Stoch/Wellinger

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Presja nim zawładnęła jak Danielem w Bischofshofen. Spadł. Klepnął bulę. Przegrał ten cały turniej. Widać rozpacz na jego twarzy. Łamie mi to serce. Przebija duszę na wskroś. Zatruwa myśli. Mam ochotę nigdy nie wypuścić go z ramion, kiedy podchodzi do mnie i tłumiąc łzy, gratuluje.

Przyciskam go mocno do siebie. Szeptam jakieś słowa pocieszenia, ale wiem, że w twoim stanie to niewiele pomoże.

Gdyby była to Planica, zabrałbym go na kielicha. Strzelilibyśmy sobie po maluchu. Gdybyśmy byli parą, zabrałbym go na spacer przy świetle księżyca. Cały czas trzymałbym go za dłoń i kreślił na jej grzbiecie uspakajające kółka, mówiąc mu cały czas, że jest moim cudem. Całowałbym go do utraty tchu. A noc by nam się przyglądała, uśmiechając się tajemniczo i nazajutrz plotkując z dniem.

Ale żadna z tych rzeczy się nie zdarzy.

Vikersund to nie Planica. Ja to nie Wank. 

A mimo to wtula się we mnie, jakbym był tlenem.

Czerpię z tego gestu najwięcej, jak mogę, bo zaraz rozpłynie się w powietrzu.

Ale stało się coś nieoczekiwanego. Po dekoracji zaciągnął mnie w mało uczęszczane miejsce i pocałował.

I naprawdę nie wiem, co o tym myśleć.

----------------------------------------

Mam nadzieję, że Wam się podoba.

 Pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro