Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~*~

*Haruka*

*Dzień pierwszy*

W pierwszym dniu wyprawy w zamku nie robiłam nic ciekawego. Ubrałam na siebie mundur i poszłam na posiłek. Zjadłam śniadanie, później strzelałam z łuku, bo tym razem nie musiałam uważać na kręcących się zwiadowców po placu. Siedziałam tak do obiadu i gdy już się najadłam poprosiłam jednego z żołnierzy by zabrał mnie na mury. 

To było oczywiste, że najpierw się nie zgadzał, ale w końcu go przekonałam, chociaż trochę mi to zajęło. 

- Przyjdę po ciebie przed kolacją.- Powiedział chłopak, a ja tylko pokiwałam głową. 

Patrzyłam cały czas na krajobraz. Nie oczekiwałam, że dzisiaj wrócą, co najwyżej za trzy, cztery dni albo nawet tydzień. Po prostu podziwiałam wszelkie drzewa, góry, trawy,  a nawet nie raz wystające głowy tych tytanów. Pojawiały się bardzo rzadko, ale jakoś nie koniecznie się bałam. Przynajmniej nie w momencie gdy siedziałam dwa metry od krawędzi na pięćdziesięcio metrowym murze. 

Myślałam, że minęło zaledwie kilka minut, ale za nim się zorientowałam wracałam z żołnierzem do zamku na kolację. Zaraz po zjedzeniu poszłam do pokoju, wzięłam prysznic, wyprałam rzeczy, a gdy już je powiesiłam poszłam spać. 

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem w środku ciemnego lasu, a mój naszyjnik w kształcie gwiazdy lekko świecił. Wokoło było ciemno, ale nagle biżuteria oświetliła mi las w zasięgu dwóch metrów ode mnie. Ujrzałam naprawdę wysokie drzewa, które wyróżniały się od tych, które miałam w zwyczaju widywać w lasach Japonii. Chciałam dotknąć ozdoby, ale ona się uniosła uniemożliwiając mi to. Czułam jak ciągnie mnie ona żebym szła za nią. Pociągnęła mnie w ciemny las rozświetlając mi drogę, a ja nie mając zbytnio innego wyjścia ruszyłam za nią. Nie wiem ile minęło, ale w pewnym momencie gwiazda się zatrzymała, a ja spojrzałam w kierunku, który oświetlała. Ujrzałam Armina wychodzącego za drzew. Zamrugałam kilka razy. Nie mogłam uwierzyć, w końcu chłopak powinien być na wyprawie. Wzruszyłam jednak ramionami i chciałam ruszyć  w jego kierunku. W momencie, w którym zrobiłam pierwszy krok światło z biżuterii rozbłysnęło tak, że nic nie widziałam, a gdy osłabło. Zniknął las, światło z naszyjnika oraz Armin, a została tylko ciemność. 

*Dzień Drugi*

Wtedy się obudziłam z lekkim piskiem. Przejechałam dłonią po swoich włosach i stwierdziłam, że spociłam się. Poszłam wziąć prysznic i ogarnąć się przed śniadaniem. Moje rzeczy o dziwo były suche, więc i tym razem założyłam mundur.

Drugi dzień niewiele różnił się od pierwszego tylko tym razem nie poszłam strzelać z łuku po śniadaniu, ponieważ padał deszcz. Tak, więc poszłam do laboratorium Hanji uprzednio biorąc klucze od głównego dowodzącego pod nieobecność Erwin'a. Usiadłam tam na kanapie i czytałam o wszystkim co było związane z tytanami. Pisało tu dużo o Eren'ie, o ich regeneracji. Co jakiś czas moje myśli odchodziły do dziwacznego snu i zastanawiałam się co tam robił do cholery Armin? Przeglądałam to wszystko do czasu aż nie zadzwoniły dzwony na obiad. 

Odłożyłam wszystko na swoje miejsce i ruszyłam do stołówki. Doszłam tam z siedmiominutowym spóźnieniem, ale na szczęście nie było takiej jednej wrednej kucharki, która raz jak się spóźniłam dwie minuty na wydawanie kolacji to w ogóle mi nie dała posiłku. Na szczęście Eren się ze mną podzielił. Dostałam obiad i usiadłam sama na miejscu Kaprala. On umie wybierać miejsca. Mówię to tak poważnie. Stąd było widać wszystko, ale za to ledwo było słychać jakiekolwiek rozmowy. Zresztą i tak było cicho, jak nie było tej całej wesołej i głośnej gromadki. Uśmiechnęłam się na widok obrazu w mojej głowie gdzie Jean i Eren zaczęli się rzucać jedzeniem. Pamiętam też jak dostaliśmy później opieprz od Levi'ego.

Gdy już zjadłam sprawdziłam czy na dworze nie pada. Na moje szczęście nie padało, więc po raz kolejny poprosiłam tego samego żołnierza co dnia poprzedniego by mnie podrzucił na mury. Jęknął, ale gdy się uśmiechnęłam pokiwał głową. Dowiedziałam się przy okazji, że nazywa się Mitsuhide i pozwolił mi się nazywać Hide-kun, bo całe było dla mnie jednak za długie. Chłopak miał dziwne włosy, w odcieniu zielonego. Opowiedział mi co nieco o swojej rodzinie. Miał dwie młodsze siostry i starszego brata. Jego brat nie był w zwiadowcach tylko w stacjonarce. Na początku też miał tam iść, ale zrezygnował. Gdy zapytałam mu się o powód powiedział, że to jest głupie, ponoć chciał zrobić na złość bratu. Trochę dziecinne, w końcu walka z Tytanami to nie przelewki. Ja natomiast mało o sobie zdradziłam, w końcu mnie tu nie powinno być, a i tak pewnie moja obecność już tutaj dużo namieszała. Gdy doszliśmy do murów chłopak po raz kolejny chciał wrócić po mnie dopiero na kolacje, ale zatrzymałam go.

- Jeśli nie masz żadnych zajęć możesz ze mną zostać.- Zaproponowałam, a on pokiwał głową. 

- Chętnie. Jak większość wyjeżdża na wyprawy i tak nie mamy nic do roboty.- Zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. 

Gadaliśmy o wszystkim, o naszych zainteresowaniach, zabawnych historiach z dzieciństwa, a gdy zaczęło się ściemniać chłopak stwierdził, że czas się zbierać. Po jakimś czasie byliśmy już w bazie i dopiero wtedy zadzwonił dzwon. Chłopak mnie ostrzegł, że mam biegnąć na posiłek, bo dzisiaj była ta wredna kucharka na zmianie. Postanowiłam mu zaklepać przy okazji, ponieważ Hide musiał odłożyć sprzęt do trójwymiarowego manewru. Z trudem, ale mi się to udało. Stanęłam przy blacie wypatrując chłopaka, a gdy wszedł do stołówki nieznacznie się skrzywił. Podszedł do kucharki i zapytał się o kolacje. Ta z grymasem na twarzy wskazała na mnie, a ja mu pomachałam. Podałam mu tacę z posiłkiem, a ten się do mnie uśmiechnął.

- Siadasz ze mną i moimi kumplami?- Zapytał wskazując na stolik. Spojrzałam tam, ale widząc samych nieznanych mi facetów pokiwałam głową w proteście. 

- Może innym razem.- Powiedziałam i oddaliłam się do stolika Kaprala. 

Było to naprawdę świetne miejsce. Jak wrócą to Levi będzie miał towarzystwo przy stoliku. Uśmiechnęłam się na wyobrażenie Kaprala z zirytowaniem zmieszanym ze zdezorientowaniem na twarzy. Zjadłam ze spokojem posiłek i oddaliłam się do pokoju. Wzięłam prysznic uprałam rzeczy i poszłam spać. 

Po raz kolejny ocknęłam się w ciemnym lesie z wysokimi drzewami. Swoją drogą one miały z 50 metrów! Były wielkości tego muru! No, ale po raz kolejny naszyjnik prowadził mnie w stronę gdzie spotkałam Armina. Znów biżuteria zatrzymała się w tym samym miejscu, ale tym razem było inaczej. Armin wyszedł za drzew i z uśmiechem do mnie podszedł. Chwycił mnie za nadgarstek, a naszyjnik opadł. Podniosłam do niego dłoń chcąc go chwycić poparzył mi rękę, ale szyi na której leżał nie. Chłopak prowadził mnie przez las, który nadal oświetlała gwiazda. Po jakimś czasie blondyn się zatrzymał i wskazał palcem na wprost nas. Chciałam spojrzeć na blondyna, ale jego nigdzie już nie było. Skierowałam wzrok w miejsce, które wskazał chłopak i ujrzałam oblicze Mikasy. Niestety gdy po raz kolejny chciałam zrobić krok w stronę dziewczyny światło z naszyjnika rozbłysło i znów zostałam całkiem sama pośród ciemności. 

~*~

Yoooooo!!!!!!

Wiecie, że do końca zostały już tylko trzy rozdziały! :O Kiedy to wszystko minęło. Nie mamy nawet sierpnia. Ledwo miesiąc minął, a opowiadanie się zaraz kończy. Z jednej strony się cieszę, bo będę miała trochę mniej roboty, ale z drugiej trochę mi tego szkoda. Polubiłam to opowiadanie. Nawet bardzo. Szczerze to jest jedne z najlepszych moich pomysłów. 

Od razu przepraszam, że piszę to tak późno, ale wybaczcie wcześniej mi się po prostu nie chciało. Do tego mam teraz wenę, więc idę pisać dalsze rozdziały! Może mi się uda napisać te wszystkie trzy i pojawią się w kilku następnych dniach!

Bayooooo!!!!!

Kazenakii

PS.

KOMENTUJCIE!!!!!!

ORAZ

GWIAZDKUJCIE!!!!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro