Kraftböck

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stefan podziwiał sylwetkę Michiego, kiedy ten udzielał wywiadu. Nie miał na sobie już kombinezonu, a dresy i kurtkę z logo sponsorów. Włosy zaś skrył pod biało-czerwoną czapką. Przy tym spoglądając na Stefana, miał kwaśną minę. Nadal pamiętał, jak Kraft chciał pocałować gościa od kwiatków. I mu się to nie podobało. W gniewie  powiedzieli o kilka słów za dużo i mieli ciche dni.

W końcu jednak Stefan postanowił przeprosić Michaela i przygotował kolację przeprosinową.

Napracował się. Świece, kwiatki, czekoladki. 

— Michi, chciałem przeprosić.

— Mhm. Pamiętaj jednak kłótnie ze mną odbierając ci trzy centymetry. W ekstremalnych przypadkach grozi to całkowitym brakiem.

Zaśmiał się uroczo.

— Wiem. Często mi grozisz kastracją.

— To z miłości.

— Ciekawe jakiej.

— Od pierwszego włożenia.

— Mhm.

— Nie chcę, byś wkładał innym. Zwłaszcza facetowi od kwiatków. 

— Mhm. Przecież wiesz, że wkładam tylko tobie.

— I oby tak zostało.

— Też cię kocham, Michi.

---------------------------------------------------------------

Powiem jedno. BEZNADZIEJA. Cieszcie się, że nikogo nie zabiłam, bo od pisania horroru, zastanawiam się jaka śmierć byłaby efektowna. Ale miało być bez zabijania. Więc jest.

Lilian010

mchlne

Pozdrawiam.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro