XXIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Siedzę sam ze sobą w salonie i obżeram się czipsami, oglądając jakieś bezsensowne, ckliwe telenowele i oczywiście ryczę, bo moje serce nie wytrzymuje takich scen jakie dzieją się w tym serialu. Właściwie to nie wiem co mi odwala, od kiedy Betty zaproponowała mi terapię coraz gorzej radzę sobie z emocjami. Ostatnio to już w ogóle mam burzę humorów. A może po prostu jestem przewrażliwiony? Ta, kto by nie był po ucieczce z tak okropnego miejsca. Zastanawiam się w sumie jak oni ze mną wytrzymują… albo raczej nie wytrzymują. Wybacz Edward, trafił ci się okropny przeznaczony. Z paskudnym charakterem, co oczywiście każdy już wie, wyglądający jak zapity menel leżący pod śmietnikiem (nie obrażając pana o gorszej sytuacji), z zapędami do bulimii i w kółko krzyczący jak bardzo cię nienawidzi. Cudownie.

Odkładam na moment paczkę przekąsek, bo brzuch daje o sobie znowu znać bolesnym skurczem. Chociaż… nie jestem do końca przekonany czy to żołądek. Bo bardziej boli mnie podbrzusze, jednak patrząc na to, że zjadłem sam cały ten przepyszny, czekoladowy tort, wcale nie zdziwiłbym się gdyby dopadła mnie grypa żołądkowa. I tak niczego nie żałuję. Ale ból jest okropny.

…Ile można być w głupim sądzie? Rozumiem, że rozwód do najprzyjemniejszych nie należy, ale nie ma ich już pół dnia. I to nawet nie tak, że za nimi tęsknię czy coś. Po prostu nie czuję się zbyt bezpiecznie będąc samemu w tak dużym domu, dodatkowo wieczorem. Jest ciemno jak cholera, jeśli ktoś podejrzany zacznie się tutaj kręcić to nie ręczę za siebie. Chociaż… chyba jednak nie mam na to siły. Ostatnio nie mam siły na nic. Nie wiem czy to kwestia niedożywienia… Wbrew pozorom, w ośrodku też byłem niedożywiony, a dawałem sobie radę z dużą ilością problemów. Nie tylko o podłożu psychicznym.

Gdyby tu był Colin… no właśnie, Colin. Kolejny potok łez zbiera się w moich oczach, by wybuchnąć razem z histerią, która rozbrzmiewa na tyle głośno, że zapewne słychać mnie w całym domu. Ghhh… Co się ze mną dzieje?! Skąd to przewrażliwienie? Nie panuję nad sobą, choć tak bardzo się staram!

Wzdycham, gładząc swój brzuch. Boli. Nawet przeciwbólowe nie działają, wziąłem już dwie silne tabletki i nadal nie pomogły. Może to serio wina przejedzenia? Tyle pytań. I tak mało odpowiedzi.

Zamiast siedzieć tutaj i użalać się nad sobą, zawsze mogę pójść już spać. Znudziło mi się czekanie, aż wrócą, a przecież zamknięty jestem na cztery spusty, nikt tu nie wejdzie… chyba.

Naoglądałem się za dużo horrorów z Edziem.

Rzucam poduszkę na oparcie kanapy, obijając ją pięściami, bo jest tak niewygodnie, że szlag mnie trafia. Koniec z dołowaniem się. Czas na przygłupie, odmóżdżające komedie. O ile takie wciąż lecą o tej godzinie. A sądząc po niej jedyne co znajdę to horrory, ewentualnie filmy dla napalonych nastolatków. Mnie ten okres chyba ominął, szczęśliwie bądź nie.

Z drugiej strony, Edward ma od cholery programów, więc pewnie znajdzie się coś śmiesznego. A jak nie to zawsze buchnę mu laptopa. Ba, przecież dał mi nawet jednego do użytku własnego, ale jednak wolę tego z którego korzysta. Nie chce mi się męczyć z aktualizacjami. Najwyżej się pogniewa.

Na szczęście nie muszę się o to martwić, bo szybko trafiam na kanał, gdzie trwa aktualnie „komediowa noc” czy coś. Oczywiście teraźniejszy film jest o głupiej, niezdarnej Omedze, która nie radzi sobie z pracą w biurze, a jej szef to oczywiście Alfa, bo jakżeby inaczej. Ha, ha, ha. Auć. No… ale błagam, kto jest aż tak głupi by wywrócić się na nogawce od własnych spodni i wpaść do fontanny? No nik- chwila, nieważne. Zapomniałem, że mam starszego brata. Och, w jego przypadku to chyba wszystko jest możliwe… A może już nie jest taki roztrzepany? Chociaż… Z tego się chyba nie wyrasta, nie? On kiedyś potknął się… o kota. I musieli mu zszywać brew. Pfff, idealnie nadawałby się do tego rodzaju filmów! Niestety, prędzej by się popłakał na planie, niż nakręcił z ekipą choć jedną scenę. Ale tak było gdy miał prawie osiemnastkę. A skoro ja gniłem w ośrodku z dobre cztery lata… To Love teraz ma dwadzieścia dwa. Może serio dojrzał…

Chciałbym zobaczyć rodzinę… Nawet tego uroczego głupka… I wysłuchać też nudnego paplania Toby'ego… o tym jaka to literatura Edzia jest cudowna… i te jego komiksy i gry, i co on tam jeszcze zbiera… no… bo raczej wciąż zbiera… Nie wydaje mi się by w tej kwestii akurat u bruneta się zmieniło. Jedyne za kim nie tęsknię to Emma. Tsss, rasowa sucz. Pobyt bez niej, nawet w tym najgorszym miejscu na świecie to prawie jak wakacje.

Ech… ile jeszcze muszę myśleć o rodzinie, by w końcu ich zobaczyć? Nawet… nie jestem pewien czy wciąż mieszkają w tym samym miejscu co kiedyś. I czy nie są ze sobą skłóceni… w końcu tylko Toby tak naprawdę jeszcze nie osiągnął pełnoletności. Inni mogli uciec, żeby nie musieć oglądać swoich twarzy. A patrząc na moją rodzinę, to całkiem prawdopodobne. Taka to głupia ferajna. To właśnie przez nią nie mogę obejrzeć nawet durnej komedii… Wszystko mi o nich przypomina. Dosłownie wszystko. Minęło tyle lat, a ja wciąż pamiętam charakterystyczne cechy każdego z członków mojej rodziny. Nawet jeśli Edward obiecał mi, że jeszcze się z nimi zobaczę, z dnia na dzień mam co do tego coraz mniejszą nadzieję.

Wyłączam telewizor, kolejny raz poprawiając za sobą poduszkę. Za dużo myślę. Znowu. Mam wrażenie, że niepotrzebnie komplikuje mi to życie bardziej. No bo, jeśli ktoś nie zamartwia się o rzeczy mniej ważne niż chwila teraźniejsza, to stresuje się mniej i mniej przeżywa, prawda? Zastanawiam się tylko jak ponownie wrócić do tego trybu. Od kiedy nie jestem już w ośrodku, mam czas na martwienie się o różne sprawy i próbę rozwiązania ich, ewentualnie wyrzucanie swoich emocji na wierzch.

Odkrywam z siebie koc, a chłodne powietrze sprawia, że przechodzą mnie dreszcze wzdłuż pleców. Uch, ale zimnica. Ciepły prysznic i zakopanie się w kołdrze podczas zimy, to najlepsze co istnieje. Dlatego też sprzątam po sobie w salonie i w końcu zabieram się za ogarnięcie swojego ciała. Choć i tak zamiast godzinę bądź dwie siedzieć i kisić się w wannie, biorę szybki prysznic. Gdyby nie ten cholery ból, który swoją drogą nasilił się jeszcze bardziej, to zapewne wykorzystałbym pierwszą opcję. A tak to jedyne o czym mogę myśleć, to szybka możliwość snu by zakończyć cierpienia. Koniec z jedzeniem po dwudziestej drugiej i obijaniem się w łóżku. Od jutra tylko zdrowy tryb życia.

Po zgaszeniu światła, rzucam się na łóżko, co wcale nie pomaga w mojej obecnej sytuacji. Trudno. Zawijam się w kokon i starając się nie myśleć o niczym, próbuję zasnąć. Nie idzie to łatwo, bo oprócz towarzyszącego mi nieprzyjemnego bólu w podbrzuszu, czuję jak rumieńce wpływają na moją twarz przez uczucie gorąca, jakie zaczyna mnie otaczać. W dodatku… znów czuję zapach winogron… czyżby w końcu wrócili? Ta woń… zawsze była tak bardzo intensywna? I czy wcześniej czuć było również dzikie róże? Nie, na pewno nie.

Owijam brzuch rękoma, jęcząc cicho. Boli, boli, bardzo jak cholera jasna boli. Okropne. Nie chcę już tego. Coś… czuję jak coś cieknie mi po nogach… O mój… to obrzydliwe. Jebany śluz. Potrzebuję Alfy. Tu. Teraz. Nie wytrzymam już dłużej. Dlaczego to musi tak boleć?

Wciąż się obejmując wychodzę z łóżka. Wzdycham. Muszę nad sobą panować. Ale… to jest o wiele silniejsze. Rozsądek nie ma w tej chwili prawa bytu. Nie muszę go słuchać. Potrzebuję tylko Alfy. Tylko mojej Alfy.

Naciskam na klamkę, by wyjść z pokoju. Wtedy też dociera do mnie jeszcze bardziej intensywny zapach Edwarda. Uch… skąd nagle ta dzika róża? Tego nie było…

Mężczyzna chciał chyba położyć się spać, ale gdy w końcu mnie zauważa, rezygnuje z tego. Zamiera w połowie czynności, wciąż trzymając dłoń na klamce od sypialni. Wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami. Nie wiem czy robi to specjalnie… ale jego feromony przybierają na sile. A mi cieknie ślina od tego przyjemnego zapachu. Chociaż w aktualnej sytuacji to nie tylko ślina. Ble. Ale już mnie to nie obchodzi. Chcę go. Muszę poczuć go w sobie. Teraz. Natychmiast. Bo inaczej chyba coś rozwalę.

Szybko pokonuję dzielący nas dystans, przyklejając się do niego jak pszczoła do miodu. Ocieram się delikatnie o jego bok, sapiąc cicho z powodu podwyższonej temperatury. Ból trochę mija, gdy jestem tak blisko, jednak wciąż jest bardzo nieprzyjemny.… na tyle, że do oczu napływają mi łzy.

– Pomóż mi… – chlipię, zaciskając dłonie na koszuli Edwarda. – To boli… tak bardzo…

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro