przeziębienie, grzanki i Dexter ♦ Andreas Wellinger

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dzisiejszy dzień zapowiadał się całkiem dobrze. Co prawda Y/N musiała wyjść rano do pracy, ale perspektywa spędzenia całego popołudnia z Andreasem napawała ją energią i entuzjazmem. Od kilku tygodni dosłownie mijali się w drzwiach, nie spędzając ze sobą dłużej niż pół godziny dziennie. Do tego sporadycznie ponosiły ich nerwy, drzwi trzaskały, a sąsiedzi zdziwieni wyglądali w strony ich okien. Dlatego dzisiaj dziewczyna postanowiła, że spędzą ten czas razem, bez zbędnego unoszenia głosu. Chłopak przeziębił się podczas ostatniego treningu i został zwolniony z ćwiczeń przez kolejne 3 dni.

Od razu po wyjściu z gabinetu wsiadła w samochód i popędziła w stronę marketu, z którego wyszła obładowana trzema siatkami pełnymi cytrusów i słodkości. Wiedziała bardzo dobrze, że Welli podczas gorączki lubił łamać świętą dietę skoczków i zjeść jakieś dobre ciastko z kremem. Y/N z trudem weszła do domu, a u progu przywitał ją szczeniak Labradora, który mieszkał z nimi dopiero od dwóch miesięcy. Oboje uznali, że w domu przydałby się ktoś jeszcze. A, że na dzieci według nich jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie – sprawili sobie pieseczka.

Andy leżał na kanapie przykryty kocem i oglądał jakiś mecz. Obok niego na stole leżała sterta chusteczek higienicznych. Dziewczyna odłożyła reklamówki na blat w kuchni, po czym ściągnęła płaszcz i buty.

— Nawet się ze mną nie przywitasz? — zaśmiała się cicho, nachylając się nad Wellingerem i ucałowała go w czoło. Temperatura chyba skoczyła w górę, bo mężczyzna wydawał się być jeszcze bardziej rozpalony niż rano. Wyglądał jak biedny, pokiereszowany Rudolf, który nie miał siły nawet kiwnąć głową. Andreas podniósł wzrok i posłał swojej ukochanej najlepszy uśmiech na jaki było go stać.

— Już mi się to przeziębienie chyba na słuch rzuca, bo nie usłyszałem jak wchodzisz... — powiedział cicho, po czym zaczął głośno kaszleć, zakrywając usta dłonią.

Y/N cmoknęła z niezadowoleniem i odsunęła się od skoczka. Leniwie podreptała do kuchni, po drodze zakładając na nogi kapcie. Strasznie ciągnęło od tych płytek!

— Byłam po drodze w sklepie i kupiłam ci coś na poprawę humoru. — dziewczyna rzuciła z kuchni, wypakowując rzeczy z siatek.

— Nie jestem głodny, kochanie... Może później. — biedaczek miał taką chrypkę, że z trudem przychodziło mu mówienie.

— Dobra, dobra. Jak zobaczysz co to, to od razu zjesz. A teraz leż i odpoczywaj.

Dziewczyna zabrała się za przygotowywanie super ekskluzywnego dania dla Andreasa. Zajęło jej to dobre pół godziny, głównie ze względu na to, że miała dwie lewe ręce jeśli chodzi o sprawy kuchenne. To skoczek zawsze troszczył się o zaopatrzenie ich lodówki i przygotowywanie posiłków. A kiedy Welli zaniemógł - ona musiała się troszczyć o to, żeby nie umarli z głodu.

— Matko boska, Y/N, ty chyba oszalałaś! — jęknął Andy. Kiedy zobaczył, co dziewczyna ustawiła na stole obok sofy, aż zakręciło mu się w głowie.

Dziewczyna skoczka przygotowała jego ulubione grzanki z awokado i jajkiem sadzonym. Do tego przygotowała mu świeżo wyciśnięty sok z cytrusów, a na deser – jego ulubione ciasto czekoladowe z cukierni ich znajomych.

— Nie gadaj tylko jedz. — Y/N zaśmiała się cicho, usadawiając się wygodnie obok chłopaka. Ten od razu podniósł się do pozycji siedzącej i westchnął z niedowierzaniem. Jedną z grzanek podał dziewczynie tłumacząc, że jeśli ma zmieścić jeszcze ciasto to musi mu pomóc z tym wszystkim. Y/N ułożyła wygodnie nogi na sofie, ze smakiem jedząc to, co udało jej się przygotować. Chyba jednak nie była taka zła w tych kuchennych gierkach. Aż z przyjemnością patrzyło się jej na Andreasa, w którego nagle wstąpiła niesamowita energia. Śmieszne, co kilka grzanek, sok i ciasto potrafią zrobić z człowiekiem, który jeszcze przed sekundą był jedną nogą po drugiej stronie.

Razem dokańczali ciasto czekoladowe, oglądając przy okazji komedię, która leciała w telewizji. Kiedy talerz był już pusty, Y/N odłożyła go na stolik, ciężko opadając na sofę. Andreas uśmiechnął się szeroko i poklepał po brzuchu. Po chwili ułożył głowę na udach dziewczyny i przykrył się kocem.

— Twoje grzanki są lepsze niż moje. To nie fair. — mruknął cicho, udając obrażonego.

— Czyżby uczeń przerósł mistrza? — dziewczyna zaśmiała się, wystawiając w kierunku chłopaka język. Ten tylko wywrócił oczami i cicho prychnął śmiechem. Po kilku minutach nastąpił nawrót kaszlu i kataru. Andy cicho zaklął pod nosem, biorąc ze stołu pudełko z chusteczkami. Y/N głaskała go po głowie i karku, nie mogąc oderwać od niego wzroku. W końcu dołączył do nich ich mały chłopiec – Dexter – bo tak nazwał go Andy, z zadowoleniem merdając ogonem i wtulił się w klatkę piersiową skoczka. Dziewczyna miała przed sobą najbardziej uroczy widok na świecie. I tego tak bardzo jej brakowało. Lubiła swoją pracę i cieszyła się, że jej chłopak spełnia się w swojej sportowej karierze, ale tęskniła za takimi zwykłymi wieczorami, gdzie razem oglądają bezsensowne filmy, jedzą niezdrowe rzeczy i zachowują się tak, jakby nie widzieli się przez kilka miesięcy. Chciałaby codziennie zaczynać i kończyć dzień widokiem tych dwóch złotowłosych, przystojnych facetów, którzy w tym momencie leżeli wtuleni w jej uda i smacznie spali. Jeden z nich śnił o złotych medalach i kryształowych kulach, drugi o wielkiej kości, która czekała na niego w misce przy legowisku.


  — 

No to tak na począteczek - Andy. Jakby ktoś miał pomysł co do tego z kim pisać kolejne łanszoty, to śmiało podawać propozycje. Każdą rozważę. 8)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro