Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rano obudziły  nas trzy budziki, bo każda z nas ustawia, na wypadek jakby, któryś nie  zadzwonił a już raz zdążyła nam się tu taka sytuacja przytrafić. Jednak nawet to nie zdołało zbudzić, największego śpiocha w naszym pokoju, czyli Julii. Coś tam tylko mówiła, że nie mogła zasnąć i niczym zombie poszła do łazienki. Jakoś przed dziewiątą, zapukały do nas dziewczyny sprawdzić, czy wstałyśmy. Byłyśmy gotowe, więc mogłyśmy wyruszyć w drogę.
Gdy weszłyśmy do stołówki był wolny tylko jeden stół. Zapewne czekał on na nas. Resztę zajmowali skoczkowie. Jednak jeszcze nie zdążyłyśmy usiąść, a już nasza opiekunka kazała nam stanąć koło niej, pojedynczo. Po czym poprosiła o ciszę w pomieszczeniu. Wszystkie oczy zostały skierowane na nas, po dziewczynach widziałam, że były one tak samo zaskoczone jak ja.
- Chciałabym przedstawić Wam moje pomocnice - kobieta po kolei wskazywała na nas i wymawiała nasze imiona - Będą one w hotelu jak i na skoczni, jeśli będziecie chcieli o coś informacyjnego zapytać to proszę kierować się do nich. One postarają się Wam pomóc. Dziewczyny umieją również mówić bardzo dobrze po angielsku, jak mogliście się wczoraj przekonać. Myślę, że wszystko wytłumaczyłam. Smacznego. - w końcu mogłyśmy zjeść nasze upragnione śniadanie, bo z tych nerwów strasznie zgłodniałyśmy.

W południe, idąc z Kasią do pani Moniki spytać się w sprawie dzisiejszych klasyfikacji na skoczni, spotkałyśmy troje Austriaków, którzy nie mieli pojęcia, gdzie znajduje się siłownia. Tak jak powiedziała im dzisiaj na śniadaniu nasza opiekunka, tak zrobili. Spytali nas o drogę. Oczywiście oprócz wytłumaczenia, postanowiłyśmy ich tam zaprowadzić, na wszelki wypadek. Więcej takich sytuacji do czasu kwalifikacji nas nie spotkało.

Dzisiejszy wieczór spędziłyśmy w pokojach oglądając w telewizji skoki. Opiekunka dała nam "wolne", więc postanowiłyśmy zostać w hotelu, bo już nas ostrzegła, że przez następne dwa dni będziemy na skoczni spędzać prawie cały czas. Jednak po kolacji postanowiłam razem z Kamilą i Kingą przejść się do najbliższego sklepu, by kupić dodatkowo coś do zjedzenia. Gdy tam weszłyśmy, spotkałyśmy skoczków z Niemiec, którzy  najwyraźniej nie mogli dogadać się ze sprzedawczyni. Na oko była ona młodziutka oraz jak się później okazało całkowicie nie umiała angielskiego i niemieckiego przez co nie miała pojęcia o co chodziło kupującym. Oczywiście długo nie zostałyśmy tam niezauważone, bo Freitag ledwo nas dojrzał od razu podbiegł by poprosić o pomoc w przetłumaczeniu.
- To co chcieliście powiedzieć - spytałam, a zakupy okazały się być niewielkie. Ekspedientka tłumaczyła  mi, że ona naprawdę umie tylko po polsku, a właściciel  na chwilę wyszedł i przepraszała za te zamieszanie. Cała ta sytuacja trochę mnie śmieszy, bo gdy przez moment patrzyłyśmy jak obie strony się próbują dogadać wyglądało to dosyć zabawnie. Z resztą Niemcy też mieli z tego ubaw, przedstawiając nam jak Leyhe próbował wytłumaczyć jej, że chce kupić wodę. Kobieta musiała być dość zestresowana tą sytuacją, skoro nawet takie tłumaczenia nie pomagały.

Od samego rana dało się wyczuć, że ten dzień będzie pracowity. Krótko po śniadaniu okazało się, że kolacja został przesunięta o godzinę później niż miała być.
Przez co musiałyśmy poinformować o tym wszystkich gości. Podzieliłyśmy się na szybko. Ja dostałam wszystkie miejsca prócz pokoi, czyli hol oraz siłownia, gdzie znalazłam dość dużo skoczków.

Około południa wybraliśmy się na skocznię, by zacząć serię próbną. Pani Monika już nam zapowiedziała, że trójka z nas pójdzie pomóc wręczyć dziś nagrody, a druga trójka jutro. Mi przypadł jutrzejszy dzień. W sumie było to dla mnie bardziej komfortowe, bo nie musiałam iść na pierwszy ogień. A oprócz tego musiałyśmy do, każdej"budki" reprezentacji donosić odpowiednią ilość wody.
Ale  są też duże plusy tej pracy. Mogę zobaczyć jak wygląda życie na "zapleczu" skoczni. Widziałam to pierwszy raz, więc byłam pod wielkim wrażeniem, chwilami było trzeba uważać  by nie dostać od jakiejś piłki, co nawet zdarzyło się Kasi lub tak jak w moim przypadku - na kogoś nie wpaść.
- Nie jesteśmy tu nawet tydzień, a już tyle się wydarzyło, wciąż nie mogę uwierzyć, że tu jestem - Ania najwyraźniej odczuwała to co ja, pewnie jak reszta dziewczyn.
- Oglądanie skoków na żywo to jednak całkowicie inne wrażenia niż w telewizji. Pamiętam jak pierwszy raz rodzice zabrali mnie tu. Był to najlepszy dzień w moim życiu - wspominała Julka.

Oficjalnie cały konkurs potoczył się tak jak Polacy sobie wymarzyli. Wygrał Polak - Kamil Stoch. Za chwilę miała się zacząć dekoracja, pani Monika poprosiła mnie bym wskazała miejsca chłopakom w których mają stanąć, zanim ich wywołają. Po odśpiewaniu hymnu. Oczywiście Mazurka Dąbrowskiego. Pełno dziennikarzy wypytywało o najróżniejsze sprawy, jednak tematem głównym były Mistrzostwa świata w Lahti.
My natomiast musiałyśmy zająć się pomocą w sprzątaniu.
Dopiero potem mogłyśmy wrócić do hotelu. Mimo zmęczenia po dzisiejszym dniu wybrałyśmy się po kolacji na spacer, by ochłonąć z dotychczasowych emocji. Jednak okazało się to nie całkowitym odcięciem od skoków narciarskich, ponieważ po drodze spotkałyśmy dwóch Norwegów z drużyny, którzy się zgubili.
- Wiecie może jak trafić  z powrotem do hotelu? - spytał Tande, który niósł torbę pełną zakupów.
- Jasne! - po wytłumaczenia całej drogi, mogłyśmy dokończyć spacer. Następnie udałyśmy się pod skocznię. Po prostu zakochałyśmy się w tym miejscu, tym bardziej wieczorem, gdy jest ciemno i pusto i tylko lampy oświetlają to miejsce. Nagle usłyszałam krzyk zza pleców. Był to nie kto inny jak ktoś od nas. Po prostu Kasia postanowiła zrobić bitwę na śnieżki, a pierwszą jej ofiarą okazała się Julka.
- Ja tam wolałabym ulepić bałwana! - mój pomysł, chyba musiał przekonać dziewczyny i tak powstał piękny bałwan tuż przed wejściem na skocznię. Oczywiście utrwaliłyśmy nasze dzieło na zdjęciu, a do pokoju wrociłyśmy całe od śniegu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro