Rozdział 41

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jakiś człowiek podszedł do Hansa. Miał długą brązową brodę i czapkę uszatkę.

-Szefie, mamy jednego ocalałego z tych, co bili pańskich przyjaciół.

-dzięki, Sebastian. Przyprowadź go.

Sebastian Moran przywlókł na środek kręgu utworzonego z czterech samochodów roztrzęsionego chłopaka.

-Ty. Wiesz, co mi zrobiłeś? Naprzykrzałeś się moim znajomym, więc naprzykrzałeś się też mi. A wiesz, co dzieje się z ludźmi, którzy mi przeszkadzają?

-N... Nie... Panie... Ja przepraszam...

-No właśnie... Teraz błagasz o litość, jak robak w błocie... - Fledder podniósł łom i zamachnął się kilka razy.

Metalowe narzędzie złamało leżącemu kilka żeber i rękę. Rozległy się jęki.

-Och, daj spokój! Jeszcze żyjesz?! -Spytał gniewnie Czarnobrody i wyjął zza pazuchy nóż sprężynowy i poderżnął więźniowi gardło. Następnie wytarł ostrze o szmatę, którą zabrał z kieszeni leżącego przed nim rzężącego chłopaka i podszedł do oddalonych o kilka metrów Franka i Helen, którzy patrzyli na niego wytrzeszczonymi oczyma.

-co? - Spytał Hans.

-Nic... Zmieniłeś się. -Powiedział Peterson. - Dawniej taki nie byłeś.

-człowiek się uczy całe życie. Członków Karawany Czarnobrodego znam od dawna, ale przyłączył się trochę nowego mięsa. Muszą się nauczyć zasad i szacunku do szefa. - Oznajmił Fledder po czym krzyknął na swoją grupę, której część została przy wozach, a reszta poszła rabować osadę. -Rano wyjeżdżamy! Ruszamy do Tybetu, i niech ktoś mi piśnie słówko, że nie, to powieszę za jaja, wyłupię oczy i wepchnę mu je do gardła!

Uzbrojeni ludzie powoli pokiwali głowami i wrócili do poprzednich zajęć.

-Więc... jakim pierdolonym cudem jeszcze stoisz na nogach, mimo oberwania w głowę z pół metra? -Spytał zaciekawiony Frank.

-To był sprytny ruch. W nocy przed bankietem, Aleksy powiedział mi, że specjalnie rozgłosił wieść o imprezie, żeby zorganizowano na niego zamach. Byłby to dobry pretekst do rozpoczęcia wojny gangów i zniszczenia raz na zawsze wszystkich jego konkurentów. Postanowiliśmy, że zamienimy się ubraniami, tak żeby nikt nas nie odróżnił. Ponadto mieliśmy specjalne maski wykonane ze skanów naszych twarzy. W piwnicy była taka maszyna skanująca, coś w stylu drukarki 3D, ale z gumy i z możliwością skanowania obiektów. Jednak opłaca się być szefem mafii, chociażby dla takich gadżetów... Ja miałem zagadywać gości i udawać dobrego gospodarza, a Aleksy rozglądał się po sali w poszukiwaniu szpiegów, którzy mogli czyhać na "moje" życie. Każdy z nas miał kamizelki kuloodporne, więc nawet z bliska strzał w pierś mało co robił. Co innego w głowę. Tego żeśmy nie przewidzieli. Kiedy Dmitrij do mnie strzelił, upadłem i walnąłem głową o krzesło, przez co straciłem przytomność. Kiedy się obudziłem, cały Kreml stał w płomieniach, a was nigdzie nie było. Ponad to zobaczyłem, że zabraliście swoje rzeczy z pokoju. Szybko zwołałem Sebastiana i innych starych druhów i wyjawiłem cały plan oraz kazałem znaleźć i przyprowadzić jedynego konkurenta Aleksego, Saszę Putina. Następnie publicznie na tle płonącego dwory wepchnąłem mu odciętą rękę do gardła tak, że biedak się udusił. Potem postanowiłem ruszać waszym śladem, ale nie sam. Ruszyła za mną moja stara banda, jeszcze z '39. Załadowaliśmy większość broni do ciężarówki, zabraliśmy parę samochodów osobowych i pojechaliśmy. Po drodze dołączyła się grupka włóczykijów, postanowiłem ich przygarnąć i sprawdzić ich możliwości. Kilka dni później znalazłem wasze ślady w postaci zawalonego mostu w Saratowie, który według moich informatorów stał cały jeszcze kilkanaście godzin temu oraz ogłuszonego barmana z przebitą dłonią . Na koniec spalony dom w Tasqali. I oto, jak was znalazłem.

-A..acha... -Powwdziała skonfundowana Helen. -A nie mogłeś nam powoedzieć o tym planie?

-Nie bardzo. Mój brat bał się zdrady z waszej strony, bo nie znał was za dobrze i dla bezpieczeństwa całej operacji zabronił mi o tym mówić.

-No doobra... -Ziewnął Frank. -Możemy pójść gdzieś spać..? Gdzie na ogół śpią twoi ludzie?

-Część w osobówkach, ale mamy jeszcze wolny kamper. Mogę tam z wami mieszkać, jak chcecie.

-Okej. -Mruknął śpiący Peterson i od razu rzucił się na łóżko, które było w kamperze i zasnął kamiennym snem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro