||T. Zajc|| Forgive me, friend [2/2]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

And I guess that we don't need to be falling apart
But you will always have a special place in my heart
I never wanted this to end...

Oczywiście, że próbowałem jakoś załagodzić tę sytuację. Przecież nie chodziło mi o to, żebyśmy byli skłóceni. Ale nie potrafiłem otwarcie z nim o tym porozmawiać, a wszelkie podchody z mojej strony były nieskuteczne. Albo odpowiadał półsłówkami, albo w ogóle się nie odzywał i udawał, że nie istnieję. Jednocześnie przy pozostałych zachowywał się całkowicie normalnie. Śmiał się, żartował, wygłupiał, zupełnie jakby to, że nasza znajomość się rozpadła, też nie miało dla niego znaczenia. To bolało.

Dlatego odpuściłem i zrezygnowałem z prób kontaktu, ignorując go tak, jak on ignorował mnie. W ten sposób spędziłem całą podróż powrotną i te kilka dni przerwy, które mieliśmy przed wylotem do Oslo. 

- Musisz być taki ponury? - poczułem na sobie pretensjonalne spojrzenie Leny i momentalnie wymusiłem na sobie uśmiech, chwytając ją za dłoń.

- Nie jestem ponury.

- Przecież widzę - mruknęła. - Co z tobą?

- Nie wiem - przyznałem zgodnie z prawdą. - Chyba już jestem zmęczony tym sezonem...

Zacząłem opowiadać o swoich przemyśleniach, zmartwieniach, osiągniętych krokach w przód i w tył, i przez cały czas tłumiłem w sobie wrażenie, że mówię do ściany. Lena, podczas mojego monologu, wpatrywała się w okno kawiarni, w której siedzieliśmy, uważnie obserwując ruch uliczny. I wydawało mi się, że to jest dla niej znacznie ciekawsze zajęcie, niż słuchanie mnie.

- I... Nie wiem po co ci o tym mówię, skoro i tak cię to nie obchodzi - mruknąłem, odwracając od niej wzrok.

- Obchodzi - odparła, wciąż intensywnie wpatrując się w przejeżdżające samochody. - Problem w tym, że... Chyba nie tak bardzo, jak powinno.

Zmarszczyłem brwi, próbując zinterpretować spojrzenie, jakim mnie obdarzyła. Wszelkie podejrzenia, jakie pojawiły się w mojej głowie, były zbyt bolesne lub zbyt nieprawdopodobne, toteż nie brałem ich na poważnie. Mimo wszystko, coraz trudniejszy do zniesienia natłok myśli nie pozwolił mi cierpliwie poczekać na dalszy rozwój sytuacji.

- Do czego zmierzasz? - spytałem podejrzliwie.

- Zależy mi na tobie - powiedziała szybko, prawdopodobnie tylko po to, żeby mnie uspokoić. - Zależy mi na twoich sukcesach, na twoim szczęściu i tak dalej. Tylko, że w tym wszystkim już od jakiegoś czasu nie ma z mojej strony żadnego większego uczucia. Chyba po prostu stałeś się dla mnie nikim więcej, a przyjacielem.

Wyraz zdziwienia, jaki prawdopodobnie malował się w tym momencie na mojej twarzy, zdecydowanie nie był reakcją, jakiej oczekiwała. W lekkiej panice próbowała załagodzić tę sytuację.

- Przepraszam, że mówię ci o tym teraz, kiedy przed tobą są te najważniejsze konkursy, ale za bardzo cię szanuję, żeby cię okłamywać.

Przez sekundę, może dwie, wpatrywałem się w nią, całkowicie zszokowany, z gasnącą, a jednak wciąż istniejącą nadzieją na to, że żartuje. Gdy dotarło do mnie, że Lena naprawdę właśnie ze mną zerwała, potrafiłem jedynie wyksztusić z siebie pełne wyrzutu i pretensji "aha", po czym wstać, zostawić pieniądze na rachunek i wyjść z tej cholernej kawiarni.

Zdecydowanie nie było to najdojrzalsze zachowanie z mojej strony, jednak wolałem już postąpić w ten sposób i zachować jakieś minimum godności, niż błagać ją na kolanach, by zmieniła zdanie, czemu z resztą byłem bliski. Łzy wstrzymywane przez całą drogę powrotną do domu, uwolniłem dopiero po wejściu do swojego pokoju. Opadłem na łóżko i rozryczałem się jak dziecko. Ale nie z powodu serca które, choć bez wątpienia złamane, nie było w całkowitej rozsypce. Bardziej niż rozstanie z dziewczyną, bolały mnie konsekwencje jej postępowania. Tłumaczyła się szczerością i mówiła, że jej zależy, podczas gdy w rzeczywistości zadała mi cios w najgorszym możliwym momencie, doskonale o tym wiedząc. Raw Air wymagał bycia w pełni sił i całkowitej koncentracji. Przejaw jakiejkolwiek słabości, oznaczał porażkę. Co więcej, z jej powodu straciłem jedyną osobę, która mogłaby mi jakoś pomóc przez to przejść. 

***

A jednak czekałem na ten wylot do Norwegii. Chciałem wyrwać się z codzienności, w której miałem zdecydowanie zbyt wiele czasu na myślenie o tym wszystkim. Zgrupowanie, treningi i bardzo napięty terminarz zawodów, były dla mnie szansą na psychiczny odpoczynek, kosztem sił fizycznych. I nawet nie było to dla mnie żadne poświęcenie. 

Niestety już nawet w kadrze, niewiele rzeczy działo się na moją korzyść. Przede wszystkim pojawienie się Domena Prevca, nie oznaczało dla mnie niczego dobrego. Podobny wiek i osiągnięcia sprawiał, że byliśmy kimś na zasadzie naturalnych rywali w grupie. Z tą różnicą, że on miał w tej walce wsparcie Petera, a ja... 

Ja mogłem jedynie spoglądać w stronę Anže, z nadzieją, że wyczyta z mojego spojrzenia jak bardzo jest mi potrzebny. Z nikim nie miałem tak dobrego kontaktu jak z nim. Z nikim się tak nie rozumiałem, nikt nie potrafił mnie tak motywować i niczyja obojętność nie była dla mnie tak trudna do zniesienia.

Postanowiłem z nim porozmawiać, przeprosić, wyjaśnić wszystko i postarać się, żeby nasze relacje wróciły do stanu sprzed Mistrzostw Świata. Ale nie chciałem tego robić przy całej naszej kadrze i sztabie, zwłaszcza że wiele argumentów, spośród tych, które sobie przygotowałem, dotyczyło ostatnich wydarzeń w moim życiu. Nie każdy musiał o tym wiedzieć. Wolałem poczekać, aż już znajdziemy się w naszym pokoju, rozpakujemy i będziemy mieli chwilę spokoju i odpoczynku po podróży. Nie spodziewałem się, że moje plany zostaną tak szybko pokrzyżowane.

- Peter i Anže Semenič mają osobne pokoje, Domen z Žigą, a Anže Lanišek...

- Ja chcę z nim - Anže stanowczo wtrącił się w decyzję naszego trenera, wskazując na swojego wyższego imiennika.

Trener nie miał nic przeciwko, Semenič tym bardziej. Nawet cieszył się z towarzystwa, natomiast mnie całkowicie zamurowało. Chciałem zaprotestować, jakoś zawalczyć o swoje, ale byłem w stanie jedynie otworzyć usta i po chwili je zamknąć, z rezygnacją spuszczając wzrok. Wziąłem klucze do swojego, osobnego pokoju i wolnym krokiem udałem się w jego kierunku, ignorując zaskoczone spojrzenia pozostałych.

W środku rzuciłem torbę na wolne łóżko i usiadłem na tym znajdującym się bliżej okna. Przynajmniej tyle miałem z tej głupiej kłótni. Przeczesałem dłońmi włosy, po czym położyłem się na materacu, tonąc we własnych myślach i wszystkich negatywnych emocjach, które mną zawładnęły. 

Po bardzo długim czasie podniosłem się z powrotem do pozycji siedzącej, mając w głowie już tylko jedną myśl, którą starałem się przekuć z luźnego pomysłu na nastawienie.

Jestem lepszy niż on. Lepszy niż oni wszyscy. I udowodnię im to. 

'Cause I fell in the hole, in the hole, in the hole
My heart was turning cold, turning cold, turning cold...


Raw Air to najbardziej wymagający fizycznie i psychicznie turniej, dlatego początkowe miejsca w drugiej dziesiątce były dla mnie w jakimś stopniu sukcesem. Zwłaszcza, że Anže wyraźnie opadł z formy, więc naturalnie byłem lepszy od niego. Ale skłamałbym mówiąc, że czułem się dobrze. Wręcz przeciwnie, mentalnie od samego początku czułem się beznadziejnie. Z każdym dniem coraz gorzej. Dobre skoki w kwalifikacjach przeplatały się z coraz gorszymi w konkursach. Rozmowy z trenerem, ludźmi ze sztabu, czy kolegami z kadry nie pomagały. Nic nie pomagało, bo nawet kiedy już komuś udało się mnie rozweselić, później wracałem do pustego pokoju i przypominałem sobie o tych wszystkich porażkach i głupotach, jakie popełniłem. W moich oczach momentalnie pojawiały się łzy, a jedyną myślą była chęć powrotu do domu. Nawet świadomość, że za chwilę zmienimy skocznię, nie pomagała. Bo nie widziałem żadnej szansy na poprawę. 

- Peter i Timi mają osobne pokoje, Domen...

- Możemy mieć wspólny, nie ma problemu - wtrącił się starszy z Prevców, wskazując na mnie. 

Tym razem to na niego wszyscy, włącznie ze mną, spojrzeli z ogromnym zaskoczeniem. Nie trzeba być Scherlockiem, by wiedzieć, że Peter to introwertyk i po prostu nie lubił mieć współlokatora. Dla mnie była to jednocześnie jakaś forma zaszczytu, ale również informacja, że musi być ze mną wyjątkowo źle, skoro aż tak postanowił się poświęcić. 

Wziął klucze od pokoju i ruszył w kierunku korytarza, a ja poszedłem za nim. Przechodząc obok Anže, mimowolnie spojrzałem w jego zimne, pełne pogardy oczy, które z resztą szybko skierował w drugą stronę.

- W końcu nasz mistrz ma kolegę na swoim poziomie - mruknął.

Jego słowa nie podniosły mi ciśnienia, nie zdenerwowały, nie sprawiły, że chciałem go uderzyć, albo zacząć się z nim kłócić. Po prostu mnie zabolały. Dobiły jeszcze bardziej, tak jakbym już nie miał powodów do depresji. Mimo wszystko, zignorowałem go i po prostu poszedłem za Peterem. 

Gdy już obaj znaleźliśmy się w pokoju, poczułem się cholernie niezręcznie. Z Anže zawsze zaczynaliśmy zgrupowanie od wyścigu do łóżka pod oknem, o które przez kilka chwil się siłowaliśmy, by w końcu dojść do porozumienia i włączyć kolejny serial, który wspólnie oglądaliśmy, albo po prostu porozmawiać o głupotach. Tym razem stałem jak sparaliżowany przy drzwiach i czekałem, aż Peter wybierze sobie łóżko, po czym po prostu zająłem to drugie. Usiadłem na nim i zacząłem przeglądać media społecznościowe w telefonie, byle tylko się czymś zająć. 

- Co z tobą?

Nerwowo podniosłem wzrok na Prevca, przez kilka chwil myśląc nad odpowiedzią. Jego przenikliwe spojrzenie odbierało mi całą odwagę i chęć podjęcia dialogu. Miałem wrażenie, że nie ważne co powiem, wyjdę na idiotę. 

- Nic - odparłem ostrożnie, wzruszając ramionami. - Zmęczenie.

- Jasne, a kłótnia z Anže nie ma nic do rzeczy - stwierdził, uśmiechając się wrednie. 

Westchnąłem głęboko i odwróciłem od niego wzrok. Nie chciałem mówić mu wszystkiego. Nie byłem pewien, czy powinienem. Mógł nie zrozumieć tego, jak ważną osobą był dla mnie Lanišek, jak bardzo ceniłem sobie jego przyjaźń i jak ogromne wsparcie i motywację mi dawał. Bo to chyba rozumiałem tylko ja. 

- Słuchaj, nie mam absolutnie żadnego  zamiaru się wtrącać w wasze sprzeczki, ale zastanawia mnie jedno. On ci nigdy nie mówił, że ma doła po nieudanym konkursie? Że go to boli, martwi, chce o tym porozmawiać, albo coś w tym stylu? 

- Nie, on się tym nigdy nie przejmuje - odparłem, kładąc się na łóżku i od razu przewracając na bok. - W sumie zaczynam mu zazdrościć. 

Na tym temat Anže zakończył się bezpowrotnie. W zamian otrzymałem kilka porad, motywujacych słów, sprawdzonych sposobów na radzenie sobie z presją i przekonałem się, że Peter też może być bardzo fajnym kolegą. Przez kolejne dwa dni otrzymałem od niego mnóstwo wsparcia i miałem poczucie, że wziął mnie pod swoje skrzydła, co zdecydowanie miało na mnie dobry wpływ. Nawet udało mi się zająć czwarte miejsce w Trondheim. 

I to był jedyny pozytywny moment całego Norweskiego turnieju. Weekend w Vikersund należał do Domena, więc jego brat naturalnie skupił się na nim, a ja znów zostałem sam. I zawaliłem wszystko, co było do zawalenia. Nie poradziłem sobie w konkursach, nie radziłem sobie ze sobą i jedyne, z czego się cieszyłem, to że niedługo wrócę do domu. Musiałem przetrwać jeszcze tylko jeden wieczór.

Na imprezę kończącą turniej zostałem zaciągnięty siłą, ale ostatecznie nie żałowałem. Przynajmniej na początku, kiedy klub z głośną muzyką i litrami alkoholu wydawał mi się świetną opcją na chwilowe odcięcie się od rzeczywistości. Zwłaszcza alkohol był wyjątkowo kuszący. Na początku siedzieliśmy głównie we własnym gronie, jednak z upływem kolejnych godzin i z kolejnymi opróżnionymi kieliszkami, wszystkie kadry zaczęły się mieszać. W końcu przy naszym stoliku byłem już tylko kompletnie pijany ja, Žiga i Anže, który, chociaż sam był już mocno wstawiony, nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Cały czas śmiał się z czegoś z Jelarem i wyraźnie dobrze się bawił, co w pewnym momencie znów zaczęło mnie przybijać. Gdy dołączyły do tego myśli podsumowujące moją upadającą formę, nie wytrzymałem. Wypiłem kolejny kieliszek wódki i odszedłem od nich, kierując się w stronę wyjścia.

Nie wiedziałem gdzie i po co idę, byłem na to zbyt pijany. Po prostu chwiejnym krokiem szedłem przed siebie, dopóki nie znalazłem jakiejś ławki, na której postanowiłem usiąść. Było cholernie zimno, ciemno, nie wiedziałem gdzie jestem, jak wrócić do klubu, ani tym bardziej do hotelu. Marzyłem o tym, by znaleźć się w domu, we własnym łóżku.

Zmarznięte palce wplotłem we włosy, pochylając się i pozwalając łzom wypłynąć z moich oczu i spłynąć po równie zmarzniętej twarzy. Być może na trzeźwo bardziej bym nad sobą panował, ale w tej chwili nie umiałem kontrolować emocji. Byłem najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

- Nie uczyli cię, że im wyżej podskoczysz, tym boleśniejszy będzie upadek?

Słysząc dobrze znany mi głos, powoli podniosłem głowę i zmarszczyłem brwi, próbując skupić wzrok na dwóch sylwetkach tak, by stały się jedną, wyraźną.

- Anže...? Co ty tu robisz?

- Zapomniałeś kurtki, sieroto - mruknął, rzucając mi ubranie, które od razu na siebie założyłem. - Chociaż nie wiem czemu ci ją przyniosłem, przecież mam wszystko w dupie.

Przez chwilę czekał na odpowiedź, jednak ja nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnych słów. Czułem, że mój głos od razu uległby załamaniu, dlatego tylko zwiesiłem głowę, pociągając nosem. On w końcu podszedł trochę bliżej i kucnął tuż przede mną.

- O co ryczysz?

Znów na niego spojrzałem i znów nie umiałem odpowiedzieć. Rozpłakałem się, mając nadzieję, że to mu wystarczy. Anže westchnął z lekkim zażenowaniem i trochę niepewnie mnie przytulił, a kiedy wtuliłem się w niego, zaczął się śmiać.

- Jesteś beznadziejny.

- Przestań - wyjąkałem przez łzy, co jeszcze bardziej go rozbawiło. Zacisnąłem dłonie na jego kurtce i znów pociągnąłem nosem. - Przepraszam...

- No myślę.

- Jestem idiotą...

- Jesteś. 

- Nie chciałem tego...

- Chciałeś.

- Anže, kurwa.

Znów się zaśmiał i ostrożnie mnie od siebie odsunął, trzymając mnie za barki.

- Timi, nie wiem kto ci nagadał takich głupot, ale to nie jest prawda - stwierdził, poważniejąc. - Nie lekceważę wszystkiego i wszystkich. I każdy dobrze o tym wie. Zależy mi na tym sporcie i nie tylko na tym. Po prostu nie chciałem, żeby mój zły humor po nieudanych zawodach wpływał na ciebie, bo osiągałeś świetne wyniki. Nie wiem co ci odjebało, ale to, co wtedy powiedziałeś do Petera, było kurewsko niesprawiedliwe.

- Wiem, teraz już wiem... - powiedziałem, zdając sobie sprawę z tego, dlaczego Peter zadał mi to pytanie o Anže. I dlaczego tak się zdziwił po moich słowach w Seefeld. - To... Może być tak jak było?

- Zastanowię się - mruknął, odwracając wzrok.

- A zanim się zastanowisz, mógłbyś mnie stąd zabrać?

Spojrzał na mnie z pełnym politowania uśmiechem i chwycił mnie za ramię, pomagając wstać. Następnie poczekał, aż odzyskam równowagę i ruszyliśmy przed siebie, prawdopodobnie w stronę hotelu.

- Peter ma klucze od pokoju - stwierdziłem cicho, zdając sobie sprawę z tego, że nie mam gdzie spać.

- Trudno, to będziesz spał u mnie. Semenič najwyżej pójdzie do niego.

- Dobrze... To śpię przy oknie.

- Chyba sobie, kurwa żartujesz, Zajc - warknął, po czym spojrzał na mnie i po raz kolejny się roześmiał.

Droga powrotna była na tyle długa, że zdążyłem mu się wyżalić ze wszystkich dramatów, jakie mnie ostatnio spotkały i kilkakrotnie przeprosić za swoje zachowanie. On słuchał mnie uważnie, a gdy skończyłem, sam opowiedział o tym, jak on się czuł. I to nie tylko był klucz do odnowienia się naszej przyjaźni. To uczyniło ją znacznie silniejszą. Tym razem bez wątpienia nierozerwalną.

No i ostatecznie odstąpił mi to łóżko przy oknie.

Can you forgive me friend for breaking us apart?
'Cause in the end, I didn't want this to end
Can you forgive me friend?

Forgive my ugly heart...

-----------------------------------
Nie podoba mi się ta część. Nie wiem czemu, po prostu uważam, że jest słaba. 😒

Plus jestem zła na siebie o to, że się rozpisuję jak szalona a potem musze to skracać, a i tak jest długie i jest mi z tym źle i w ogóle... 😢

No nic. Przepraszam, jeżeli oczekiwaliście więcej 😂

Przynajmniej shot na podstawie mojej teorii spiskowej został odhaczony. Poniżej macie to urocze zdjęcie, o którym nawet nie wiedziałam, że mam screena, ale jednak mam. Tutaj, bo nie umiem go zformatować tak, żeby ładnie wyglądał w multimediach xD

Miłego <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro