VI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Gotowe! – mówi Edward, a w jego głosie wyczuwam dumę ze swojego czynu. – Wprawdzie fryzjer ze mnie okropny… ale i tak wyglądasz cudownie.

Zerkam na siebie w lustrze, delikatnie marszczę brwi. Cudownie, hmm…

– Wyglądam jak kobieta – mruczę niezadowolony, na co mężczyzna wybucha śmiechem.

– Oj, skąd taki pomysł?

– No tylko na mnie spójrz! – Oburzam się, unosząc ręce ku górze. Mój rozmówca odwraca wzrok, mamrocząc coś pod nosem.

– Słuchaj, nie obraź się, ale-

– Ale?

– …wyglądasz jak typowa Omega. Jednak do kobiety wciąż ci daleko.

Przewracam oczami. No przecież, na co mogę liczyć gdy wyglądam tak, a nie inaczej? Może… Nie jest aż tak źle… Włosy już nie wpadają mi do oczu, choć trójkątna grzywka odrobinę mnie drażni.

– Niech ci będzie.

– Panowie głodni? – Do pomieszczenia wchodzi uśmiechnięty Roberto, pocierając delikatnie ręce. – Naleśniczki gotowe!

Nie muszę nawet otwierać ust, bo mój brzuch prezentuje im pieśń wszystkich wielorybów… Zażenowany spuszczam wzrok, czując jak moją twarz pokrywają rumieńce.

– Słyszę, że nawet bardzo – Chichocze kucharz, ciągnąc mnie do kuchni połączonej z jadalnią.

To co stawia mi pod nosem sprawia, że otwieram szerzej oczy. Z pewnością Roberto chce bym nabawił się cukrzycy.

– Widzę twoje spojrzenie. A odmowy nie przyjmuję – burczy. – To ma być zjedzone w pięć minut!

– No wiesz co! – marudzę, ale posłusznie zabieram się za posiłek. Inaczej bym nie uwolnił się od jego gadania przez calutki dzień.

– Nie pospieszaj go – Wtrąca się Edward. – Jadę z nim dopiero po dziesiątej, daj mu spokój.

– Czekaj, co…? Gdzie jedziemy?

– Nie bój się, zabieram cię tylko na zakupy – Głaszcze mnie delikatnie po głowie, po czym wychodzi z pomieszczenia. I zostawia mnie samego z Roberto. O nie…

– Jedz to.

– Och, przestań… Przesadziłeś z bitą śmietaną… i czekoladą… I ja mam to zjeść na śniadanie?

– Jedz to.

– …Roberto!

♪♪♪

    Tak jak Edward powiedział, pojechaliśmy na zakupy. Myślałem, że to będą drobnostki. Ale nie. Oczywiście musiał wykupić cały sklep, a potem jeszcze następny. Niby narzekać nie mogę, bo to wszystko dla mnie, ale…

– Przesadziłeś – wzdycham. – Jak ja ci za to zwrócę?

– Nie musisz. Robię to bezinteresownie.

– Hm… Wiesz co? Jakoś ci nie wierzę. Wydałeś już na mnie tyle pieniędzy, a nadal nie oczekujesz niczego w zamian.

– Dobrze, może moje działania jednak mają cel… – mruczy do siebie pod nosem, ale ja i tak wszystko słyszę.

Postanawiam jednak nie ciągnąć dalej tematu, bo mogłoby się to skończyć informacjami, o których niekoniecznie chcę wiedzieć. Wchodzimy do kolejnego sklepu, który według Edwarda będzie ostatnim przez nas odwiedzonym, ale coś nie chce mi się wierzyć, że to prawda. Moją uwagę przyciąga brzoskwiniowy sweter w serek, ale gdy patrzę na jego cenę, krzywię się zniesmaczony. Wprawdzie idealnie trafia w mój gust, ale nigdy nie zapłaciłbym aż tyle za jedną rzecz.

– Podoba ci się? – pyta Alfa, kładąc mi dłoń na ramieniu.

– Nie kupuj – Patrzę na niego poważnie. – Jest za drogi. Wydałeś dzisiaj na mnie już zbyt wiele pieniędzy, więc wystarczy.

– Jeden sweter mnie nie zbawi. – Pomimo moich protestów, wciska mi go w ręce i pcha w stronę przymierzalni. Wzdycham bezradnie. Gdy Edward się uprze, to najwyraźniej nic się nie zdziała.

Nadal nie rozumiem jego działań. Po co aż tak bardzo się o mnie troszczy? Jestem dla niego tylko informacją, czymś co może pomóc jego planowi w realizacji. Po zakończeniu akcji nie zamierzam również na siłę zostawać w jego domu. Choć w środku jako Omega wręcz wyrywam się w objęcia mojej Alfy, jeszcze jestem w stanie zapanować nad swoimi czynami. A skoro sytuacja wygląda tak a nie inaczej, muszę zrezygnować ze szczęścia swojego wewnętrznego ja. Nie owijając w bawełnę, Edward mnie po prostu nie chce. Karmi mnie komplementami i prezentami bo ma na celu przekonanie mnie bym mówił prawdę. Ale czy miałbym jakiekolwiek korzyści gdybym nakłamał na temat ośrodka? Nie. Nawet bez przekupywania mnie powiedziałbym wszystko co wiem. Jeśli ktoś nie zakończy tego piekła, to nasze cierpienie nigdy się nie zakończy.

Wychodzę z przymierzalni, mając mieszane uczucia. Mężczyzna najwyraźniej to zauważa, bo jego podejście diametralnie się zmienia.

– Coś się stało? – pyta łagodnie ze zmartwioną miną. Już nie jest taki nachalny jak przed chwilą, delikatnie chwyta moją dłoń, pocierając jej wnętrze kciukiem.

– Wszystko w porządku – Kręcę głową, uśmiechając się sztucznie. Nie mogę dać mu do zrozumienia, że wciąż mam kilka obaw. Przecież znamy się niecałe dwa dni.

– Dobrze… Masz ochotę coś zjeść? – Nie drąży tematu, za co jestem mu w tej chwili wdzięczny.

– Chętnie.

Obładowani torbami udajemy się do małej knajpy znajdującej się w galerii, a Alfa zamawia dla nas fastfoody. Frytki, burgery i nuggetsy z sosem słodko-kwaśnym.

– Tylko nie mów Roberto, bo mi nie daruje.

– Pewnie – uśmiecham się, lecz tym razem szczerze. W ciągu kilku godzin spędzonych z kucharzem zdążyłem już poznać właśnie tę jego stronę. Prawdopodobnie gdyby usłyszał, że poszliśmy opychać się niezdrowymi rzeczami, obraziłby się na mnie, że jego naleśników nie miałem ochoty zjeść, ale na słone przekąski już owszem, ochotę mam wielką.

Podczas opróżniania pysznych, dobrze posolonych frytek z talerza przyglądam się przechodzącym obok ludziom. Widząc szczęśliwe pary z dzieckiem bądź w ciąży dociera do mnie jak bardzo brakuje mi kogoś bliskiego. Samotność wypełniła mnie od środka, ściskając boleśnie za serce. Spuszczam odrobinę głowę, by Edward nie widział mojego nagłego smutku. A że ze mną jest jak z otwartą księga, szybko zauważa, iż coś jest nie tak.

– Ivo… przecież widzę, że coś się stało.

– …Ja… – Zagryzam wargę – po prostu tęsknię za rodziną… I… Wolałbym być u siebie w domu… – mruczę, co nie do końca mija się z prawdą, jednak czuję się jakbym go oszukiwał.

– Przecież ci obiecałem, że wkrótce się z nią spotkasz – wzdycha. – Nie będę cię zmuszał byś mieszkał u mnie. Jednak daj mi trochę czasu, aż sprawa zostanie chociaż częściowo rozwiązana.

– Rozumiem… – Zdobywam się tylko na taką odpowiedź. Atmosfera staje się napięta. Sprawiłem mu przykrość, choć tak naprawdę nie tego chciałem. Ale głupio mi przyznać, że po części rozmarzyłem się na myśl o założeniu kiedyś własnej rodziny. Bo mimo że rodzice też są ważni, to myśl o posiadaniu dziecka z Alfą, która by mnie szanowała i kochała z całego serca jest dość… kusząca.

♪♪♪

    Gdy wróciliśmy był już wieczór. Cały dzień spędziliśmy na zakupach, najpierw ubrań dla mnie, później wybraliśmy się na zakupy do domu. Namówiłem go nawet na kilka przekąsek typu popcorn i ciasteczka, pokusiłem się nawet o czekoladę. Po tym jak wypakowaliśmy wszystko i poskładaliśmy do szafek i lodówki, poszedłem się wykąpać. Teraz siedzę w salonie potajemnie jedząc zakupioną przez Edwarda czekoladę. Chowam ją do kieszeni, gdy płowowłosy wraca wraz z miską popcornu. Zgarniam ją od razu sprzed jego nosa, co wywołuje u niego pomruk rozbawienia. Mężczyzna włącza film, chyba horror, ale jest on na tyle nudny, że pół godziny później zaczynam ziewać z nud. Na Edwardzie chyba też nie zrobił on wrażenia.

– Hm… a tak go chwalili – mruczy niezadowolony, wyłączając telewizor.

Zjadam resztki popcornu, po czym odkładam pustą miskę na stolik. Zaczynamy ze sobą luźną dyskusję, jednak już po chwili rozmowa schodzi znów na temat ośrodka. I jakoś… mówię mu o moim dzienniku.

– Skąd go miałeś? – Zdziwiony, opiera się wygodniej na kanapie.

– Osoba, która mieszkała w tamtym pokoju przede mną go prowadziła. Gdy czytałem stare notatki, nie mogłem uwierzyć, że te rzeczy działy się naprawdę, ale gdy sam zacząłem notować… – Przełykam nieprzyjemną gulę w gardle, na wspomnienie tamtych chwil. Doskonale pamiętam samobójstwo Lucasa… i to jak go wynosili…

– W porządku, jeśli to dla ciebie trudne to nie mów – Patrzy na mnie łagodnie, a w jego oczach odbija się troska.

– Dziękuję… – szepczę, wstając z kanapy. – Ja… Pójdę już spać…

Edward również wstaje.

– Ivo. – Delikatnie mnie przytula, na co ja odrobinę zdziwiony oddaję gest. – Nie myśl o tym zbyt wiele… Nie chcę byś miał potem koszmary… – Głaszcze mnie pocieszająco po plecach.

– Odezwał się ten, co puścił horror przed snem. – Mimo napływu negatywnych wspomnień, prycham cichym śmiechem.

Wtulam się nieśmiało w jego pierś, a mężczyzna zaczyna głaskać mnie usypiająco po głowie. A może… może jednak nie jestem dla niego tylko garścią informacji? Może naprawdę mu na mnie zależy, tak bez powodu? Pozwalam tym myślom zakiełkować głęboko w moim sercu. Obym tylko nie pożałował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro