*OC/Gregor Schlierenzauer*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  -Gregor, kocham cię... Tęsknię za tobą, jak siedzisz w tej Austrii...
-Możesz się do mnie przeprowadzić, wiesz o tym.
-A studia? Nie myślisz o tym.
-Aj tam studia...
-Muszę się wykształcić, żeby mieć pracę.
-Utrzymam nas.
-Bez takich... jesteśmy ze sobą jakieś trzy tygodnie.
-Ale kocham cię już pięć miesięcy. Dokładnie, od kiedy leżałaś na mnie na stoku.
-Skończ...

Wymruczałam, patrząc w oczy postaci na ekranie mojego komputera. Chyba był trochę zmartwiony moją reakcją.

-Nie chcę wisieć komuś na kieszeni, rozumiesz? A co jak nam coś nie wyjdzie? Zostanę na lodzie.
-Rozumiem cię, kochanie. Już się uśmiechnij... Wytrzymasz studia, a pracę znajdziesz gdzieś blisko mnie.
-Jak jest teraz w Innsbrucku?
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?
-Jestem w hotelu.
-Nie macie konkursów w maju, a o zgrupowaniu nic mi nie mówiłeś.
-No bo to wyjazd prywatny.
-Aha.

Zabolało... ja tu siedzę sama, tęsknię za nim, a on szlaja się po świecie... oczywiście beze mnie.

-Kocham cię, moja miła, a teraz wybacz mam coś do załatwienia.

Wyburczałam pożegnanie i się rozłączyłam. Zepsuł mi humor do tego stopnia, że nie miałam zamiaru robić nic poza zjedzeniem lodów czekoladowych i oglądaniem seriali.

Wcieliłam plan w życie. Ubrałam dresy, wzięłam lody i włączyłam "Przyjaciół". Idealne połączenie na zawód zachowaniem swojego chłopaka. Niby starszy, a bawi się uczuciami jak gówniarz. Nie powiem... kilka łez poleciało po moich policzkach z jego powodu. Obiecał, że każdą wolną chwilę poświęci mi... że przyjedzie i przytuli. A teraz jest sam, sama nie wiem gdzie.

Lody się skończyły, a serial się znudził, więc łkałam sobie cichutko na kanapie z chusteczką w ręku.

Do ruszenia tyłka zmusił mnie dzwonek do drzwi. Jeśli to Ada, to zaraz zacznie krzyczeć, jaki to Gregor nie jest okropny, a jeśli mama, to zaraz przetrzepie mu tyłek, nawet jeśli miałaby współpracować z policją, szukając go.

Otworzyłam drzwi, nie patrząc przez wizjer. Zdziwił mnie widok Gregora w marynarce, błękitnej koszuli i ciemnych jeansach. Na rękach trzymał wielki bukiet róż i patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

-Skarbie, ale czemu ty płaczesz?
-Cześć.

Wybuchłam śmiechem i mocno go przytuliłam.

-Przez ciebie, idioto. Niesłusznie, jak się okazało.
-Myślałaś, że urządziłem sobie wakacje bez ciebie? Oj głupia, głupia.
-Kocham cię.
-Och... ja ciebie też, kochanie. Ale chyba lepiej, jakbyś już się ubrała.
-Przecież jestem ubrana.
-Mamy zarezerwowany stolik w restauracji na dziewiętnastą.
-No to mamy jeszcze kupę czasu, jest za piętnaście trzecia.
-W Wiedniu.
-Ale jak to w Wiedniu?
-Normalnie. Mieć chłopaka Austriaka i nie zwiedzić stolicy jego kraju?
-Jakaś wskazówka co do ubioru?
-Bez przesady, ale schludnie.- Zmierzył dolną część mojej garderoby.
-Odpieprz się od dresików.

Tylko się zaśmiał, a ja pobiegłam do sypialni, żeby poszukać czegoś ładnego. Padło na czarny kombinezon, szpilki w tym samym kolorze i pasteloworóżową marynarkę. Przy okazji zrobiłam delikatny makijaż, polegający na nałożeniu kremu bb na niedoskonałości i wytuszowaniu rzęs. Nie chciałabym pobrudzić go podkładem albo zostawić szminki na policzku. Związałam włosy w wysoką kitkę za pomocą ozdobnej gumki ze złotym elementem i byłam gotowa.

-Mhm... piękna. W zwykłych jeansach byłabyś godna Wiednia, ale w tym pasujesz nawet do pałacu cesarskiego.

Zarumieniłam się speszona i mocno go przytuliłam. Brakowało mi jego ciepła i czułości, a teraz w końcu mogę to od niego dostać.

-Karoca już czeka.
-Co?
-Taksówka na lotnisko - wyjaśnił śmiejąc się.
-Mhm.

Wraz z odprawą, po dwóch godzinach byliśmy w Wiedniu. Tam czekał na nas, godny podziwu, sportowy samochód Gregora.

-Niezłe cacko...
-Raczej, żeby podnieść sobie samoocenę i podkreślić swoją zajebistość.
-Jasne. Nie trzeba podkreślać...
-Podlizujesz się, bo nie znasz miasta, ani nie masz tu znajomych.
-Jesteś okrutny tak, mówiąc... Przecież nie spotykałabym się z byle kim.
-Dziękuję, że dostąpiłem tego zaszczytu.

Pocałowałam go czule i wsiadłam do samochodu. Zamknął za mną drzwi i usiadł za kierownicą.

Okazało się, że nie tylko przy wyborze samochodu miał rozmach. Restauracja znajdowała się w ogrodzie SchĂśnbrun. Akurat kwitły drzewka magnolii, biała altanka była przystrojona czerwonymi tulipanami. Słońce akurat zaczęło tulić się do snu i zachodziło, pozostawiając krwistą łunę.

-Gregor...
-Słucham?
-Aż tak?
-Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
-To naprawdę urocze, a wszystko jest takie piękne...
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.

Pocałowałam go i usiadłam. Dotknął mojej dłoni i patrzył w moje oczy... Ale to banalne...

-Więc co zjemy?
-Na co tylko masz ochotę.  

Autorstwa einsamekirsche

-----------------------------

Kilka słów uznania dla Karoliny, by nie zaszkodziło.

Pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro