10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od pamiętnego dnia, kiedy Flor wraz Ethan'em znaleźli się razem w łóżku po pijackiej nocy, minęło sporo czasu. Czasu, który dzielili wspólnie. Flor często spał w łóżku blondyna, jednak ten nigdy nie posunął się dalej i przekroczył granicy. Co nie znaczy, że nie całowali się, ani nie przytulali. Zawsze leżała w jego objęciach, jak tylko spędzała u niego noc. Czuła się bezpieczna, jednak jej myśli co jakiś czas powracały do Ridera, który nie odezwał się do niej słowem od dwóch miesięcy. Minął październik i kończył się listopad. Jedynie od rodzicielki wiedziała, że dalej studiuje w Los Angeles. Bolało ją, że tak ją potraktował, a w sumie wysłała mu tylko jeden pocałunek z blondynem. A  on na jej oczach całował inne, więc nie uważała, że zrobiła coś złego.  Skoro uznał, że nie chciał mieć z nią nic wspólnego, zaakceptowała to.  Nie przyszło jej to łatwo, ale wiedziała, że musiała ruszyć do przodu. Listopada zmierzał ku końcowi, a w związku tym, dzień dziękczynienia był za dwa dni. Zaplanowała wyjazd do domu, jednak bała się spotkania z Riderem. Wiedziała bowiem, że na sto procent będzie tam również. 

- Flor, co się dzieje? - Zapytał blondyn, który poznał już na tyle szatynkę, że rozpoznawał jej humor po różnych drobnych zmianach na jej twarzy. 

- Nie wiem jak przetrwał to spotkanie z Riderem. Co będzie jak ma dziewczynę i postanowi zabrać ją ze sobą?

- Pokażesz mu, że źle wybrał - odparł z uśmiechem Ethan.

- A niby jak, co?

- Jak to jak? Moja osoba idealnie nada się do tej roli. - Flor spojrzała zdumiona na chłopaka.

- Chcesz zrezygnować z rodzinnego obiadu i robić za mojego chłopaka?

- Z niczego nie rezygnuję, maleńka. Polecimy dzisiaj do San Diego, a stamtąd po obiedzie pojedziemy do Long Beach do moich rodziców na świąteczną kolację. 

- Mieszkają w Long Beach? - Spytała zaskoczona Flor.

- Tak, przebywają głównie tam, ale tato podróżuje po całych Stanach w sprawie hoteli.

- Jesteś tego stuprocentowo pewny?

- Taaak  - przeciągnął i objął ramieniem szatynkę. - Perspektywa oficjalnego całowania i przytulania cię w obecności twoich bliski jest cholernie kusząca.

- Jezu, Ethan  - zajęczała szatynka, po czym zaśmiała się radośnie. - Rodzice będą zaskoczeni.

- Nie bardziej niż twój pieprzony braciszek.

- O tak, jeżeli przyjedzie, na pewno będzie zaskoczony.

Przez następną godzinę spakowali bagaż podręczny, po czym pojechali na lotnisko skąd polecieli do San Diego. Flor w międzyczasie zadzwoniła do rodziców informując ich, że przyjeżdża z przyjacielem. Oczywiście, mama miała tysiąc pytań do, a ojciec wcale nie był od niej lepszy. 

Po pięciu godzinach lotu i szybkiej odprawie ruszyli do wyjścia. Ethan był jakieś pół głowy wyższy od Flor i rok starszy, a jego lekko umięśniona sylwetka i lekki chód pasował do drobnej szatynki. Splótł ich palce razem i wyszły na ciepłe powietrze, tak różne od pogody w Nowym Jorku.

- Flor! - Lea Regan dopadła do zaskoczonej córki.

- Mamo, a co ty tutaj robisz? - Oddał uścisk rodzicielki.

- Jak to, co? Przyjechał po was. Jestem Lea, mama Flor - przedstawiła się blondynowi.

- Ethan Brok, chłopak pani córki - przestawił się.

- Chłopak? - Lea patrzyła to na córkę, to na jej towarzysza.

- Długa historia mamo. Możemy już jechać? - Ruszyli w stronę auta.

- Jasne. - Lea odpaliła samochód i włączyła się do ruchu. - Nie wiem, czy będziesz zadowolona, ale Rider przyjeżdża...

- Okey, tylko dlaczego mam wrażenie, że jest jakieś "ale"

- On... przyjeżdża z dziewczyną.

W samochodzie zapanowała cisza. Flor nie wiedziała, czy dziewczyna oznaczała jego dziewczynę, czy może po prostu koleżankę. Zacisnęła dłoń na palach Ethan'a, a ten pocałował ją w skroń.

- Wszystko będzie dobrze, maleńka. Nie wiesz czasem, czy przewidziano dla nas wspólny pokój? Nie bardzo lubię bez ciebie spać.

- No ładnie, czego ja się tutaj dowiaduję - parsknęła śmiechem jej mama.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro