*OC/Vojtéch Štursa*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dopiero jak weszłam do pokoju i opadłam na łóżko, poczułam, jak jestem zmęczona. No tak, pół dnia jazdy pociągiem, kolejna połowa - wstępne zwiedzanie i obiad, a na koniec jeszcze zgubienie się w nieznanym mieście i spotkanie ulubionego skoczka. To zdecydowanie za dużo jak 24 godziny.

Wykąpałam się, przebrałam się w wyciągniętą starą koszulkę, która pełniła funkcję mojej piżamy i postanowiłam sprawdzić, co tego dnia nadają w telewizji. Zakopałam się więc w pościel, zabierając ze sobą tabliczkę karmelowej Milki, po czym odpaliłam telewizor. Niestety, Czesi tak jak my, Polacy, nie mieli zbyt ciekawego programu wieczornego. Zawsze mnie to zastanawia, dlaczego akurat wieczorami i w weekendy telewizje muszą puszczać największe gnioty w historii kinematografii? Dlaczego nie mogą kolejnej powtórki jakiegoś dennego romansidła nadać w środku dnia, kiedy nikt tego nie ogląda?

„Może faktycznie przesadziłam z tym piwem, jak mam takie filozoficzne rozważania na temat naszej egzystencji?" – pomyślałam i wzdychając, wyłączyłam telewizor.

Zaczęłam się rozglądać po pokoju w poszukiwaniu telefonu (zdecydowanie za często go gubiłam), ale mój wzrok zatrzymał się na leżącej na stoliku kartce z autografem Štursy. Uśmiechnęłam się na wspomnienie naszego spotkania i rozmowy. Tak dobrze mi się z nim gadało, mięliśmy sporo wspólnych tematów. Szkoda, że więcej nie porozmawiamy... W końcu on ma swoje życie, swoją karierę, zapewne dziewczynę, dlaczego miałby się w ogóle interesować zagubioną w Pradze przypadkową laską?

Wstałam i chwyciłam drogocenny kawałek papieru do ręki. „Jak wrócę do domu, skombinuje się ramkę i się powiesi nad łóżkiem. Ech, czasami za bardzo mi się hotkowanie włącza.." W pewnym momencie pod podpisem skoczka zauważyłam tekst napisany małym druczkiem

Dla zagubionej damy, mogę Ci pokazać Pragę z gwarancją doprowadzenia do hotelu (a może nawet do pokoju...hehe), napisz +42*********

Vojtek

„Ok...ogłaszam wszem i wobec, że moje serce przestało bić..." Przysiadłam na brzegu łóżka, aby nie ryzykować wywalenia się na podłogę i rozjebania nosa na krześle, i próbowałam przetrawić napływające do mojego mózgu informacje. Dostałam numer od Vojtka Štursy, czeskiego skoczka narciarskiego, którego przypadkiem dzisiaj zaczepiłam na praskim Rynku i który pokazał mi drogę do hotelu. Zaraz jednak nasuwały się pytania: po co?, kiedy on to napisał?, czy serio powinnam się do niego odezwać?, ale nie byłam w stanie wymyślić na nie sensownych odpowiedzi. Byłam zdecydowanie zbyt zmęczona atrakcjami tamtego dnia.

Moje serce chyba pojęło, że musi zacząć bić, abym nie umarła, ale tym razem zbyt na poważnie wzięło swoją pracę, bo zaczęło walić, jakby chciało wyrwać się z mojej piersi. Położyłam się z powrotem do łóżka i, zżerając do końca czekoladę, myślałam o całej sytuacji. Zmęczenie jednak wzięło górę nad podekscytowaniem i zasnęłam.

****

Obudziłam się bardzo wcześnie. Zapomniałam wieczorem zasunąć zasłonek i promienie porannego słońca padały wprost na moją twarz. Starałam się wrócić do krainy sennych marzeń, ale z marnym skutkiem.

Wstałam i kontynuowałam poszukiwania telefonu, poprzedniego dnia przerwane znalezieniem numeru do Vojtka. To, że na zewnątrz nie pokazywałam teraz żadnych uczuć, nie oznaczało wcale, że w środku cała się nie trzęsę z emocji. Nie mogłam uwierzyć, że on dał mi numer...kurna, nie różnię się niczym od innych dziewczyn, tymczasem cenne cyferki naprawdę wylądowały w moich rękach.

Samsung spokojnie leżał na stole, najprawdopodobniej był wcześniej przykryty kartką z autografem, tylko wczoraj byłam za bardzo roztrzęsiona, żeby go zauważyć. Wzięłam telefon i podłączyłam go do ładowarki.

„W sumie co mi szkodzi, napiszę." – doszłam do wniosku po kilku długich minutach wpatrywania się w klawiaturę z liczbami i wiadomość od Vojtka.

Ja: Hej, tu zagubiona dama, jak mnie nazywałeś, tylko do damy mi trochę daleko

+42*********: Wiesz, która jest godzina?

„Brawo, właśnie straciłaś już szansę na kontynuowanie tej znajomości"

Ja: Kto rano wstaje temu pan Bóg daje

+42*********: Widzę, przecież napisałaś do mnie

Ja: Dlaczego zostawiłeś mi swój numer?

Zmieniono nazwę numeru +42********* na Vojtek

Vojtek: Lubię ratować damy z opresji

Ja: Jak już mówiłam żadna ze mnie dama

Vojtek: No cóż, musimy się spotkać, żebym to ocenił

Vojtek: Dzisiaj przy tym cyganie który sprzedaje te pierdoły?

Proszę państwa, potrzebna pierwsza pomoc, pozdrawiam z podłogi.

Autorstwa zapasowa

--------------

Kolejny shot od miłośniczki braci Czechów. Jak Wam się podoba? Bo mi bardzo. I oczywiście zapraszam na jej profil. Ja czytam i się nie zawiodłam.

Pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro