22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

O szóstej rano do mieszkania weszła zmęczona Flor. Ściągnęła czerwony płaszcz oraz czarną czapkę i po cichu poszła do kuchni. Usiadła na krześle i patrzyła na wirujące płatki śniegu za oknem. Była zmęczona. Czuła się jak wrak. Nie chciała zranić przyjaciela, ale okazało się, że chcieć nie zawsze znaczy móc. Praktycznie nie spała, kiedy leżała przy blondynie. Nie potrafiła. A Ethan przytulał się do niej, jakby od tego zależało jego życia. Przytłoczyło ją to wszystko. Nie mogła poradzić sobie z tym, że zraniła przyjaciela. Ale nie było dobrego wyjścia. Być może chwila oddechu od siebie dobrze im zrobi. Przeczeka.

- Zastanawiałem się, o której wrócisz - w progu stanął Rider, miał na sobie tylko czarne bokserki.

- Prosił mnie, żebym została - wzruszyła ramionami.

- A ty jak dzielna samarytanka, wykonałaś jego prośbę.

- O co ci chodzi? 

- O ciebie - Rider zaczął wymachiwać rękoma - o niego. Kurwa o waszą przyjaźń.

- Jakoś do tej pory ci to nie przeszkadzało. Ale od kiedy założyłeś mi pierścionek na palce i zamieszkaliśmy razem, to już ci przeszkadza. To jest niewiarygodne jak w kilka dni zmieniłeś zdanie.

- Niewiarygodne jest to, że on cię kocha, do kurwy nędzy!

- Ty tak na serio? Ethan mnie nie kocha, nie w ten sposób - zaprzeczyła szatynka, bo miała już dosyć tych insynuacji.

- Gówno prawda - warknął. - Widzę jak na ciebie patrzy. 

- Poważnie chcesz się teraz kłócić o Ethana? - Flor patrzyła nie dowierzając słowom Ridera.

- Nie, ale to z nim spędziłaś połowę nocy.

- Bo tylko ja mogłam odstawić jego pijany tyłek do domu. 

- Mógł zadzwonić po swoją dziewczynę. Ale po co, skoro ma ciebie i jesteś na każde jego zawołanie.

- A Ethan to mój przyjaciel. - W szatynie zawrzało.

- A ja jestem twoim narzeczonym.  Nie będziesz się z nim spotykać

- Jesteś dupkiem. 

- A ty puszczalska - palnął Rider i od razu pożałował swoich słów. 

- Nie powiedziałeś tego...

- Flor ja...

- Ja ci nie wytykam, że kumplujesz się z dziewczynami z uczelni. Ufam ci i nigdy nie wypomniałam ci co zrobiłeś z Alex, po tym jak wyznałeś mi miłość.

- Kochanie... - szatyn chciał podejść do dziewczyny, jednak Flor poderwała się z krzesła i odsunęła.

 - Zostaw mnie. Idź na te swoje zajęcia. Zdaje się, że jak zaraz nie wyjdziesz, spóźnisz się.

- Kurwa, przepraszam. Wybacz mi kochanie ,proszę.

- Idź - wyszeptała i odwróciła się tyłem do chłopaka. Rider westchnął i wyszedł.

Szatynka odpuściła sobie zajęcia. Wyłączyła telefon i zakopała się pod kocem w salonie. Nie mogła uwierzyć, że Rider nazwał ją puszczalską. Owszem mógł być zazdrosny, tylko że nie miał o  co. Jego niedorzeczne słowa odnośnie Ethana przyprawiły ją o smutek. Nie rozumiała jak w ciągu trzech dni, mógł tak zmienić stosunek do blondyna. 

Rider nie mógł uwierzyć, że puściły mu nerwy i nazwał tak Flor. Był na siebie wkurwiony, jednak miał powody. Ethan był dla niego zagrożeniem. Wiedział, że przyjaźń tej dwójki była inna. Wszyscy to widzieli, i chyba tylko Flor tego nie dostrzegała. Westchnął gdyż wierzył jej, że nie zdradziłaby go z innym, ale nie mógł już nieść obecności blondyna w ich życiu. Żałował, że zgodził się zamieszkać u niego. A teraz jego narzeczona była na niego wkurwiona. Westchnął i poszedł do kwiaciarni na rogu. Postanowił błagać o wybaczenie.

- Kochanie - Rider pochylił się nad szatynką i pocałował ją w skroń. - Przepraszam. Cholera jestem zazdrosny. Jestem kurewsko zazdrosny.

- Nie ma o kogo - odezwała się cicho Flor, jednak nie popatrzyła na szatyna.

- Proszę, maleńka - kucnął przy łóżku - wybacz mi.

- Będziesz musiał się postarać.

- Mogą być kwiaty na początek? - Rider spytał z nadzieją.

- Na początek owszem - Flor usiadła - ale to tylko wierzchołek góry lodowej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro