Dzień 2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszystkie trudy drogi, wycieńczenie oraz ośmieszenie, przeszły, kiedy zobaczyli piękny, pochodzący z siedemnastego wieku klasztor. Wprawdzie zachwycił on tylko Andiego, który już czuł coraz bardziej obecność bliskiej sobie osoby. Richard, doprawdy, starał się docenić budowlę, nie mógł jednak znaleźć punktu zaczepienia.

Markus nawet nie starał się poczuć niczym architekt, całą drogę układał piosenkę z przekleństw. Domena nie zaskoczyły owe budynki, ponieważ, co stwierdził z ogromną dumą, ostatnio przerabiał podobne na historii.

I ostatni, Andreas Wank, ten, który zaraz po Wellingerze był największą mimozą, leżał przed klasztorem i nucił coś sobie.

Właściwie już przysypiał, kiedy nagle poczuł coś ciężkiego na swojej twarzy.

— Kur... — nawet nie dokończył przekleństwa, bowiem przerwała mu jakoś kobieta.

— O matulo! Najmocniej siostrę przepraszam! Szłam tylko zanieś te gazetki zakonnicy Aurelii i...

— Spokojnie, drogie dziecko — zaczął Richard, udając głos kobiety — nasza Andrea jest bardzo dzielna i z pewnością nie bolał ją ten akt. W końcu im więcej bólu nam zadanego za życia, tym więcej nagrody w raju!

Markus Einsenbichler, osoba, która była niezwykle mało praktykująca, spojrzała na Richiego jak na frajera. Nigdy nie słyszał, aby jego kolega mówił z taką niezwykłą pasją. Nawet gdy rok temu Freitag starał się przekonać dziennikarkę, że nie miał romansu z pięćdziesięciolatką, nie brzmiał tak przekonywująco.

— I tak siostry przepraszam, a w szczególności poszkodowaną — odrzekła dziewczyna — niech panie wybaczą ciekawość, ale czemu nigdy was tu nie widziałam?

— Bo widzisz, drogie dziecko — zaczął Wellinger, którego chyba głosu pozapominali koledzy tejże wyprawy — przybyłyśmy tu, aby rozpocząć naszą pielgrzymkę, w intencji pokoju na świecie oraz dzieci z domu dziecka.

Trzeba przyznać, iż Andreas, który mówi do dziewczyny niewiele starszej od siebie, dziecko. Musiał wyglądać komicznie. Teraz jednak, przebrany za zakonnicę, wyglądał o kilka lat starzej.

Wymianę ich zdań przerwało otwieranie się wrót do klasztoru, przy których stała jakaś kobieta ubrana w czarny strój z gromadką dzieci.

— O witaj, Heleno. A siostry, przepraszam za bezpośredniość, chyba nie są od nas? — zapytała zakonnica, której stary, skrzekliwy głos, z pewnością na długie lata zajdzie za skórę skoczkom narciarskim.

— Nie, nie, by nas siostra znała! — zaśmiał się Wank. Kobieta jednak pozostawała nadal w pewnym grymasie na twarzy.

— Robimy pielgrzymkę w intencji szpitali — odrzekł nagle Markus.

— A nie dzieci z domu dziecka i pokoju? — zapytała, jak już się dowiedzieliśmy, Helena.

— Ymm, to wszystko się łączy — zaczął Domen, który zadrżał pod czujnym spojrzeniem starej zakonnicy – bo widzi siostra, i pani! Szpitale, domy dziecka; to praktycznie to samo! Domy dziecka psują, szpitale budują... Ała!

Richard, który usłyszał ostatnie słowa Prevca, kopnął go dyskretnie po łydce.

— Wybaczcie, drogie słuchaczki. To nowicjuszka, po prostu robimy pielgrzymkę, gdzie głównym celem jest modlitwa za pokój na świecie, domy dziecka.

— I szpitale! — dodaj szybko Einsenbichler.

— Tak, tak. Szpitale też są naszym celem. Przybyłyśmy tutaj, droga zwolenniczko łaski Boga, aby odpocząć trochę. W końcu bardzo zmęczyłyśmy się naszą wyprawą, a modlitwy u  sióstr to będzie świetna część naszej całej podróży. — zakończył Freitag i posłał lekki uśmiech w kierunki babska, jak już w myślach nazywał ją Markus.

— Dobrze, poinformuję tylko siostrę przełożoną, iż trzeba będzie przygotować celę.

— Celę?! — wykrzyknął nagle Wank. Wręcz natychmiast podniósł się z trawy i spojrzał z naganą na zakonniczkę.

— Tak, nie słyszała siostra o celach? O czym teraz uczą w tych zakonach... — westchnęła do siebie kobieta i przywołała dziewczynkę, aby ta poszła poinformować przełożoną o nowych gościach.

— Oczywiście mamy nadzieję, że nie będziemy robić kłopotu — zaczął niepewnie król milki.

Białowłosa spojrzała na niego spod przymrużonych powiek, wzdychając głęboko. Odwróciła wzrok w stronę wzgórza, gdzie z daleka można było zobaczyć pewne miasteczko.

— Oczywiście, cieszymy się, iż siostry przyjechały. Obawiamy się tylko o dodatkowe koszty... — odrzekła zakonnica.

— Koszty? Ale takie pieniężne? — zapytał tępo Prevc, który do końca nie był pewnym o czym ta baba mówi.

— O, widzę, iż idzie siostra przełożona! Nie, droga nowicjuszko. Po prostu trzymajcie się z dała od spowiednika. — powiedziała szybko, wezwała dzieci i udała się z nimi w tylko sobie znanym kierunku.

— Niech będzie pochwalony! — krzyknął Richard, bowiem reszta była nadal zmieszana wymianą zdań zakonniczki. Nikt nawet nie zauważył, że Helena gdzieś się ulotniła.

— Pochwalony! — krzyknęła starsza kobieta, na której twarzy widniał lekki uśmiech — usłyszałam o pielgrzymce sióstr i o chęci zatrzymania się w naszym domu. Z ogromną chęcią zapraszam do naszego domostwa, Anna was zaprowadzi do celi.

Tu wszyscy spojrzeli na niską brunetkę, odzianą w czarną szatę. Najbardziej zauroczony okazał się jednak Wellinger, który ujrzał od tygodni poszukiwaną osobę...

Ciąg dalszy nastąpi... 😈😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro