Rozdział 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Frank i Helen doszli do miejscowości Tasqala. Było tam tylko kilka domów na krzyż, nic specjalnego. Ale podróżni byli tak zmęczeni, że zapukali do pierwszych lepszych drzwi.

-Kto tam, czego tu chce? - Spytał gruby głos.

-My... Moglibyśmy spędzić u pana noc? Jesteśmy zmęczeni po podróży, a nie znamy za bardzo topografii miasta... - Zaczął Frank.

-Hmmm... Macie jakiś alkohol? Od dawna nic nie piłem z procentami...

Peterson wyjął buteleczkę spirytusu, którą zabrał z baru w Ozinkach i przystawił do wizjera.

-Dobra, wchodzić...

Chałupa była ciasna. Jeden mały stoliczek, dwa krzesła, jakaś lampa z dynamo oraz brudny materac.

Blondnyn przekazał flaszkę siwemu gospodarzowi, który zaczął zachłannie pić.

-Hmm... Khe, możecie spać w piwnicy... jest tam jakieś stare łóżko... Tylko cicho być, bo lubię spać...

-Dobrze, dziękuję panu. - Odparł Frank i pociągnął Helen do piwnicy.

Od razu legł na łóżko i zasnął. Helen nasłuchiwała bardzo długo. Około piątej rano dało się słyszeć natarczywe pukanie do drzwi.

-Jaśko...! Hej! JASIEŃKU, MORDO TY MOJA, GDZIE CIĘ POWIAŁO? MAM FLASZKĘ DO ROZPICIA, A DO DOMU JEJ NIE BĘDĘ TARGAŁ... HEJ! -Krzyczał ktoś na zewnątrz.

Helen niechętnie wyszła na górę obudzić gospodarza. Znalazła go martwego przy stole. Obok niego stała flaszka, którą od nich dostał poprzedniego wieczoru. 

-Cholera... - Syknęła Helen. - Alkohol z nieznanego źródła... Zapadł w śpiączkę i przywalił głową w blat...

Wtem drzwi się otworzyły i wpadł niski, łysy człowieczek trzymający flakon z bimbrem. Chwilę patrzył nierozumiejącym wzrokiem.

-Ty... TO TYŚ JEST TA KURWA, KTÓRĄ JASIEK TAK KOCHAŁ, A KTÓRA GO ZDRADZIŁA! WSZYSTKO MI POWIEDZIAŁ... TERAZ GO ZABIŁAŚ, ABU PRZEJĄĆ JEGO MAJĄTEK?! TY SUKO... ON BYŁ DOBRĄ MORDĄ DO PICIA... TERAZ BĘDĘ PIĆ SAM, JAK JAKIŚ ALKOHOLIK... ZNISZCZYŁAŚ MI ŻYCIE! -Ryknął mężczyzna i rzucił się w kierunku Helen wymachując flaszką. Dziewczyna złapała pustą butelkę leżącą przy zmarłym Janie i rozbiła ją o głowę pijaka, który tylko się zachwiał na ten manewr z jej strony. -TRZEBA CZEGOŚ WIĘCEJ, BY ZMIEŚĆ KUBĘ TYLMANKA NA PODŁOGĘ.

Dziewczyna wbiła więc zaostrzony koniec rozbitej butelki brzuch Kuby, który wyrzucił flaszkę bimbru w górę. Flakon rozbił się o ziemię i cała cuchnąca zawartość rozpłynęła się po izbie.

Kuba ostatkiem sił wyciągnął zapalniczkę

-GIŃ, SUKO. -Krzyknął i rzucił zapalniczkę w sam środek kałuży, która zapłonęła żywym ogniem.

Wtem z piwnicy wygramolił się Frank i oniemiał. Na stole leżał martwy gospodarz, koło niego jakiś łysol, pół pokoju się paliło, a Helen ciągnęła go za rękę w stronę drzwi.

-Co się tam stało... - Wymamrotał wciąż zaspany Peterson.

-Nasz gospodarz przedawkował procenty, a ten łysy wpadł tu i chciał mnie zabić... - Powiedziała zgodnie z prawdą Helen.

-No nie... -Westchnął Frank. -Czy my nie możemy pójść spać do jakiegoś domu bez zabijania wszystkich jak leci i palenia ich włości...?

-Chyba nie.

nagle ktoś krzyknął. To lokalni mieszkańcy, zbudzeni wrzawą i trzaskiem płonącego domu.

-WY! OBCY! ZABILI JANKA I KAROLKA! NASZYCH CZEMPIONÓW PICIA! KOGO TERAZ WYŚLEMY NA ZAWODY DO MOSKWY?! CO?! REPUTACJA NASZEGO MIASTA LEGŁA W GRUZACH PRZEZ NICH! WIECIE, CO Z NIMI ZROBIĆ?! -Krzyczała jakaś stara kobieta, która stała na czele rozgniewanego tłumu, który ruszył na ocalałych z pożaru.

-JA PIERDOLE! MAJĄ WIDŁY! SPADAMY! -Ryknął Frank i pognał pustą szosą, ciągnąc Helen za sobą.

Po kilkunastu minutach ucieczki, skryli się w jakimś rowie i przeczekali kilka kolejnych minut. Kiedy upewnili się, że jest bezpiecznie, wyszli z ukrycia i szybkim krokiem dotarli do Uralska. Jednak tym razem, nauczeni doświadczaniem, przemknęli pod murami miasta niepostrzeżenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro