aż blask płomieni z Kremla zniknął za horyzontem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro