D.Tande/A.Stöckl

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Padasz na kolana. Chwytasz się za głowę. Łokciami walisz o zimną posadzkę. Twoje serce bije jak oszalałe. Wołasz bezgłośnie o pomoc.  Ale nikt cię nie słyszy. Jego nie ma. Wyszedł, trzaskając drzwiami. Wrócił do żony, do dziecka. Ty byłeś dla niego tylko lub aż dzieckiem.

Naiwnym. Uroczym. Słodkim. Rozkapryszonym.

Tupałeś nóżką, kiedy nie chciał cię karmić w łóżku czy rżnąć do nieprzytomności.

Mimo to cię kochał. Chciał się z nią rozwieść. Dla  ciebie. Ty jednak wysnułeś inne wnioski. Wyciągnąłeś zestaw igieł i strzykawek. Zrobiłeś to. Wstrzyknąłeś sobie jakiś syf. Sam nawet nie wiedziałeś jaki.

I odpłynąłeś. Widziałeś śnieg na pustyni. Taka anomalia zdarza się przecież raz na siedemdziesiąt lat i ukazała się właśnie tobie?

Dziwne.

Nie chciałeś umierać. Chciałeś go ukarać. Ale zawiązałeś  supełek z pętelką na swej wiotkiej szyjce.

A kostucha już czekała na ciebie z kosą w ręku.

Znalazł cię nagiego na posadzce w otoczeniu igieł i strzykawek.

I serce mu pękło.

----------------------------

Troszkę poprawiłam. W sumie może być również inny pairing. Ale ten pasował mi najbardziej.

Pozdrawiam i do jutra.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro