Proch

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spojrzałem w jego oczy. W te zielone otchłanie, które mnie pochłaniały. Teraz były wypełnione łzami, a nie szczęściem.

Przeze mnie.

Pozornie było mi to obojętne. W głębi serca zaś odbywał się powolny proces. Widok jego łez sprawiał, że żeliwna zbroja je okalająca zaczęła pękać, kruszyć się i odpadać.

Poczułem coś.

Szereg barw od zieleni po żółć wybuchł przed moimi zlodowaciałymi oczami, zastępując paletę czerni, bieli i szarości, które widziałem do tej pory.

Żyłem w czarno-białym świecie, a te zielone otchłanie były odskocznią i wiedziałem, że są zielone.

Poczułem ból. Tam w środku.Rozdzierał moje serce na pół. To musiała być miłość. Uczucie piękne i czyste, a kiedy cholerstwo zapuściło korzenie, nie można było go wyrwać. Bolało jak cholera. Jakaś cząstka serca umierała, sprawiając, że okaleczony narząd był narażony na jeszcze większe zranienie. I to była miłość, która miała dwie strony. Piękną i czystą, ale też okrutną, złą i podłą. I jedna rzecz mogła od niej uwolnić — śmierć.

I kosa, i czarny płaszcz nie wydawały się tak straszne, gdy przyszła wybawicielka.

Zobaczyłem coś. Bladość skóry, gasnący uśmiech i zamglone oczy ukryte za zasłoną z łez.

I wiedziałem.

Teraz albo nigdy.

Jeden krok. Jeden fałszywy krok i po nas.

Pozostało się oddać w ramiona miłości i cierpieć. 

— Pero...

 Spojrzał na mnie z nadzieją.

—... kocham cię.

Te dwa słowa zmieniły wszystko na lepsze.

Miałem ochotę go pocałować. Ale to było zbyt wcześnie.

Byliśmy zbyt mocno pokaleczeni. Zbyt mocno się zraniliśmy, by to miało sens.

Te niedomówienia, zazdrość, zdrady — działały na naszą niekorzyść. 

Dzieliły.

A te dwa słowa mogły wszystko naprawić.

Ale odbudować stracone zaufanie to zupełnie inna para kaloszy.

Byłem jednak gotowy się podjąć tego zadania, dopóki on był przy mnie.

----------------------------------

Chcieliście Procha, to macie. Dokończę Hayboecka i pomyślę nad tym Fanni/Kamil.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro