2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce stało wysoko, kiedy Państwo Regan wraz z dwójką swoich dzieci dojechali na miejsce.  Lea Regan przez całą drogę biła się z myślami. Wiedziała, że źle postąpiła wraz z mężem, ale nie chciała więcej cierpienia. Cała ich czwórka została w przeszłości skrzywdzona wystarczająco. Myśląc, że wyjawienie prawdy wyrządziłoby jeszcze więcej krzywdęly, siedziala cicho. Jednak to był błąd. Wbrew wszystkim dostrzegała, to czego inni nie widzieli. Widziała spojrzenia, które jej córka rzucała Rider'owi. 

- Kochani jesteśmy - powiedziała do swoich pociech, kiedy zatrzymali się przed akademikiem. 

- Zaczynami nowe życie - Riader powiedział entuzjastycznie, jednak Flor tak tego nie widziała.

Tom Regan odciągnął żonę na bok, kiedy szatyn pomagał siostrze wyciągnąć jej bagaże. Wiedział, że muszą dzieciakom wyznać prawdę, ale dopiero jak ulokują ich.

- Zabierzemy ich na kolację i wszystko powiemy. Może to nie najlepsze miejsce, ale może nie zrobią sceny - Tom wyjaśnił Lei swój plan.

- Być może masz rację, ale naprawdę nie wiem jak oni zareagują.

- Może nie będzie tak źle, kochanie - mąż przytulił pocieszająco żonę.

Lea wraz z córką udała się do jej pokoju w akademika, a Tom zabrał syna do bractwa, gdzie też miał zostawić rzeczy, po czym całą czwórką mieli wybrać się na kolację. Po godzinie podjechali do Skylight Gardens, gdzie od ręki dostali stolik. Złożyli zamówienie i czekali aż kelner poda jedzenie.

- Jakaś okazja? Coś świętujemy? - Flor zadała pytanie, chociaż chodzenie do restauracji nie było nowością. Jednak rodzice wyglądali na spiętych.

- Musimy wam o czymś powiedzieć, ale nie wiemy jak zareagujecie - ich ojciec przejął pałeczkę.

- Rozwodzicie się? - Palnął Rider.

- Nie, nic z tych rzeczy. Jednak sprawa dotyczy naszej czwórki, ale najbardziej waszej dwójki.

- Mamo, co jest? - Flor dostrzegła jak rodzicielce drżą ręce.

- Powiem wam, ale nie przerywajcie mi. Oboje - Lea poprosiła, na co skinęli głowami. - Dawno temu miałam męża, a tato miał żonę. Okazało się, że nasi współmałżonkowie mieli ze sobą romans. Jednak nie to było najgorsze. Pewnego razu zabrali ze sobą dzieci na wycieczkę do zoo, a kiedy wracali do domu, mieli wypadek i... - Lea słowa stanęły w gardle.

- Oboje zginęli na miejscu - kontynuował Tom - jednak dzieci przeżyły. O ich romansie dowiedzieliśmy się dopiero po ich śmierci. Każde z nas zostało maleńkim dzieckiem. Ty, Rider miałeś trzy latka, a Flor tylko dwa.

- Co wy mówicie? - Flor zszokowana wykrztusiła pytanie.

- Jesteś moją córką, ale nie biologiczną córką Toma. Tak samo jak Rider jest synem Toma, ale nie moim - odpowiedziała cicho Lea.

Zapadła cisza. Rodzice z niepokojem czekali na reakcje ich dzieci, jednak żadna nie nastąpiła.  Flor siedziała osłupiała, tak samo jak Rider, który wodził spojrzeniem od jednego rodzica do drugiego. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Nie wiedział co ma powiedzieć, jednak w przeciwieństwie do niego Flor czuła, że zaraz wybuchnie. Jej brat wcale nie był jej bratem. A ona czuła się wiecznie winna, że darzyła go uczuciem. Spojrzała na rodziców i Ridera, po czym z furią odsunęła krzesło i wstała.

- Nie wierzę, po prostu, kurwa, nie wierzę! - Wysyczała i wybiegła z restauracji. Wypadła na chodnik i pobiegła przed siebie. Byle dalej.

Rider siedział i patrzył tempo na rodziców.

- Dlaczego? 

- Zbliżyliśmy się do siebie, a wy byliście jeszcze mali. Nie wiedzieliście co się stało, więc po co było burzyć wasz świat? Uważaliście się za rodzeństwo - Lea tłumaczyła się z postępku.

- Ale nim do cholery nie jesteśmy - warknął Rider. - Muszę się przejść.

- Oczywiście i dopilnuje siostry, podejrzewam, że nie chce nas teraz widzieć.

- A dziwicie się jej? - Rider był zły, zły na kłamstwo w jakim żył.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro