Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwa miesiące później...
Na lotnisko przyjechałam do Warszawy. Tam czekały już na mnie dziewczyny razem z naszą opiekunką.
- Jak zauważyłyście nasze grono się trochę zmieniło. Niestety  Kasia nie mogła jechać, a Ania ma zapalenie płuc. - osobiście mam nadzieję, że w najbliższym czasie się z nimi spotkamy. Jednak w tym czasie czekał nas lot do Lahti.
Gdy dotarłyśmy na miejsce, było tam już pełno ludzi. Jednak znajome twarze też się znalazły.
- Kogo ja tu widzę! - Wellinger nie krył zaskoczenia.
-  Mnie akurat nie dziwi twoja obecność. - co prawda to prawda. Wiadome było, że w końcu ich spotkamy.
- To dobrze. Gogle też ze mną są! - pokazał swoje bielutkie zęby.
Filmik zrobił furorę. Parę razy się na niego natknęłam na różnych portalach społecznościowych, które były najczęściej na jakiś fan clubach Niemca. Chyba wszyscy moi znajomi go zdążyli zobaczyć przed moim powrotem do domu. Nawet parę osób nie wierząc we własne oczy pytało, czy go znam, czy z nim rozmawiałam. Na początku wyjazdu nie chciałam, żeby to się jakoś rozeszło, że spotkałam skoczków. Nie lubię zbytnio być w centrum zainteresowania. Niestety stało się to mimowolnie. Ale na szczęście wiele osób nawet się tym nie zainteresowało.
Co wyszło dużo na moją korzyść.
- To fajnie. Też się cieszę. - sztuczny uśmiech, narodził prawdziwy.
Kwalifikacje  zapowiadały zwycięstwo Polaków na konkursach. Niestety dzień późniejszy okazał się przeciwieństwem. Jednak sama osobiście uważam, że 4 i 5 miejsca to duży sukces, ale zostaje pewny niedosyt. Trzeba być dobrej myśli, bo przecież za tydzień kolejne konkursy, nowe szanse, i nadzieja na medale.
Jednakże mnie nie ominęło świętowanie mimo tego, że Polacy byli tuż za podium. Niemcy, którzy zdobyli dwa medale, za sprawą skoku Markusa Eisenbichlera i Andreasa Wellingera, zaprosili nas na dekoracje, na którą i tak byśmy poszły oraz do restauracji, by coś zjeść i jakoś to uczcić.
- Jutro konkurs mieszany, mam nadzieję, że przybędzie nam kolejny medal. - Markus nie  ukrywał, że jest pewny jutrzejszego miejsca na podium.
- Cóż raczej to pewne! - Kamila przyznała mu rację.
- Mam nadzieję, że to nam będziecie kibicować. - był tego tylko jeden powód.
- Raczej, ale tylko dlatego, że Polacy nie startują. - nie chciałam mydlić mu oczu.
- Andi przypomni mi dlaczego my ją tu wogóle zaprosiliśmy? - zażartował, co wszyscy odebrali w dobrym kontekście.
- Oj no ma do tego prawo. - reszta skoczków weszła do restauracji i zajęła wolne miejsca przy stoliku. Wróciliśmy jakoś po północy, bo w końcu jutro znowu konkurs.
W hotelu okazało się, że nie wszyscy już poszli spać. Z pokoju Słoweńców dobiegały śmiechy, a przechodząc obok korytarzem z pomieszczenia wyszedł Lanisek.
- O cześć! - prawie na mnie wpadł - jest może z tobą Kinga?
- Kinga? - nie ukrywam, byłam zaskoczona. Nigdy nie wspominała, że ma jakieś sprawy do załatwienia z Anze.
- No twoja koleżanka, przecież się z nią wczoraj widziałem.
- Wiem, wiem... co? Dobra nieważne. Powinna za chwilę tu przyjść. Zatrzymała się przed hotelem, coś tam tylko wspominała, że na kogoś czeka. - w tym momencie zrozumiałam o kogo jej chodziło.
- Okej, dzięki. - pobiegł chyba najszybciej jak umiał w stronę schodów.

Kinga wróciła jakoś przed pierwszą. Nie rozumiem, czemu nie mogą spotkać się za dnia. Tym bardziej, że Anze po południu skaczę. Kiedy weszła do pokoju, dziewczyny zdążyły zasnąć. Więc mogłam porozmawiać z nią we dwie. Niestety spławiła mnie  wymówką wielkiego zmęczenia. Zostawiając mnie tylko z "jutro pogadamy". Jak będzie chciała w końcu coś nam przecież powie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro